[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.C.S.Johnson, 1972).Bractwa znane sąrównież ze swych skłonności do angażowania się w różne działania na rzeczdobra publicznego.Jedyne, na co nie chcą się zgodzić, to zastąpienie tymirozsądnymi przedsięwzięciami pozornie bezsensownych ceremoniiinicjacyjnych.Ankieta przeprowadzona na Uniwersytecie w Waszyngtoniewykazała na przykład, że większość tamtejszych oddziałów" bractw ma własneceremonie inicjacyjne, jednak, z wyjątkiem jednego tylko przypadku, żadne znich nie pokrywają się z tradycyjnie wykonywanymi pracami społecznymi(Walker, 1967).Sprawcy dręczenia nowicjuszy jawią się więc jako ludzie normalni,psychicznie zdrowi i zaangażowani społecznie, którzy w jednym tylkomomencie zdradzają sadystyczne objawy" - w momencie przyjmowanianowych członków do własnej grupy.Winowajcą zdaję się więc być raczej samaceremonia, niż biorący w niej udział ludzie.Wygląda na to, że w ceremoniachtakich jest coś cennego dla podtrzymujących je grup, coś, co każe im dopuszczaćsię tak zwalczanej przez resztę społeczeństwa surowości wobec nowoprzyjmowanych członków.Co grupy zyskują dzięki takim zabiegom?Moim zdaniem, odpowiedzi dostarczają wyniki pewnego interesującegofile://C:\Documents%20and%20Settings\Administrator\Moje%20dokumenty\TEKST.2005-01-16Wywieranie wpływu na ludzi [Robert Cialdini] Strona 95 z 276badania, mało znanego poza kręgami psychologów społecznych.Dwaj młodzibadacze, Elliot Aronson i Judson Mills (1959), postanowili sprawdzić, czy toprawda, że Judzie bardziej cenią sobie coś, co uzyskali dzięki własnym,intensywnym wysiłkom niż to, co przyszło im bez wysiłku".Tak się szczęśliwiezłożyło, że do sprawdzenia tej hipotezy wybrali właśnie wymagającą wysiłku -bądz nie - inicjację do grupy.Aronson i Mills stwierdzili, że młode kobiety,które musiały przejść przez mocno amabrasującą i kłopotliwą ceremonię", abywejść do grupy dyskutującej na temat życia seksualnego, przekonały samesiebie, że grupa ta jest interesująca, a uczestnictwo w niej -wartościowe.Mimo,że autorzy przetrenowali pozostałych uczestników dyskusji, aby byli tak nudni ibezsensowni, jak to tylko możliwe".Studentki, które musiały przejść jedyniełatwą inicjację lub nie zostały w ogóle poddane zabiegom inicjacyjnym, były wswoich sądach na temat grupy realistyczne i -zgodnie z prawdą uważały ją zazbiorowisko nudziarzy.Identyczne wyniki uzyskano w innych badaniach, gdzietrudna inicjacja oznaczała znoszenie bólu (Gerard i Mathewson, 1966).Imwięcej wstrząsów elektrycznych dziewczęta musiały wytrzymać, aby dostać siędo grupy, tym bardziej oceniały jej działania jako interesujące, inteligentne igodne pochwały.Wszystkie te sposoby dręczenia przyjmowanych do grupy nowicjuszynabierają teraz sensu.Ani mężczyzna z plemienia Tonga ze łzami w oczachprzyglądający się swojemu 10-letniemu synowi cierpiącemu chłód w ogrodzietajemnic", ani członkowie studenckiego bractwa, bijący wśród wybuchównerwowego śmiechu swoich przyszłych braci" nie są sadystami.Ich działaniasłużą jedynie przetrwaniu grupy.Dzięki nim nowo przyjęci będą bowiem cenićsobie swoją przynależność do grupy, chętnie i lojalnie działać na jej rzecz,poświęcać się dla jej dobra.Słowem, zapewniać będą grupie spójność i trwanie.Badania nad 54 różnymi kulturami wykazały, że te społeczności, w którychobowiązują najcięższe rytuały inicjacji, cechują się także największąsolidarnością wewnątrzgrupową (Young, 1965).Zważywszy stwierdzony przezAronsona i Millsa wzrost zaangażowania w wyniku trudnej inicjacji, trudno siędziwić różnym grupom, że stanowczo opierają się wszelkim próbomwyeliminowania tego zródła ich spójności, jakim są ceremonie inicjacyjne.Ceremonie takie nagminnie spotyka się też w wojsku - chyba każda armia znazjawisko mniej lub bardziej nasilonego znęcania się żołnierzy starszychroczników nad kotami" [jak we współczesnej polskiej armii nazywa sięświeżych rekrutów - przyp tłum.].Pisarz William Styron, służący niegdyś wamerykańskich marines, wylicza swoje przejścia, jakże podobne do tego, coprzechodzą chłopcy z plemienia Tonga czy niektórzy amerykańscy studencipodczas otrzęsin:(.) bezlitosna musztra trwająca godzinami w pełnym słońcu,cierpienia fizyczne i psychiczne, poniżenia, często sadyzmprowadzących musztrę sierżantów, wszystkie te klaustrofobiczne iprzerażające zniewagi dla ducha, które z obozów szkoleniowychQuantico czy Parris Island czyniły miejsca najbardziej w całymfile://C:\Documents%20and%20Settings\Administrator\Moje%20dokumenty\TEKST.2005-01-16Wywieranie wpływu na ludzi [Robert Cialdini] Strona 96 z 276wolnym świecie zbliżone do obozów koncentracyjnych.Jednak w swoim komentarzu Styron wychodzi poza samo wyliczaniewszystkich doznanych niedoli - rozpoznaje też ich zamierzony skutek:Nie znam ani jednego byłego marinę, niezależnie od kierunku, wjakim się duchowo czy politycznie obrócił po wszystkich tychprzejściach, który nie uważałby przebytego szkolenia za tygiel, zktórego on sam wyłonił się jako ktoś w jakiś sposób wytrwalszy, poprostu odważniejszy i bardziej nadający się do życia (Styron,1977)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]