[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po drugiej stronie łóżka siedział Aryn i trzymał Laurę za rękę.Gdyby nie diody urządzeń kontrolnych, sala byłaby niemalkompletnie ciemna.Aparat monitorujący pracę serca wydałdziwny dzwięk, po czym wrócił do normalnego rytmu.Susie iAryn ani drgnęli, zupełnie inaczej niż pierwszego dnia,który spędzil w szpitalu.Teraz byli już przyzwyczajeni dowidoków i dzwięków z Ol OM-u.Susie nie miała pewności, czy Laura ją słyszy i rozumie, ale tonie miało znaczenia.Nadal głaskała jej włosy, mówiąc:- Na całym świecie ludzie modlą się za ciebie, słoneczko.Nieuwierzyłabyś, jak bardzo jesteś kochana - pochyliła się ipocałowała Laurę w czoło.- Wyjdziesz z tej operacji bezszwanku.- Chyba powinniśmy dać jej odpocząć - stwierdził Don,wchodząc do sali z pozostałymi członkami rodziny.Ledwiewypowiedział te słowa, a z ust Laury wydobył się cichyprzeciągły dzwięk.Co prawda rurka respiratora utrudniałaobserwację, ale wszyscy zebrani gotowi byli przysiąc, że było toziewnięcie.Ziewnęła, po raz pierwszy od czasu wypadku.Zamrugała powiekami i otworzyła nieznacznie oczy.- Widzieliście to?! - krzyknęła Susie.- Próbuje się obudzić!Van Rynowie zaczęli się ściskać i poklepywać.Nieznacznyruch powiek i ziewnięcie nie wydaje się może niczymwielkim, ale po pięciu dniach sporadycznych reakcji to byłonaprawdę coś.- Myślę, że to było doskonałe zakończenie dnia - podsumowałDon.- Możesz iść razem z Suz się przespać - zaproponowała Lisa.-Ja dziś zostanę dłużej z Markiem.- Nie chcę jej zostawiać - zaprotestowała Susie.- Nie martw się, mamo.Będziemy tu.Zresztą ty jutro będzieszmiała jeszcze trudniejszy dzień niż Laura.Musisz wypocząć.Po paru minutach przekonywania Susie w końcu się zgodziła.Wszyscy, oczywiście z wyjątkiem Lisy i Marka, opuścilipomieszczenie i udali się do Domu Samarytanina.Jak zwykle gdy ta dwójka zostawała przy siostrze, obojesiedzieli blisko przy niej i po prostu na nią patrzyli.Po niedługimczasie Laura ziewnęła szeroko jeszcze raz.- Oo? - zdziwiła się Lisa.- Co tam? -Jej zęby- Co z zębami?- Coś z nimi nie tak.Oboje pochylili się, by przyjrzeć się z bliska.Minęło kilkaminut, zanim Laura znów ziewnęła.-Widziałeś to? - spytałaLaura.Mark dotknął swoich siekaczy.- Te dwa ma wygięte do góry.Strasznie dziwne - zauważył.- Mówili, że przeleciała 15 metrów.Au! Wyobrażasz sobie,jaka to musiała być siła, żeby tak jej odkształciło zęby? To cud,że w ogóle przeżyła.- Oprócz tego to wygląda całkiem normalnie, nie? - zapytałMark.- Opuchlizna zeszła już z twarzy.- Ale chyba nie spodoba jej się ten ogolony kawałek głowy zrurką - zażartowała Lisa.Mimo że zabieg zaplanowano na 8.30 rano, Laura nie zostałaprzygotowana do operacji aż do wczesnego popołudnia.Jeden zchirurgów miał nagły wypadek i zabieg Laury został przesunięty.Kolejny raz Van Rynowie musieli czekać i czekać orazdoświadczyć osobiście pierwszej zasadypoczekalni: zabiegi zawsze zaczynają się pózniej i trwajądłużej, niż zaplanowano.Kiedy o 16.15 z sali operacyjnej wyszedł lekarz, przywitałrodzinę uspokajającym uśmiechem.- Laura spisała się świetnie.Nie było żadnych komplikacji.Wszystko poszło zgodnie z planem.Na te słowa Van Rynowie chóralnie westchnęli z ulgą.Mark iKenny przybili piątkę, a Lisa uściskała matkę.- Wkrótce będziecie mogli ją zobaczyć, ale nie będzie -reagować tak jak wczoraj.Nadal jest pod wpływem środkówuspokajających - ostrzegł chirurg.- Udało wam się zrobić wszystko, o czym była wcześniejmowa? - zapytał Don.-Tak.Jak mówiłem, wszystko przebiegło bez najmniejszegozgrzytu.Potem spróbujemy jeszcze usunąć tę rurkę z głowy.Możemy to zrobić już w jej pokoju.Niecałą godzinę pózniej do poczekalni weszła pielęgniarka ipowiedziała:- Dwoje z was może wejść i ją zobaczyć.Zaraz po wejściu do córki Don i Susie zauważyli różnicę.- Od razu nabrała kolorów - ucieszyła się Susie.Dzięki temu, że respirator był podłączony rurką do tchawicy,pielęgniarki mogły teraz bez trudu usuwać nadmiar płynu z płuc,poprawiając w ten sposób wydolność oddechową
[ Pobierz całość w formacie PDF ]