[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Prawnik Yancy był samotny, dwukrotnie rozwiedziony.Dorobił się dwóch je-98denastoletnich synków blizniaków z drugiego małżeństwa.Chłopcy byli, jak naswój wiek, wyjątkowo bystrzy.Ramble, jak na swój, był straszliwie powolny, więcrazem świetnie się bawili przy grach komputerowych w sypialni, podczas gdyYancy samotnie oglądał mecze.Jego klient miał otrzymać obowiązkowe pięć milionów dolarów na dwudziestepierwsze urodziny, a biorąc pod uwagę poziom dojrzałości chłopaka i wychowa-nie, na jakie mógł liczyć w domu, pieniądze stopnieją szybciej niż pozostałymdzieciom Phelana.Yancy jednak nie przejmował się byle pięcioma milionami; do diabła, tylezarobi z samych procentów od działki, jaką Ramble otrzyma po otwarciu testa-mentu.Miał inne zmartwienia.Tira wynajęła nową, wyjątkowo agresywną firmęprawniczą, niedaleko Kapitolu, mającą wszystkie stosowne koneksje.Jako byłażona, nie dziecko, otrzyma część o wiele mniejszą niż to, co dostanie Ramble.Nowi prawnicy oczywiście zdawali sobie z tego sprawę.Wywierali naciskina Tirę, żeby wykopała Yancy ego i przyciągnęła do nich młodego Ramble a.Naszczęście, matka nie dbała o swego dzieciaka, a Yancy skutecznie nim manipulo-wał, chroniąc przed wpływem matki.Zmiech chłopców działał jak balsam na jego uszy.16Póznym popołudniem zatrzymał się przy małym sklepie, kilka przecznic odhotelu.Wałęsał się po ulicach i gdy zobaczył, że sklep jest otwarty, wszedł dośrodka z nadzieją, że znajdzie tam piwo.Nic innego tylko piwo, może dwa.Byłsam na drugim końcu świata, a do tego nie miał z kim obchodzić świąt.Dopa-dła go fala samotności i depresji, i zaczął odczuwać pierwsze oznaki załamania.Litował się nad sobą.Dostrzegł rzędy pełnych, zamkniętych butelek: whisky, dżin, wódka, ustawio-nych karnie jak żołnierze w błyszczących mundurach.W jednej chwili zaschło muw ustach.Zamknął oczy i rozchylił wargi.Przytrzymał się lady, żeby nie stracićrównowagi.Twarz wykrzywił mu grymas bólu, kiedy pomyślał o Sergiu w Wal-nut Hill i Joshu, byłych żonach, i wszystkich tych, których tyle razy zranił, gdywpadał w delirium.W głowie zawirowało dziko i pewnie straciłby przytomność,gdyby nie drobny mężczyzna, który coś do niego zagadnął.Nate spojrzał na niegogniewnie, zagryzł wargę i pokazał wódkę.Dwie butelki, osiem reali.Każdy upadek wyglądał inaczej.Niektóre nadchodziły powoli: tu drink, tamdrugi, szczelina w tamie, potem kolejne szpary.Kiedyś nawet sam pojechał dokliniki.Innym razem obudził się przywiązany do łóżka z wenflonem w nadgarst-ku.Podczas ostatniego dołka pokojówka znalazła go w stanie śpiączki w pokojutaniego motelu za trzydzieści dolców dziennie.Zcisnął papierową torbę i poszedł do hotelu, mijając grupkę spoconych chłop-ców dryblujących na chodniku.Dzieci są takie szczęśliwe, pomyślał.%7ładnychobciążeń.Jutro po prostu kolejny mecz.Za godzinę miał zapaść zmrok i Corumba powoli budziła się do życia.Otwie-rały się przyuliczne kafejki i bary, minęło go kilka samochodów.W hotelu znadbasenu płynęła muzyka i przez chwilę odczuwał pokusę, by usiąść przy stolikui wysłuchać ostatniego utworu.Nie zrobił tego.Poszedł do pokoju, gdzie zamknął drzwi na klucz i napełniłwysoki plastikowy kubek lodem.Ustawił butelki obok siebie, otworzył jedną, po-woli zalał lód wódką i poprzysiągł sobie, że nie przerwie, dopóki nie opróżni obu100butelek.Jevy czekał na przystani na handlarza, który przyjechał o ósmej.Słońce wy-toczyło się leniwie ponad horyzont, lecz z trudem przebijało się przez zasłonęchmur.Chodniki biły gorącem.Nie było pompy olejowej, przynajmniej do diesla.Handlarz wykonał dwa tele-fony i Jevy odjechał hałaśliwie pickupem.Na skraju Corumby pewien sprzedawcałodzi miał złomowisko, zawalone pordzewiałymi wrakami.Jakiś chłopak wręczyłJevy emu porządnie zużytą pompę olejową, uwalaną olejami, smarami i zapako-waną w brudną ścierkę.Jevy z radością zapłacił dwadzieścia reali.Wrócił nad rzekę i zaparkował na nabrzeżu. Santa Loura wciąż tam cumo-wała.Ucieszył się na widok Welly ego.Welly był nowicjuszem na pokładzie, niemiał jeszcze osiemnastu lat i twierdził, że potrafi gotować, pilotować, sterować,sprzątać, zajmować się nawigacją i robić wszelkie inne rzeczy.Jevy wiedział, żekłamie, lecz taka fanfaronada nie należała do rzadkości wśród chłopaków szuka-jących pracy na rzece. Widziałeś pana O Riley? zapytał. Amerykanina? zapytał Welly. Tak, Amerykanina. Nie.Nie pojawił się.Rybak w drewnianej łodzi wrzasnął coś do Jevy ego, ale on myślał o czymśinnym.Wszedł na łódz po chybotliwym trapie.Na rufie znów rozległo się stuka-nie.Ten sam ponury mechanik mocował się z silnikiem.Pochylał się nad nim, nawpół kucając, bez koszuli, zlany potem.W maszynowni było duszno.Jevy podałmu pompę olejową i mechanik obmacał ją krótkimi, grubymi palcami.Pięciocylindrowy, rządowy diesel z pompą na dnie skrzyni korbowej spoczy-wał tuż poniżej kratownicy w podłodze.Mężczyzna wzruszył ramionami, jakbypowątpiewał, czy zakup Jevy ego mógł istotnie w czymś pomóc, wymanewrowałbrzuchem dokoła przewodu rurowego, opadł powoli na kolana i zgiął się nisko,opierając czoło na rurze wydechowej.Chrząknął i Jevy podał mu klucz.Pompa powoli wsunęła się na swoje miejsce.Koszula i szorty Jevy ego spłynęły potem w ciągu kilku minut.Widząc, że obaj mężczyzni wcisnęli się w maszynownią, Welly postanowiłzapytać, czy go nie potrzebują.Nie, nie był potrzebny. Wypatruj Amerykanina rzucił Jevy ocierając pot z czoła.Mechanik klął i rzucał kluczami przez pół godziny.W końcu oświadczył, żepompa jest gotowa do użytku.Uruchomił silnik i przez kilka minut sprawdzałpoziom oleju.Wreszcie uśmiechnął się i pozbierał narzędzia.Jevy pojechał do hotelu szukać Nate a.Nieśmiała dziewczyna w recepcji nie widziała jeszcze pana O Riley.Zadzwo-101niła do jego pokoju, lecz nikt nie odpowiedział.Zapytali przechodzącą przez holpokojówkę: nie, o ile wie, nie wychodził z pokoju.Niechętnie wręczyła Jevy emuklucz.Drzwi były zamknięte, ale nie na łańcuch, i Jevy wszedł powoli.Pierwsządziwną rzeczą, jaką dostrzegł, było puste łóżko i zmięta pościel
[ Pobierz całość w formacie PDF ]