[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rebelia sha’ilkCullaranPozostawiony na murze odcisk dłoni barwy czerwonej ochry rozpuszczał się powoli w strugach deszczu.Rdzawe strumyczki spływały po zaprawie łączącej cegły z palonej gliny.Duiker garbił się, by choć trochę osłonić się przed rzadko spotykaną o tej porze roku ulewą.Spoglądał na znikający powoli znak, żałując, że dzień nie jest suchy albo że nie natrafił na symbol, nim zaczęło lać, co mogłoby mu pozwolić odgadnąć, czyja dłoń pozostawiła go tutaj, na zewnętrznym murze starego Pałacu Falah’da w samym sercu Hissaru.Liczne kultury Siedmiu Miast używały całego mnóstwa symboli.Ten tajny, piktograficzny język pełen był nieprzejrzystych aluzji, które dla tubylców miały wagę omenów.Znaki te razem tworzyły skomplikowany dialog, niezrozumiały dla Malazańczyków.Duiker przebywał tu już od wielu miesięcy i powoli uświadomił sobie, że ta ignorancja jest niebezpieczna.Zbliżał się Rok Dryjhny i wszędzie rozkwitła chaotyczna obfitość symboli.Każdy mur w każdym mieście stał się zwojem pokrytym znakami tajnego kodu.Wiatr, słońce i deszcz nie pozwalały im przetrwać długo, wycierały kartę, by przygotować ją na przyjęcie nowego przekazu.Wygląda na to, że ostatnio mają bardzo dużo do powiedzenia.Duiker otrząsnął się, próbując złagodzić napięcie mięśni szyi i barków.Wydawało się, że nikt w Naczelnym Dowództwie nie słucha jego ostrzeżeń.W tych symbolach kryły się jakieś regularności i wyglądało na to, że jest jedynym Malazańczykiem, który stara się złamać ich kod, czy choćby zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo ryzykowne jest zachowanie obojętności.Naciągnął głębiej kaptur, by deszcz nie zmoczył mu twarzy.Musiał w tym celu unieść na moment szerokie mankiety telaby otworami do góry i woda ściekła mu po przedramionach.Ostatnie ślady znaku zniknęły i Duiker ponownie ruszył przed siebie.Po brukowanych stokach wzgórza, na którym wznosił się pałac, spływały sięgające kostek strumienie wody, które następnie wpadały do rynsztoków, przeprowadzonych środkiem każdego zaułka i biegnącej po grobli ulicy w mieście.Naprzeciwko potężnego muru pałacowego oklapłe markizy zwisały nad maleńkimi klitkami sklepików.Kupcy o skwaszonych obliczach, siedzący w zimnych, osłoniętych przed słońcem dziurach w murze, które pełniły funkcję wystaw sklepowych, śledzili wzrokiem Duikera.Pomijając zabiedzone osły i od czasu do czasu konia z siodłowato wygiętym grzbietem, ulice były prawie zupełnie puste.Mimo że niekiedy docierały tu zabłąkane prądy morskie z Morza Sahulskiego, miasto Hissar zostało zrodzone z pustyń i suchych stepów.Choć było imperialnym portem, a teraz również centralnym rejonem lądowania wojsk, wszyscy jego mieszkańcy w duchu odwracali się plecami do morza.Duiker zostawił za sobą starożytne budynki i wąskie zaułki, które ciasnym pierścieniem otaczały pałac, i wyszedł na Kolumnadę Dryjhny, aleję przeszywającą serce Hissaru prosto niczym włócznia.Rosnące po obu stronach trasy dla powozów guldindhy kołysały się na wietrze, a deszcz bębnił o ich liście koloru ochry.Dalej ciągnęły się zielone ogrody wchodzące w skład posiadłości bogatych obywateli.Na ogół nie otaczały ich mury, by gapie mogli podziwiać je do woli.Ulewa pozrywała kwiaty z krzewów i karłowatych drzew, pokrywając brukowane ścieżki białymi, czerwonymi i różowymi płatkami.Historyk pochylił się, gdy nagły powiew wichru przycisnął mu płaszcz do prawego boku.Woda na jego ustach miała słony smak, co było jedyną wskazówką świadczącą, że tysiąc kroków na prawo od niego znajduje się gniewne morze.W miejscu, gdzie ulica, której nadano nazwę Sztormu Apokalipsy, zwężała się nagle, trasa dla powozów zmieniała się w błotnistą ścieżkę, usianą kawałkami brukowców i glinianych naczyń, a wysokie, ongiś królewskie drzewa orzechowe ustępowały miejsca karłowatym pustynnym krzewom.Zmiana była tak raptowna, że nim Duiker zorientował się, iż dotarł do granic miasta, zdążył wleźć po łydki w zapaskudzoną łajnem wodę.Podniósł wzrok, mrużąc powieki, by osłonić oczy przed deszczem.Po jego lewej stronie, ledwie widoczny przez strugi wody, wznosił się kamienny mur Imperialnych Koszar.Zza wysokich fortyfikacji wydobywały się smużki dymu.Po prawej, znacznie bliżej Duikera, widać było chaotyczne skupisko namiotów z niewyprawionych skór, a także koni, wielbłądów i wozów.Obozowali tu kupcy, niedawno przybyli z Sialk Odhan.Historyk owinął się ciaśniej płaszczem i ruszył w stronę obozu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]