[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem zapalił papierosa, stanął tyłem do drzwi i przełożył dłonie przez szparę między kratami.Pułkownik zacisnął kajdanki na jego przegubach i skinął głową, dając znak strażnikowi na końcu korytarza.Drzwi otworzyły się i więzień wyszedł z celi uśmiechając się do J.B.Gullitta, który obserwował wszystko z przerażeniem, gotów się rozpłakać.Sam odwrócił się i mrugnął do Hanka Henshawa.Nugent wziął go za ramię i poprowadził korytarzem, obok Gullitta, Loyda Batona, Stocka Turnera, Harry’ego Rossa Scotta, Buddy’ego Lee Harrisa i wreszcie obok Preacher Boya, który leżał na łóżku, z twarzą ukrytą w prześcieradle, i płakał.Korytarz kończył się rzędem żelaznych krat, takich samych jak w każdej celi, w których osadzone były potężne drzwi.Po drugiej stronie stali pozostali oprawcy, przypatrując się wszystkiemu uważnie i z wielką satysfakcją.Za nimi znajdował się krótki, wąski korytarzyk prowadzący do Izolatki.A dalej do komory.Sama przenoszono szesnaście metrów bliżej śmierci.Oparł się o ścianę, paląc, obserwując wszystko ze stoickim spokojem.Nie było w tym szykany wymierzonej specjalnie w niego, tylko zwykła rutyna.’Nugent wrócił do celi numer sześć i wyszczekał rozkazy.Czterech strażników weszło do celi i zaczęło zabierać rzeczy więźnia.Książki, maszynę do pisania, wentylator, telewizor, przybory toaletowe, ubranie.Trzymając rzeczy, jakby były zarażone, zanieśli je do Celi Obserwacyjnej.Materac i pościel został zwinięte i przetransportowane przez potężnie zbudowanego strażnika w cywilu, który nadepnął niechcący na prześcieradło i rozdarł je.Więźniowie przyglądali się tej nagłej przeprowadzce z pełnym smutku zaciekawieniem.Ich małe, ciasne cele były dla nich jak dodatkowa warstwa skóry i potraktowanie jednej z nich w tak bezlitosny sposób sprawiało im ból.Mogło się to zdarzyć każdemu z nich.Perspektywa egzekucji była coraz bliższa; słyszeli ją w stukocie ciężkich butów na korytarzu i w stłumionych, surowych głosach zespołu Nugenta.Tydzień temu ledwie zwróciliby uwagę na odległy trzask ciężkich drzwi.Teraz był on jak szarpiące receptory nerwowe kopnięcie prądem.Strażnicy nosili rzeczy więźnia, aż do końca opróżnili celę numer sześć.Nie zajęło im to długo.W nowym mieszkaniu Sama zostawili wszystko w kompletnym nieładzie.Żaden z ośmiu funkcjonariuszy nie pracował w Bloku.Nugent wyczytał gdzieś w przypadkowych notatkach naczelnika Naifeha, że członkowie zespołu egzekucyjnego pod żadnym pozorem nie powinni być znani więźniowi.Powinno się ściągać ich z innych obozów.Trzydziestu jeden oficerów i zwykłych strażników zgłosiło się na ochotnika.Pułkownik wybrał tylko najlepszych.— Wszystko na miejscu? — warknął.— Tak, sir — odparł jeden ze strażników.— Bardzo dobrze.Cela należy do ciebie, Sam.— Och, bardzo panu dziękuję, sir — odparł więzień z sarkazmem i wszedł do środka.Nugent dał znak i drzwi zamknęły się z głuchym trzaskiem.Pułkownik podszedł do nich i chwycił obiema rękami za kraty.— A teraz posłuchaj, Sam — powiedział poważnym głosem.Skazaniec stał oparty o ścianę, nie patrząc na niego.— Jesteśmy tutaj, gdybyś czegokolwiek potrzebował.Przenieśliśmy cię, żeby móc cię lepiej obserwować.W porządku? Czy mogę coś dla ciebie zrobić?Skazaniec wciąż spoglądał w bok, kompletnie ignorując Nugenta.— Bardzo dobrze.— Pułkownik odsunął się od drzwi i spojrzał na swoich ludzi.— Chodźmy — powiedział.Niecałe trzy metry od więźnia otworzyły się drzwi i członkowie zespołu egzekucyjnego opuścili teren oddziału A.Ich dowódca rozejrzał się po korytarzu i również przestąpił próg.— Hej, Nugent! — wrzasnął nagle Sam.— A może tak zdjąłbyś mi te cholerne kajdanki?Nugent zamarł, a jego ludzie stanęli jak wryci.— Ty kretynie! — wrzasnął więzień ponownie, a pułkownik szarpnął się do tyłu, szukając kluczy, wyszczekując rozkazy.Cały korytarz zatrząsł się od śmiechu, głośnych krzyków, wyzwisk i radosnego wycia.— Nie możesz zostawić mnie tu w kajdankach! — krzyczał Sam.Nugent stał przy drzwiach celi, zgrzytając zębami, znajdując wreszcie właściwy klucz.— Odwróć się — nakazał.— Ty niedouczony sukinsynu! — ryknął skazaniec prosto w oddaloną o niecałe pół metra, czerwoną jak burak twarz pułkownika.Śmiech przybrał jeszcze na sile.— I ty jesteś odpowiedzialny za przeprowadzenie mojej egzekucji! — powiedział Sam z wściekłością i na tyle głośno, żeby usłyszeli go wszyscy.— Dojdzie do tego, że zagazujesz sam siebie.— Nie licz na to — odparł Nugent krótko.— I odwróć się wreszcie.Ktoś, może Hank Henshaw, a może Harry Ross Scott, zawołał: — Gestapo! — i natychmiast cały korytarz podjął refren:— GESTAPO! GESTAPO! GESTAPO!— Zamknąć się! — wrzasnął Nugent.— GESTAPO! GESTAPO!— Zamknijcie się!Sam odwrócił się w końcu i wystawił dłonie na zewnątrz, tak żeby Nugent mógł go rozkuć.Pułkownik szybko zdjął kajdanki i wyszedł z korytarza.— GE–STA–PO! GE–STA–PO! GE–STA–PO! — skandowali razem, aż zatrzasnęły się drzwi i korytarz opustoszał ponownie.Potem głosy ucichły, zamarł śmiech.Powoli ramiona schowały się z powrotem w celach.Sam stanął twarzą do korytarza i spojrzał z wściekłością na dwóch strażników obserwujących go zza drzwi oddziału.Przez kilka minut porządkował celę — włączył wentylator i telewizor, ustawił równo książki, tak jakby zamierzał je jeszcze czytać, sprawdził, czy leci woda i działa klozet.Potem usiadł na łóżku i przyjrzał się rozdartemu prześcieradłu.To była jego czwarta cela w Bloku, ta, w której miał niewątpliwie przebywać najkrócej.Pamiętał pierwsze dwie, a szczególnie drugą, na oddziale D, gdzie zaraz za ścianą mieszkał jego bliski przyjaciel Buster Moac.Pewnego dnia strażnicy przyszli po Bustera i przenieśli go tutaj, do Celi Obserwacyjnej, by mieć go na oku i uważać, żeby nie popełnił samobójstwa.Sam płakał, kiedy Bustera zabrano do komory.Praktycznie każdy więzień, który dotarł do tego przystanka, docierał również do następnego.A potem do ostatniego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]