[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Śmiertelny Mieczu, Capustan jest mniejszym miastem i ma mniej obrońców, a do tego skłóconych.Ponadto od czasu Setty liczba Tenescowri wzrosła dwukrotnie.Na koniec, beklici i urdomeni zdobyli doświadczenie w ciężkich walkach.Sześć tygodni? Niemożliwe.– Musimy sprawić, żeby się stało możliwe, Tarczo Kowadło.Itkovian zacisnął zęby i nic nie powiedział.Gdy ujrzeli przed sobą strzeliste bramy Niewolnika, Brukhalian zatrzymał się i spojrzał na Barghastów.– Słyszałaś nas, Hetan.Jeśli klany Białych Twarzy chwycą za włócznię wojenną, ilu wystawią wojowników? I jak szybko zdołają tu przybyć?Kobieta odsłoniła zęby.– Klany nigdy jeszcze nie zjednoczyły się na wojnę, ale gdyby tak się stało, liczba wojowników Białych Twarzy sięgnęłaby siedemdziesięciu tysięcy.– Uśmiechnęła się szerzej w geście zimnego wyzwania.– Teraz też tego nie uczynią.Nie będzie wymarszu.Nie będzie odsieczy.Nie ma dla was nadziei.– Domin wkrótce skieruje głodne spojrzenie na was, Hetan – wskazał Itkovian.Wzruszyła ramionami.– Po cóż więc zażądałaś audiencji u Rady Masek? – zapytał Brukhalian.– Na to pytanie odpowiem jedynie kapłanom.– Sądziłem, że wyruszyliście na południe po to, by odkryć naturę K’Chain Che’Malle – wtrącił Itkovian.– Nie było dotąd potrzeby mówić więcej o naszej misji, wilku.Wykonaliśmy już jedno zadanie zlecone nam przez klanowych gnaciarzy.Teraz musimy wykonać drugie.Przedstawicie nas tym głupcom czy musimy iść tam sami?Sala Rady była ogromną komnatą.Naprzeciwko głównego wejścia wznosił się półokrąg drewnianych galerii.Sklepienie kopuły lśniło ongiś od złotych liści, których jednak zostało już bardzo niewiele.Płaskorzeźby, które dawniej pokrywało złoto, były teraz wyblakłe i trudno było na nich cokolwiek dostrzec.Zapewne miały wyobrażać procesję ludzkich postaci w ceremonialnych strojach.Podłogę pokrywały jaskrawe, ułożone w geometryczne wzory kafelki, które nie tworzyły żadnego rozpoznawalnego obrazu.Otaczały one usytuowany pośrodku dysk z gładzonego, mocno już wytartego granitu.Wysoko osadzone w kamiennych ścianach pochodnie oświetlały pomieszczenie żółtym, migotliwym blaskiem.Buchały z nich smużki czarnego dymu, który unosił się na wypełniających salę prądach powietrznych.Po obu stronach wejścia i przed czternastoma umieszczonymi za galeriami drzwiami pełnili straż nieruchomi Gidrathowie, zakuci w pełne łuskowe zbroje i z opuszczonymi zasłonami hełmów.Czternaścioro kapłanów składających się na Radę Masek siedziało w rzędzie na najwyższej z trzech galerii.Byli odziani w posępnie wyglądające szaty i zachowywali milczenie, ukryci za rzeźbionymi, wyposażonymi w zawiasy maskami bogów.Ich wyobrażenia były różne, lecz wszystkie wywierały makabryczne wrażenie z uwagi na ruchomą karykaturę twarzy, nawet jeśli w tej chwili zastygły w wyrazie obojętnej uwagi.Wszedł do sali, stukając obcasami o posadzkę, i zatrzymał się na samym środku, na wielkim kamieniu młyńskim, któremu nadano adekwatną nazwę Pępka.– Rado Masek – zaintonował – mam zaszczyt przedstawić wam Hetan i Cafala, emisariuszy Barghastów z klanów Białych Twarzy.Szare Miecze spełniają w ten sposób ich prośbę.Uczyniwszy to, możemy opuścić zebranie.Rath’Dessembrae uniosła szczupłą dłoń.– Chwileczkę, Śmiertelny Mieczu – powiedziała.– Choć nic nam nie wiadomo o intencjach owych Barghastów, prosimy was, byście tu pozostali, gdyż na zakończenie narady musimy omówić pewne sprawy.Brukhalian pokłonił się.– W takim razie wypada nam trzymać się na dystans Barghastów i ich nieznanej petycji.– Oczywiście – wyszeptała zamaskowana kobieta.Smętna podobizna jej boga przybrała wyraz lekkiego uśmiechu.Brukhalian wrócił do Itkoviana i Karnadasa, którzy zatrzymali się tuż za wejściem.Hetan i jej brat wstąpili na kamień młyński.Kobieta przyjrzała się kapłanom, a potem uniosła głowę i zawołała:– Białe Twarze są w żałobie!Czyjaś dłoń walnęła w poręcz.Rath’D’rek zerwał się na nogi.Maska jego bogini, Robaka Jesieni, wykrzywiła się we wściekłym grymasie.– Znowu? Na Otchłań, wasze plemię zgłasza swe pretensje w takiej chwili? Te same słowa! Te same idiotyczne pretensje! Za pierwszym razem nasza odpowiedź brzmiała „nie” i taka sama będzie za drugim i za każdym następnym! Audiencja skończona!– Nie!– Jak śmiesz zwracać się do nas takim tonem.– Śmiem, ty spierdziany kurduplu!Itkovian wybałuszył oczy, spoglądając najpierw na Hetan, a potem na Radę.Barghascka kobieta rozpostarła szeroko ramiona.– Wysłuchajcie moich słów! Zignorujecie je na własne ryzyko!Jej brat zaczął śpiewać cicho pieśń.Powietrze wokół dwojga barbarzyńskich wojowników zawirowało.Wszyscy Gidrathowie sięgnęli po broń.Karnadas odepchnął Itkoviana i wybiegł na środek.Szaty powiewały za nim szaleńczo.– Chwileczkę! – zawołał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]