[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nikt w panice nie kopał sobie dołka.Wszyscy stali wyprostowani.Zapisał w notesie: „Trudno w to uwierzyć".Maggie przeniesiono na okręt-szpital Comfort, spędziła więc cały ten deprymujący poranek obserwując owo łatwe lądowanie.Na Guamie wybłagała u kontradmirała Millera, oficera prasowego Floty Pacyfiku, pozwolenie zejścia na ląd za piechotą morską, z sanitariuszami.Jednakże „Szyper Min", jak go przezwali reporterzy, kazał jej pozostać na Comforcie i pisać o tym, jak się używa krwi do ratowania rannych.To nie było w porządku.Korespondenci-mężczyźni zeszli już na ląd i mają na wszystko oko, ona zaś nawet nie może przeprowadzić wywiadów z rannymi.Jeszcze przed zapadnięciem nocy trzydzieści tysięcy Amerykanów zeszło na przyczółek długości trzech mil i głębokości jednej.Koszt własny: dwudziestu ośmiu poległych, dwudziestu siedmiu zaginionych.Wojska lądowe wraz z piechotą morską posuwały się płynnie na całym froncie i już pod koniec drugiego dnia oczyszczono lotnisko Kadena i naprawiono dla lądowań awaryjnych.Następnego ranka wściekłość Maggie zamieniła się w bunt.Kazano jej opisać wszystko, co dotyczyło przetaczania krwi, ale nadal nie dostarczono ani jednego rannego.Jakże mogła wykonać rozkaz Szypra Min pozostając na pokładzie? Postanowiła zasięgnąć rady wyższego autorytetu i skorzystała z pierwszej okazji (właśnie nadarzała się barka), by popłynąć na zakotwiczony tysiąc jardów dalej El Dorado.Była pewna, że znajdzie tam zastępcę Szypra Min.I oczywiście spotkała na pomoście MacDowella.- Co ty tu robisz? - spytał zaniepokojony.- Wiesz, że mi kazali śledzić obieg krwi do ratowania rannych - zaczęła przymilnie.- Flota chce większych dostaw od cywilów.Pomogłoby, gdybym mogła zrobić kilka dobrych zdjęć.Machnę ładny reportaż.- Rzeczywiście dostajemy ze Stanów za mało krwi - przyznał.Mieli tylko dostęp do zasobów wojsk lądowych w Brown Beach.Zasalutowała.- Proszę o pozwolenie sfotografowania tych na Brown Beach, sir - wypaliła.- Jesteś niepoprawna.- Tak jest, sir.- Do licha.-Ujął ją za ramię.- Zjemy lunch w mesie oficerskiej.Potem popłynie na plażę jedna barka.Była tak poniecona, że prawie nie tknęła jedzenia.Mówiła o wszystkim, z wyjątkiem swojej wycieczki, ze strachu, że Mac się rozmyśli.On zań odstawił ją na barkę osobiście.- To tylko króciutki rejsik - powiedział.- Przywiozą cię z powrotem przed wieczorem.- Tak jest, sir - pisnęła z entuzjazmem i puściła doń ukradkiem oko.Wskoczyła do łodzi, i gdy ta miała już odbijać, ktoś krzyknął z El Dorado.- Ta dziewczyna nie może schodzić na brzeg! Maggie na to: - A niech to wszyscy diabli! - Zatkało ją.Potem ten sam głos dodał: - Musi włożyć hełm.Sfrunął hełm z pokładu.Złapawszy go uświadomiła sobie, że jest to jedyny przedmiot z ekwipunku polowego, jaki miała.Wyruszyła bez manierki a nawet mapy.Ten krótki rejsik nie tylko że trwał dwie godziny, to jeszcze w połowie drogi ku plaży musiała się, wraz z korespondentem z Australii, przesiąść na pływający ciągnik.Wyskoczyli oboje na brzeg.- To jest Pomarańczowa Plaża - wyjaśnił sternik czy też kierowca ciągnika.- Na Brunatnej fala była za wysoka.- Maggie szła już wzdłuż plaży, gdy kierowca krzyknął:- Dzisiaj po was nie wrócę.Będzie wiać!Maggie zamiast się zmartwić, ucieszyła.Oznaczało to, że może będzie musiała zostać na noc.Spytała Australijczyka, gdzie jest ta Brunatna Plaża.Nie wiedział nawet o jej istnieniu.- Gdzie twoja mapa?- Nie mam żadnej mapy - wyznała.On także nie miał.- Mam pisać o pierwszym oddziale frontowym, jaki napotkam.Wspaniały pomysł.Ale gdzie ten front? Odgłosy bitwy dochodziły z bardzo daleka, były to na przemian poświsty i eksplozje.Dwadzieścia jardów dalej piach się nagle urywał.- Musimy to obejść - powiedział spokojnie Australijczyk, potem spytał poważnie: - Czemu pani tego nie sfotografuje?Odpowiedziała, że ojciec radził jej zawsze by - jeśli zabłądzi- rozejrzała się za policjantem, po czym ruszyła polną drogą.Po kilku już minutach dopędził ich jeep żandarmerii polowej.- Gdzie jest Brunatna Plaża? - spytała.Żaden z dwu żandarmów nigdy nie słyszał o Brunatnej Plaży.- To wojskowa plaża - dodała Maggie.- Zawieziemy cię na prawdziwą plażę, siostro.Podwieziemy cię do Szóstej Dywizji Marines.Maggie ochoczo wskoczyła do wozu, Australijczyk wolał się przejść piechotą do innej dywizji.Maggie była w swoim żywiole.Wszystko szło po jej myśli.Dowódcą Szóstej Dywizji był generał Shepherd, z którym odbyła pamiętną rozmowę na Ulithi.Zapraszał ją przecież do swego oddziału i chichotał, gdy uprzedzała, że nie ma rozkazu zejścia na ląd.Shepherd nie był jej widokiem zaskoczony.Domyślił się, że nie mogła się oprzeć pragnieniu zejścia na brzeg nawet bez rozkazu.- Moja droga - rzekł - jest z ciebie dzielna dziewczyna.– Nigdy nikt nie powiedział jej nic milszego.Zaprosił na wspólny posiłek.Siedząc przy stole wykonanym z desek, słyszała dźwięk przypominający łoskot towarowego pociągu po moście, gdy człowiek siedzi pod nim.Przerażał ją, obawiała się, że to po niej widać.- To nic takiego, Maggie - powiedział Shepherd.- To nasze.- Wyjaśnił, że tak brzmią salwy z dywizyjnych haubic kalibru 155 mm.Przeleciała nad głowami kolejna salwa i Maggie znowu zadrżała.- Przywykniesz - dodał.Po posiłku zabrał Maggie na stronę dywizyjny, nadworny można rzec, fotograf.Powiedział, że jej aparat błyszczy i ściągnie ogień snajpera.Pomalował chromowane części czarnym lakierem.- Jeśli niebacznie ściągniemy na siebie ogień, oddziały frontowe każą nam natychmiast wracać.- Obiecał, że rano pomoże jej zorientować się w sytuacji, ale uprzedziła go z żalem, że już jej tu wtedy nie będzie.Skinął na nią siedzący obok Shepherda pułkownik.- Powinna pani już wracać na plażę - przypomniał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]