[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podróżni, którym trudno byÅ‚o utrzymać siÄ™ na pokÅ‚adzie, groma-dzili siÄ™ wspólnie w ciemnej kajucie, zabawiajÄ…c siÄ™ grami i rozmowÄ….Ondyna, o ile tylko czas pozwalaÅ‚ na to, przesiadywaÅ‚a dÅ‚ugiemi godzinami na pokÅ‚adzie,milczÄ…c, ze swoim narzeczonym.Nie mÄ™czyÅ‚y jej ani burze, ani wiatr, czuÅ‚a siÄ™ w swoim ży-wiole.Nie lÄ™kaÅ‚a siÄ™ morskich fal i zdawaÅ‚a siÄ™ nad niemi panować.PrzypÅ‚ywaÅ‚y do statku,jakby Å‚kajÄ…c i proszÄ…c i odchodziÅ‚y Å‚amiÄ…c siÄ™ w skardze.Morze woÅ‚aÅ‚o, prosiÅ‚o.Za czem?Któż zbada jego tajemnice! WsÅ‚uchiwali siÄ™ oboje w tÄ™ skargÄ™ fal i wpatrywali siÄ™ w przy-szÅ‚ość przed siebie.KryÅ‚a siÄ™ tam przed niemi tajemnica nieznana, wyspa na dalekiej Półno-cy, krainy Å›nieżnych i lodowatych przestrzeni, kto wie? może bytu ich zagadka.Wreszcie uderzyÅ‚ w żagle upragniony wiatr wschodni.OkrÄ™t, jak motyl, skrzydÅ‚a swojerozwinÄ…Å‚.Nazajutrz ujrzeli przed sobÄ… wyspÄ™ we fjordy postrzÄ™pionÄ….Niebo rozpogodziÅ‚o siÄ™.Oko spoczęło na pasmie wysokich, bielejÄ…cych w dali gór.ByÅ‚a to Islandja.Statek przesunÄ…Å‚siÄ™ wÅ›ród skalistych, fantastycznych wysp Westmanno, biegÅ‚ dalej wzdÅ‚uż wybrzeża, aż sta-nÄ…Å‚ w szerokiej zatoce portu Reykjawik.Ujrzeli przed sobÄ… miasto na sposób norweski z drzewa zbudowane.Naogół jednak, choćruch byÅ‚ mniejszy i niebo chÅ‚odniejsze, jako port nie różniÅ‚o siÄ™ wiele od GdaÅ„ska.Ale wbarwach różnica byÅ‚a ogromna.Zniknęły kolory bÅ‚Ä™kitu i szkarÅ‚atu.ZalegÅ‚y nad wszystkiemcienie szare i brunatne.Smutek przelewaÅ‚ siÄ™ z chÅ‚odnego pomimo wiosny nieba.Drzewa i kwiaty zieleniÅ‚y siÄ™ zaledwie gdzieniegdzie w maÅ‚ych ogródkach koÅ‚o domów.Krajobraz wydawaÅ‚ siÄ™ kamienisty, surowy i niegoÅ›cinny.Piotr i Ondyna postanowili zdać siÄ™ na los w swoich poszukiwaniach.Nie mieli zresztÄ… in-nego sposobu osiÄ…gniÄ™cia prawdy, która sama wydawaÅ‚a siÄ™ zresztÄ… zbyt fantastycznÄ….AlePiotr pozwalaÅ‚ siÄ™ wieść swojej towarzyszce, bo zaciekawiaÅ‚ go kraj ten obcy i lubiÅ‚ iść w to,co nieznane, siÄ™gać po to, co niezwykÅ‚e.TrwożyÅ‚a go jednak teraz dusza Ondyny.Przez caÅ‚yczas podróży i pobytu tutaj zmieniÅ‚a siÄ™ ona bardzo.ZdawaÅ‚o siÄ™, jakby nabieraÅ‚a barw tego kraju, blasków silnych i chÅ‚odnych.Krasa dziew-czyna kochaÅ‚a go.OpieraÅ‚a siÄ™ na jego ramieniu, ale stawaÅ‚a siÄ™ coraz bardziej zadumanÄ…,księżycowÄ… i milczÄ…cÄ….SpoglÄ…daÅ‚a w dalekie przestrzenie z zagadkowym uÅ›miechem twarzy,którego nie mógÅ‚ zrozumieć.Czasem byÅ‚o to uÅ›miechem, a czasem smutkiem, a czasem wy-dawaÅ‚o siÄ™ jakÄ…Å› siÅ‚Ä… niezwykÅ‚Ä…, która od niej biÅ‚a, a dla której on daÅ‚by życie bez żalu.45W pierwszy dzieÅ„ przyjazdu ujrzeli zaraz dziwne a piÄ™kne widowisko.Już noc zapadÅ‚a,gdy poÅ‚owa nieba zakryÅ‚a siÄ™ Å›wiatÅ‚em, z którego wybiegÅ‚y trzy smugi Å›wietlne, a sama ja-sność zdawaÅ‚a mienić siÄ™ gwiazdami.Na wstÄ™pie w krainÄ™ wiecznych lodów i tajemnic witaÅ‚aich zorza Północy.Piotr zbudziÅ‚ siÄ™ jakby tkniÄ™ty przeczuciem, wyszedÅ‚ przed dom i zastaÅ‚ już OndynÄ™ samÄ…,w przestwór ku Å›wiatÅ‚u patrzÄ…cÄ….Kto zresztÄ… nie spaÅ‚, każdy Å›pieszyÅ‚ na ulicÄ™.UjÄ…Å‚ ukochanÄ…swojÄ… pod rÄ™kÄ™ i spoglÄ…dali dÅ‚ugo razem na Å›wiatÅ‚o, którego odblaski promieniÅ‚y nawet ichtwarze.Po dÅ‚uższej chwili, milczÄ…c, daÅ‚a siÄ™ odprowadzić do domu.I dotÄ…d jeszcze nie byÅ‚o miÄ™dzy niemi nic prócz pocaÅ‚unków.I dotÄ…d jeszcze ramiona jejjak powój opadaÅ‚y, gdy jego zamykaÅ‚y siÄ™ na niej.TrwaÅ‚a w swojej wiecznej biaÅ‚oÅ›ci, a on,tÄ™skniÄ…c do jej uÅ›cisków, poiÅ‚ siÄ™ niÄ… jak muzykÄ…, miÅ‚ość swÄ… roztapiaÅ‚ w melancholji i duszÄ™swojÄ… oddaÅ‚ jej na wÅ‚asność, nie pozostawiajÄ…c nic dla siebie.A ona? Ona zawsze kryÅ‚a swe usta dziwnym uÅ›miechem zagadki.Lecz, chociaż on nieznaÅ‚ dróg jej tÄ™sknoty, to wiedziaÅ‚, że ona kocha tylko jego.Ale w owÄ… noc dÅ‚ugo wÅ‚adaÅ‚ nim jakiÅ› niepokój SpoglÄ…daÅ‚ przez okna w gasnÄ…ce już prze-strzenie Å›wietlanej zorzy.Izba jego przysÅ‚oniÄ™ta byÅ‚a jeszcze srebrnym cieniem, jakby księży-cowego Å›wiatÅ‚a.DuszÄ™ ogarnÄ…Å‚ mu nagÅ‚y lÄ™k, jakby przeczucie czegoÅ›, co siÄ™ stać może i po-raz pierwszy owej nocy wszedÅ‚ do pokoju Ondyny.UjrzaÅ‚ jÄ… już Å›piÄ…cÄ… cicho, osrebrzonÄ… Å›wiatÅ‚em, do poÅ‚owy tylko zakrytÄ…, o postaci dziewi-czej i mÅ‚odej rusaÅ‚ki.CiaÅ‚o jej wydawaÅ‚o mu siÄ™ zarazem dziwnie piÄ™kne, lecz kamienne.Nie pociÄ…gaÅ‚o go, a tylko poiÅ‚o marzeniem.Nagle zdawaÅ‚o mu siÄ™, że oczy jej zlekka otwarÅ‚ysiÄ™, a na ustach zalegÅ‚ uÅ›miech cichy.Spokój byÅ‚ i milczenie dokoÅ‚a, tak, że sÅ‚yszeć możnabyÅ‚o szept westchnienia.LÄ™kaÅ‚ siÄ™, by nie przerwać jej snu i wróciÅ‚ cicho i ostrożnie do siebie.I odtÄ…d powtarzaÅ‚ te wÄ™drówki.Przez caÅ‚y czas pobytu ich w stolicy Islandji przychodziÅ‚ wnocy patrzeć na niÄ….WydawaÅ‚a mu siÄ™ biaÅ‚ym i srebrnym snem, tak bezcielesnym, że nigdynie uczyniÅ‚ kroku, by siÄ™ przybliżyć.Lecz trwaÅ‚o to zaledwie kilka dni.Ruszyli w dalszÄ… podróż.OdsunÄ™li siÄ™ od brzegów Oce-anu i biaÅ‚ego zÅ‚omu góry Vatna Jökuli.Jechali wozem, zaprzężonym w renifery.Od czasu doczasu przesuwaÅ‚y siÄ™ im przed oczami poszarpane Å‚aÅ„cuchy górskie, a wÅ›ród nich, jak plamyzielonawo-bÅ‚Ä™kitne lodowce.Przybyli tak do wysokiego wÄ…wozu, rozpadliny w lawie odwiecznej.ByÅ‚o to Allmanagjau,dawnych wÅ‚adców Islandji miejsce sÄ…dów i rady.W dali zalegÅ‚e wzgórza Å›niegowe, a tu w pobliżu szumiaÅ‚ wodospad, spadajÄ…c wysoko zgóry w fale jeziora Thingwalla.Oto tutaj ongi rodziÅ‚y siÄ™ dawne sagi i opowieÅ›ci.Tu wÅ›ródpotężnych Å›cian wÄ…wozu zasiadali przedwieczni królowie Islandji z rodu Norwegów
[ Pobierz całość w formacie PDF ]