[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie zatrzymuję was.Tylko nie przywleczcie ze sobą jakiejś infekcji, dobra?Livermore odwrócił się, by odejść, ale drzwi otworzyły się, nim zdążył zrobić choć jeden krok.W progu stanął młody mężczyzna i spojrzał na nich w milczeniu.Wszedł w końcu, nadal milcząc, a napięte rysy jego twarzy sprawiały, że nikt z obecnych także nie kwapił się odezwać.Drzwi zamknęły się za nim.- Doktorze Livermore, Leatho Crabb, Guście Crabb, przybyłem, by się z wami zobaczyć - odezwał się nieznajomy, patrząc kolejno na obecnych.- Nazywam się Blalock.Livermore'owi wyraźnie nie spodobało się takie powitanie.- Proszę skontaktować się z moją sekretarką.Umówi pana.Teraz jestem zajęty.- Znów chciał odejść, ale Blalock powstrzymał go uniesieniem ręki.Równocześnie wydobył z kieszeni cienki portfel.- Wolałbym porozmawiać z panem natychmiast, doktorze.Oto mój identyfikator.Żeby wyjść, Livermore musiałby teraz odepchnąć mężczyznę.Zatrzymał się i zerknął na złotą odznakę.- FBI.Czego, u diabła, pan tu szuka?- Zabójcy.- Zapadła pełna zdumienia cisza.- Mogę wam powiedzieć tylko tyle, że jeden z pracujących w laboratorium techników jest naszym agentem.Regularnie melduje Waszyngtonowi, jak przebiega realizacja projektu.Oczekuję, że nie przekażecie tej informacji nigdzie dalej.- Wścibski szpieg! - Livermore był już zły.- Niezupełnie.Rząd zainwestował w ten projekt poważne sumy i oczekuje, że rzecz się powiedzie.Poza tym należy strzec pieniędzy podatników.Pierwszy tydzień po dokonaniu zapłodnienia charakteryzuje się u was dużą liczbą niepowodzeń.- To tylko wypadki przy pracy - powiedziała Leatha i zamilkła, oblewając się rumieńcem pod zimnym spojrzeniem Blalocka.- Naprawdę? My jesteśmy innego zdania.W Stanach Zjednoczonych są jeszcze cztery inne nowe miasta, w których podobne zespoły pracują nad projektami zbieżnymi z waszym.Też zdarza im się stracić jakieś obiekty testowe, ale nigdy tyle, ile ginie ich u was.- Kilka mniej, kilka więcej, to bez znaczenia - stwierdził Livermore.- Wszystko jest sprawą przybliżeń i statystyki.- Zapewne, doktorze, przynajmniej gdy chodzi o drobne różnice.Ale wasz współczynnik wypadkowości jest dziesięciokrotnie wyższy niż w innych laboratoriach.Tam, gdzie inni notują jedną porażkę, wy podajecie w sprawozdaniu dziesięć.Zatem nie jestem tu przypadkiem.Ponieważ to pan właśnie odpowiedzialny jest za realizację projektu, oczekuję od pana upoważnienia do swobodnego poruszania się po terenie laboratorium i rozmów ze wszystkimi zatrudnionymi.- Moja sekretarka już wyszła.Proszę zgłosić się rano.- Mam już wypisany odpowiedni formularz.Potrzebuję jedynie pańskiego podpisu.Livermore złościł się teraz bardziej na pokaz, niż naprawdę.- Nie pozwolę na to, by ktoś podbierał druki z mojego biura.Nie pozwolę.- Proszę się nie unosić, doktorze.W papier firmowy zaopatruje was rządowa drukarnia.Dla ułatwienia sprawy wziąłem od nich parę kartek.Teraz pan utrudnia.To ostatnie nieco utemperowało doktora, który zajął się poszukiwaniem pióra, by podpisać dokument.Gust i Lea-tha patrzyli z boku, nie mając pojęcia, co zrobić.Blalock złożył papier i schował go z powrotem do kieszeni.- Będę chciał jeszcze z państwem porozmawiać - powiedział i wyszedł.Livermore poczekał, aż drzwi się za nim zamkną, po czym także wyszedł.Bez słowa.- Co za typ - mruknęła Leatha.- Niech sobie będzie jaki chce, ale jeśli ma rację? Czy te wasze retorty są podatne na sabotaż?- I to jak!- Ale czemu ktoś miałby to robić? Nie rozumiem.Jakkolwiek spojrzeć, nie widzę żadnego sensownego powodu.- To już zmartwienie Blalocka, za to mu płacą.Ja zaś mam za sobą męczący dzień, jestem głodna i najbardziej interesuje mnie perspektywa obiadu.Idź już może do domu i wyjmij cokolwiek z zamrażalnika.Dołączę do ciebie za parę chwil, tylko skończę testy.- Rozumiem, że najciekawszy etap naszego małżeństwa dobiegł końca - warknął niemal Gust.- Zapomniałaś, że zapraszałem cię na obiad do Starego Miasta.- To nie tak.- powiedziała Leatha, ale umilkła, rozumiejąc, że w słowach męża jest jednak nieco racji.Najpierw pochłaniająca ją bez reszty praca, teraz pojawienie się Blalocka.Dała spokój testom, uprzątnęła stół i zdjęła fartuch, pod którym miała prostą, ciemnoszarą sukienkę z cienkiego materiału, wystarczająco przewiewną jak na klimatyzowane wnętrze Nowego Miasta.- Jeśli na dworze jest zimno, będę musiała wziąć jeszcze płaszcz.- Jasne, że jest zimno, wciąż mamy marzec.Ale wyprowadziłem już samochód i wrzuciłem do środka twój ciepły płaszcz.Mój zresztą też.W milczeniu zjechali windą na parking, gdzie na podjeździe czekał na nich kopulasty samochód.Góra odsunęła się gładko.Zanim wsiedli, włożyli cieplejsze okrycia, a uruchomiwszy elektryczny silnik, Gust włączył ogrzewanie.Samochód pomrukując skierował się ku wrotom, które otworzyły się automatycznie.Trzeba było poczekać jeszcze chwilę w śluzie, nim wewnętrzne wrota się zamkną i otworzą zewnętrzne; w końcu wyjechali na pochyłą rampę wiodącą do Starego Miasta.Dawno tu nie zaglądali i zmiany wprost rzucały się w oczy.Ulice były pełne dziur i brudne, ze szpar w nawierzchni sterczały martwe źdźbła trawy, przy krawężnikach walały się papiery.Przejeżdżając przez pusty parking wznieśli całą chmurę kurzu.Leatha zapadła się w siedzenie i trzęsła się z zimna, chociaż ogrzewanie nastawione było na mas
[ Pobierz całość w formacie PDF ]