[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jego ciężki oddech było wyraźnie słychać w nocnej ciszy.Nie spiesząc się minął żelazny krzyż.Zajrzał do wnętrza otwartego kościoła i jakby wiedziony instynktem skierował się prosto ku niszy, w którą Bowman próbował się teraz wcisnąć jak najgłębiej.Skrywał go co prawda cień, ale Koscis,gdy podejdzie bliżej, z pewnością go zauważy.Cygan nie spieszył się, szedł wolnym i pewnym siebie krokiem, kciuk miał oparty na czubku rękojeści noża, trzymanego na wysokości pasa.Bowman poczekał, aż napastnik zbliżył się do jego kryjówki, i rzucił się na niego, chwytając dłoń z nożem, bardziej dzięki szczęściu niż dobrej ocenie odległości.Obaj zwalili się na ziemię.Bowrnan spróbo­wał wykręcić prawą rękę Koscisa, ale ta była jak ze stali.Czuł, że po­woli wysuwa mu się z uścisku, toteż puścił nagle przeciwnika i przeto­czył się po bruku, wstając w tym samym momencie co i Koscis.Przez chwilę bez ruchu uważnie się sobie przyglądali.Pierwszy poruszył się Bowman - cofnął się powoli, aż dotknął dłońmi niskiego murku.Teraz już ani nie miał gdzie się ukryć, ani dokąd uciec.Koscis uśmiechnął się, ale u§miech ten był całkowicie pozbawiony ciepła.Ponieważ umiał po mistrzowsku posługiwać się nożem, więc rozkoszował się myślą o czekającej go walce.Zmienił chwyt, nie wypuszczając broni z ręki, i ruszył na Bowmana.Ten skoczył ku niemu, skręcając gwałtownie w prawo, ale Koscis znał takie sztuczki; pochylił się w tę samą stronę z ręką przygotowaną do zadania ciosu.Jednak Bowman przewidział ten ruch.Zahamował z całych sił, zaparł się prawą nogą i przyklęknął na lewe kolano, dzięki czemu nóż przeciął powietrze zaledwie centymetr nad jego głową.Jednocześnie prawym ramieniem i barkiem uderzył Cygana od dołu w uda, po czym gwałtownie się uniósł.Cios był tak silny, że Koscis wyleciał do góry i poszybował ponad murkiem w przepaść.Bowman obse­rwował spadającego Cygana, który cały czas ściskał w dłoni bez­użyteczny już nóż, i słuchał jego cichnącego wrzasku.Po chwiii za­panowała cisza.Przez kilka sekund stał bez ruchu.Lecz nagle uświadomił sobie, że jeśli Ferenc niespodziewanie nie ogłuchł, to musiał usłyszeć ten prze­raźliwy krzyk, no i będzie chciał poznać jego przyczynę.Bowman wybiegł z placu i skierował się w stronę głównej ulicy.Gdy usłyszał zbliżającego się Cygana, skręcił w pierwszą przecznicę.Ukrył się w cieniu i czekał.Po kilku minutach zobaczył F'erenca podążającego ku placykowi z nożem w jednej i pistoletem w drugiej ręce.Nie wie­dział, czy broń była nabita, ale nie miało to już znaczenia.Zauważył, że nawet w tak pełnej napięcia chwili Cygan zachował ostrożność, którą podpowiadał mu instynkt samozachowawczy - biegł środkiem drogi, gdzie nie był narażony na niespodziewany atak.Usta wykrzywiał mu grymas, będący mieszaniną wściekłości, nienawiści i strachu.Miał wy­gląd szaleńca.Rozdział trzeciNie każda kobieta obudzona w środku nocy, gdy siedzi z przeście­radłem pod brodą, włosami w nieładzie i błędnym wzrokiem, może wyglądać równie atrakcyjnie jak w balowej kreacji.Cecile Dubois potrafiła.Zamrugała, co prawda w inny sposób niż partnerka w tańcu, po czym przyjrzała się Bowmanowi krytycznie.Nic dziwnego.Wspina­czka, łażenie po ruinach i inne akrobacje z upadkiem włącznie spowo­dowały, że tak Bowman, jak i jego garnitur znacznie stracili na świet­ności.Bowman dopiero teraz mógł się sobie przyjrzeć i musiał przy­znać, że wygląda okropnie - ubranie było całe upaprane i podarte.Czekał na reakcję dziewczyny, przygotowany na złośliwość czy cy­nizm, ale ponownie musiał przyznać, że Cecile nie była przeciętną kobietą.- Sądziłam, że o tej porze będzie już pan w innym departamencie - stwierdziła spokojnie.- Niemal byłem już na tamtym świecie - przymknął drzwi, po­zostawiając niewielką szczelinę.- Ale wróciłem.Po samochód i po ciebie.- Po mnie?- Zwłaszcza po ciebie.Ubierz się szybko.Twoje życie nie będzie warte funta kłaków, jeśli tu zostaniesz.- Moje życie? Dlaczego moje.- Wstajemy, ubieramy się i pakujemy - oznajmił podchodząc do łóżka.W jego zachowaniu było tyle stanowczości, że bez dalszych pytań i protestów skinęła głową.Bowman wrócił do drzwi i wyjrzał przez szparę.W duchu przyznał, że panna Dubois obaliła właśnie kolejny mit.Była piękna, ale nie była głupia - szybko podejmowała decyzje i go­dziła się z tym; co uważała za nieuniknione, nie tracąc czasu na głupie uwagi w stylu: “jeśli uważa pan, że będę się ubierać, kiedy pan się na mnie gapi, to." i takie tam podobne.Nie żeby miał coś przeciwkogapieniu się na nią, lecz w tej chwili najbardziej interesował go Ferenc.Swoją drogą; ciekawe, co go zatrzymało; powinien już tu być i donieść tatusiowi o napotkaniu nieoczekiwanych trudności uniemożliwiających wykonanie zleconego zadania.Naturalnie, mogło też tak być, że nadal go szukał po ciemnych uliczkach Les Baux z obłędem w oku, ściskając w jednej dłoni nóż, a w drugiej pistolet.- Jestem gotowa - oświadczyła Cecile.Odwrócił się zaskoczony.Rzeczywiście była gotowa, nawet zdążyła się uczesać, a walizka leżała na łóżku.- I spakowana? - upewnił się, nie wierząc własnym oczom.- Wieczorem, to nasza ostatnia noc tutaj - zawahała się.- Proszę posłuchać, nie mogę tak po prostu wyjechać bez.- Chodzi o Lilę? Zostaw wiadomość, że skontaktujesz się z nią na poste restante w Saintes-Maries.Tylko się pospiesz.Wrócę za chwilę, muszę się spakować.Poszedł do swego pokoju.Przy drzwiach zatrzymał się na moment.Południowy wiatr szumiał w koronach drzew i pluskała fontanna - były to jedyne dźwięki, jakie słyszał.Wszedł i zaczął w pośpiechu upychać w walizce rzeczy jak popadło.Gdy wrócił do pokoju Cecile, zastał ją nadal piszącą coś pośpiesznie.- Poste restante, Saintes-Maries to wszystko, co masz podać przyja­ciółce.Historię twojego życia już zna, jak przypuszczam.Gdy podniosła głowę, zobaczył na jej nosie okulary, ale to go nie zaskoczyło.Popatrzyła na niego jak na nieszkodliwego ale uprzykrzo­nego robaka na ścianie i wróciła do pisania.Po dwudziestu sekundach złożyła podpis ozdobiony zawijasem, zbędnym gdy czas naglił, schowa­ła okulary do futerału i skinęła głową na znak, że jest gotowa.Złapał jej walizkę i oboje opuścili pokój, gasząc światło i zamykając drzwi na klucz.Bowman wziął swój bagaż, poczekał aż Cecile wsunie kartkę pod drzwi pokoju przyjaciółki i razem wyszli na zewnątrz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl