[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Siebie owszem.A to są moi znajomi.A, to była taka wycieczka do jakiegoś ogrodu z kaktusami, zaprosili mnie, parę osób pojechało.Zaraz, jak oni się nazywali.Giser, Gisler.Coś w tym rodzaju.Nie pamiętam, straciłem z nimi kontakt.- A ta facetka, która stoi obok pana?- To ich znajoma.Nie wiem, kto to jest, też nie pamiętam.- Wanda Parker.- Tak? No to znałem Wandę Parker, chociaż trudno to nazwać znajomością.Poza tą wycieczką nie widziałem jej na oczy i gdybym zobaczył ją na zdjęciu samą, beze mnie, pewnie bym się wyparł.W ogóle jej sobie nie przypominam.- A jak pan poznał panią Szydlińską?- Też przez znajomych.Jej rodzinę.Ona tam do krewnych przyjechała, a ja z jej kuzynem jakiś czas pracowałem.Hubek się nazywał.Mikołaj Hubek.Bieżan zdołał ukryć emocję.- A gdzie ten Hubek teraz jest?- Nie wiem, tam, gdzie był chyba.Miał dobrą pracę, raczej jej nie zmienił.Jeszcze pół roku temu nadal siedział w Bostonie.Wie pan co, ja odpowiadam, tak jak pan sobie życzył, ale przyznam się panu, że nic z tego nie rozumiem.Co za jakieś dziwne pytania pan mi zadaje.- Zaraz zadam jeszcze dziwniejsze.Gdzie pan był w zeszły piątek? Nie ten ostatni, tylko poprzedni?Pawlakowski spojrzał na niego, wzruszył ramionami i sięgnął po kalendarz.Przełożył kartkę do tyłu i obejrzał miniony tydzień.- W Siedlcach - rzekł obojętnie.- Odbierałem instalacje w willi u takiego jednego.Nie ma tu co ukrywać, weterynarz, Grabowski się nazywa.Można powiedzieć, że była to praca zlecona.- A o której pan wrócił do Warszawy?- O drugiej, ale nie w piątek, tylko w sobotę.- To znaczy, że spędził pan w Siedlcach dwa dni?- Jedną całą dobę, ściśle biorąc.Pojechałem na odbiór wczesnym popołudniem, ale okazało się, że spaskudzili robotę i trzeba było poprawiać.Facet chciał mieć dom gotów na sobotni wieczór, gości zaprosił, prawie całą noc razem z ludźmi robiłem, skończyliśmy nad ranem, koło piątej.Zdrzemnąłem się parę godzin i wróciłem.Chce pan adres?- Tak, poproszę.W tym momencie w zamku drzwi wejściowych zachrobotał klucz, szczęknęła klamka i ktoś wszedł do mieszkania.Bieżan i Robert spojrzeli z ciekawością, w progu pokoju ukazała się młoda i bardzo piękna kobieta w nieprzemakalnej kurtce, wąskich spodniach i kozaczkach, z dużą torbą przewieszoną przez ramię.Zatrzymała się, jakby nieco zaskoczona, otworzyła usta, ale nie zdążyła się odezwać, bo za nią zabrzmiał dzwonek u drzwi.Obejrzała się, Robert ją ubiegł.- Pani pozwoli, że ja otworzę.- Pani Weronika Pawlakowska? - spytał równocześnie Bieżan, podnosząc się z krzesła.- Co to ma znaczyć? - spytała Weronika Pawlakowska, marszcząc brwi.Pawlakowski podniósł się również.Podszedł do żony, sięgnął do jej kurtki.Weronika zrzuciła torbę z ramienia i zdejmując kurtkę, wyjrzała do przedpokoju.- Czy mamy gości? Nic mi nie mówiłeś.- Mamy gości niespodziewanych.Panowie są z policji.- Wszyscy?- Nie wiem.Mogę to odwiesić na wieszak?- Nadkomisarz Edward Bieżan, aspirant Robert Górski - przedstawił Bieżan elegancko.- Dwóch kolegów nam towarzyszy, ale na nich proszę nie zwracać uwagi.Oczywiście, może pan robić, co pan chce.Jesteśmy zmuszeni zadać państwu kilka pytań.- Mnie już panowie zadali ich dosyć dużo - wyjaśnił żonie Pawlakowski, przechodząc z kurtką do przedpokoju.-Sądzę, że teraz kolej na ciebie.Głównie interesują ich jakieś obce osoby.- Czy ja bym nie mogła najpierw zrobić sobie herbaty?- spytała Weronika grzecznie.- Zmarzłam trochę i jestem zmęczona.Mogę pójść do kuchni?- Proszę bardzo - zgodził się Bieżan.- My poczekamy.Za Weroniką wszedł do kuchni milczący Robert.Obejrzała się na niego, wzruszyła ramionami i postawiła czajnik na gazie.Wyjęła z szafki tylko jedną szklankę, nalała do niej esencji z imbryczka i znów obejrzała się na Roberta.- Chciałabym iść do łazienki - rzekła chłodno.- Sama, jeśli można.Robert cofnął się z ukłonem.- Nie ma najmniejszych przeszkód.Przyjrzał się jej już dokładnie.Miała na sobie te wąskie spodnie i obcisły, elastyczny sweterek.Strój nie stwarzał żadnych możliwości ukrycia czegokolwiek, niczego zatem także nie mogła wyrzucić ani zniszczyć.Na wszelki wypadek zajrzał tylko do łazienki przed nią, zobaczył idealny porządek i znów się cofnął, schodząc jej z drogi.Bieżan w pokoju uczynnię podniósł z podłogi torbę pani domu.Torba była otwarta, dość wypchana i rozchylona.Podnosząc, Bieżan zajrzał do niej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]