[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.to nie twoja wina.Chwila szaleństwa, jak się to mówi.Ale Anna musi nam wybaczyć, to znaczy tobie wybaczyć.– Co zrobimy? – spytał.Wyglądał bardzo źle, współczułam mu i sobie także.Dlaczego Anna opuściła nas w ten sposób, dlaczego pozwoliła nam tak cierpieć z powodu jednego wybryku? Czy nie miała żadnych obowiązków wobec nas?– Napiszemy do niej – powiedziałam – i poprosimy ją, by nam wybaczyła.– Genialna myśl! – wykrzyknął ojciec.Znalazł wreszcie sposób, aby przerwać to bezczynne oczekiwanie i uciec od trapiących nas wyrzutów sumienia.Nie skończywszy kolacji odsunęliśmy obrus i nakrycia.Ojciec przyniósł dużą lampę, pióro, kałamarz i swój papier listowy.Zasiedliśmy naprzeciwko siebie, niemal uśmiechnięci, tak powrót Anny dzięki tej inscenizacji wydawał nam się prawdopodobny.Za oknem nietoperz zakreślał miękkim lotem koła.Ojciec pochylił głowę i zaczął pisać:Ogarnia mnie nieznośne uczucie obrzydzenia do nas samych, gdy myślę o tych listach pełnych najlepszych uczuć, które napisaliśmy tego wieczoru do Anny.Siedzieliśmy oboje pod lampą, jak dwaj pilni i niezdolni uczniowie, i pracowaliśmy w milczeniu nad tym niewykonalnym zadaniem: odzyskania Anny.Stworzyliśmy jednak dwa arcydzieła w swoim rodzaju, pełne czułości i skruchy, w których usprawiedliwialiśmy się w najbardziej przekonujący sposób.Gdyśmy je kończyli, byłam prawie pewna, że Anna nie będzie się mogła oprzeć i że pojednanie jest bliskie.Widziałam już scenę przebaczenia i nas zawstydzonych i ubawionych równocześnie.Odbędzie się to w Paryżu, w naszym salonie, Anna wejdzie i.Zadzwonił telefon.Była dziesiąta wieczór.Wymieniliśmy spojrzenia zdziwione, a potem pełne nadziei: to Anna telefonuje, że nam przebacza, że wraca.Ojciec skoczył do aparatu i krzyknął: “Halo!" wesołym głosem.Potem mówił już tylko: “Tak, tak, gdzie? Tak" – ledwie dosłyszalnym szeptem.Wstałam, narastał we mnie strach.Patrzałam na ojca, na jego rękę, którą machinalnym gestem przesuwał po twarzy.Wreszcie wolno położył słuchawkę i odwrócił się do mnie.– Anna miała wypadek – powiedział.– Na drodze, w górach Esterel.Trwało długo, nim zdobyli jej adres.Telefonowali do Paryża i tam dostali nasz numer telefonu tutaj.Rzucał słowa ciągle tak samo bezbarwnym głosem, a ja nie miałam odwagi mu przerwać.– To się stało w najniebezpieczniejszym miejscu.Było tam już podobno wiele wypadków.Wóz stoczył się z wysokości pięćdziesięciu metrów.Byłby cud, gdyby z tego wyszła cało.Resztę tej nocy wspominam jak jakiś koszmar.Droga, która wyłaniała się przed nami w świetle reflektorów, nieruchoma twarz ojca, drzwi szpitala.Ojciec nie chciał, żebym ją jeszcze raz zobaczyła.Siedziałam na ławeczce w poczekalni, wpatrując się w litografię przedstawiającą Wenecję.Nie myślałam o niczym.Jedna z pielęgniarek opowiedziała mi, że od początku lata to już szósty wypadek w tym miejscu.Ojciec wciąż nie wracał.Pomyślałam wtedy, że Anna przez swoją śmierć okazała raz jeszcze wyższość nad nami.Gdyby któreś z nas popełniło samobójstwo – zakładając, że mielibyśmy na to dość odwagi – wpakowalibyśmy sobie kulę w łeb zostawiwszy list wyjaśniający, aby na zawsze zamącić spokój i sen tym, którzy nas do tego doprowadzili.Ale Anna zrobiła nam bezcenny upominek pozwalając wierzyć, że to był wypadek: niebezpieczne miejsce, wywrotność jej wozu.Przyjmiemy ten upominek, i to bardzo niedługo, jesteśmy przecież słabi.Zresztą, jeśli mówię dziś o samobójstwie, to jest to z mojej strony romantyzm.Czy można się zabić dla takich ludzi jak ojciec i ja, ludzi, którzy nikogo nie potrzebują, ani żywych, ani umarłych? Z ojcem nie mówiliśmy nigdy o tym inaczej niż o wypadku.Nazajutrz wróciliśmy do domu około trzeciej po południu.Elza i Cyryl oczekiwali nas siedząc na schodach.Wyrośli przed nami jak dwie blade, zapomniane postacie z dramatu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]