[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To jasne - rzekł Kitz - pod warunkiem, że ustalimy, co rozumiemy pod słowem „najlepsi”? Naukowcy? Ludzie z wywiadu wojskowego? Fizycznie sprawni? Odporni? Patrioci? (przepraszam, jeśli użyłem brzydkiego słowa).Jest też - podniósł wzrok znad biszkopta, który smarował masłem, wprost na Ellie - problem płci.Czy wysyłamy samych panów? Bo jeśli wyślemy reprezentację mieszaną, zawsze którejś płci będzie więcej.Miejsc jest pięć, nieparzysta liczba.Czy nie pojawią się wtedy problemy wśród załogi? Im bardziej zagłębimy się w zagadnieniu, tym więcej pojawia się spraw wymagających delikatnych negocjacji.- Nie sądzę - wtrąciła się Ellie.- To nie jest żadne ambasadorowanie, Kitz, ani kampania prezydencka.Ten problem wymaga powagi, przecież chyba nie chcesz krzepkich, głupkowatych dwudziestolatków, których całą wiedzą o świecie jest to, jak wygrać na sto jardów i wymigać się od podatku? Ani politycznych rębajłów? Doprawdy, nie o to chodzi w całej tej wyprawie.- Ależ skąd, Ellie, masz całkowitą rację - znowu uśmiechnął się Kitz.- Nie wątpię, że znajdzie się wielu, którzy w pełni zadowolą nasze kryteria.Der Heer - z podkrążonymi oczami, które nadawały jego twarzy wyraz półobłąkania - ogłosił koniec narady.Zdążył posłać Ellie blady uśmiech - samymi ustami.A potem ruszył ku limuzynom czekającym, by zabrać ich do Pałacu Elizejskiego.- Powiem ci, dlaczego lepiej byłoby wysłać Rosjan - mówił Vaygay.- Kiedy wy, Amerykanie, wiesz, ci wszyscy traperzy, pionierzy, skauci do walki z Indianami, zakładaliście swój kraj, nikt wam nie przeszkadzał.Przynajmniej nikt mogący konkurować na poziomie technologii.Prędko wymietliście cały kontynent od Atlantyku po Pacyfik, i od tej chwili już wszystko zaczęło się wam zdawać niebywale łatwe.My byliśmy w innym położeniu, nas najechali Mongołowie.Ich technika walki konnej była wyższa od naszej, więc gdy my z kolei najeżdżaliśmy wschód, byliśmy ostrożniejsi.Nigdy nie zapuszczaliśmy się w dzikie ostępy z założeniem, że musi nam pójść jak po maśle.Jesteśmy bardziej przyzwyczajeni do oporu niż wy, a poza tym dla was jest oczywiste, że zawsze górujecie techniką.Natomiast większość ludzi na Ziemi to, w sensie sytuacji dziejowej, nie Amerykanie, ale Rosjanie.Dlatego uważam, że taka misja potrzebuje bardziej ludzi radzieckich niż Amerykanów.Spotkanie w cztery oczy stanowiło pewne ryzyko nie tylko dla Vaygaya, ale i dla niej - o czym uprzejmie przypomniał jej Kitz.Podczas naukowych kongresów w USA czy w Europie, nieraz Vaygayowi wolno było spędzić z nią popołudnie, choć częściej towarzyszyli mu koledzy lub „niańka” z KGB - przedstawiana zazwyczaj jako tłumacz (choć w angielskim do pięt nie dorastał Vaygayowi) albo konsultant naukowy z tej czy innej Akademii (choć również jego wiedza naukowa bywała raczej pobieżna).Kiedy wprost zapytywano Vaygaya o tych panów, kręcił głową.Uważał, zdaje się, ich obecność za część gry, za zwykłą cenę jaką przychodzi płacić za odwiedzenie Zachodu.Nieraz złapała w głosie Vaygaya nutkę prawdziwego współczucia, kiedy się zwracał do nich: - Bo czy to jakaś przyjemność jechać do obcego kraju i rżnąć eksperta w czymś, o czym się nie ma pojęcia? Być może „niańki” w głębi serca nie mniej od Vaygaya gardziły swoją rolą.Siedzieli przy tym samym stoliku w Chez Dieux.W powietrzu unosił się chłód, pierwszy sygnał zimy.Za szybą młody człowiek w długim, błękitnym szalu będącym jego jedyną ochroną przed zimnem, przemaszerował wzdłuż beczek zziębniętych ostryg.Z długich wywodów Vaygaya (i pilnie kontrolowanych, co nie było dla niego typowe) wywnioskowała o braku jedności w sowieckiej delegacji.Wyraźnie niepokoili się, że Maszyna mogłaby w jakiś sposób wzmocnić pozycję Stanów Zjednoczonych w trwającym pięćdziesiąt lat globalnym współzawodnictwie - a mimo to Vaygay nie wahał się wyrazić niesmaku, jaki spowodowała w nim propozycja Barudy, aby spalić taśmy i zniszczyć radioteleskopy.Pojęcia dotychczas nie miał o rzeczywistej pozycji Barudy w sowieckim aparacie.Ale ponieważ sowieci odgrywali jak dotąd nader ważną rolę w zbieraniu informacji (mając najgęstszą spośród wszystkich krajów sieć nasłuchu kosmicznego - podkreślił Vaygay - i jedyne liczące się w świecie radioteleskopy oceaniczne), więc spodziewali się nadal ją odgrywać we wszystkim, co się wydarzy.Ellie zapewniła go, że jej osobistym zdaniem niewątpliwie na to zasługują.- Posłuchaj, Vaygay, przecież z naszych transmisji telewizyjnych wiedzą, że Ziemia się obraca.I że są na niej rozmaite kraje, sama transmisja z Olimpiady już im to powiedziała.Nie mówiąc o późniejszych programach różnych państw.Jeśli więc są tak dobrzy, jak nam się wydaje, to na pewno mogliby wyfazować Wiadomość tak, żeby otrzymał ją tylko jeden kraj.Ale zdecydowali co innego: że Wiadomość powinna dotrzeć do wszystkich ludzi na Ziemi.Że cała ludzkość tę Maszynę zbuduje, więc to nie może być tylko amerykańskie, tylko radzieckie przedsięwzięcie.Nasz.klient sobie tego nie życzy.Dodała też, że nie jest pewna, czy się ją dopuści do poważniejszych decyzji w sprawie budowy Maszyny i wyboru załogi.Jutro leci do Ameryki - głównie po to, żeby być na bieżąco z odbiorem Wiadomości z ostatnich kilku tygodni.Konsorcjum najprawdopodobniej będzie się wlokło bez końca, nawet jeszcze nie ustalono daty zakończenia.Vaygaya proszono, aby został dłużej - właśnie przyleciał do Paryża ich minister spraw zagranicznych i Vaygaya uczyniono szefem delegacji sowieckiej.- Wciąż mam wrażenie, że to się źle skończy - westchnął.- Takie jest mnóstwo spraw i sprawek, które możemy spaskudzić.Na przykład, szczegóły techniczne.Albo polityczne.I nawet jeśli przez to wszystko przebrniemy, jeśli nie wybuchnie wcześniej wojna o Maszynę i zbudujemy ją, nie wylatując przedtem w powietrze, to mój niepokój nie minie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]