[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oficjalnie więc, jak widać, generał Synod nie bał się niczego.Prywatnie, w głębi ducha, przyznawał się jednak do bezrozumnego strachuprzed jedną rzeczą zapachem klasztornych lazaretów.Poza tym nie przejmo-wał się zupełnie niczym.No, może z wyjątkiem pająków zimny pot oblewałgo za każdym razem, gdy przypominał sobie sposób, w jaki poruszają swoimiwielkimi, włochatymi, potwornymi odnóżami.Mówiąc szczerze, nie przepadałteż szczególnie za wijami, szczypawkami, stonogami i mnóstwem innych robali,102które można znalezć pod kamieniami. Och, generale! zaczął Szlam Dżi-had, usiłując zasalutować na hamaku. Eee.co u pana słychać? Nie, nie.Jak ty się masz? Hm, tego, jestem gotów do pełnienia obowiązków skłamał Dżi-had,przypatrując się z zakłopotaniem połyskującym śladom po niedawnych oparze-niach na rękach. Nie, nie, eee.w porządku, odpoczywaj wymamrotał Synod, wpatrującsię tępo w podłogę.Czas odwiedzin.Czas odwiedzin! Generał był przekonany, żeczas odwiedzin ciągnie się bardziej niż jakikolwiek inny.Stanowił on nudny, zie-lony zaścianek chronologii, pełen liści, glonów i wraków zakupowych koszyków.O tak, dłużył się bardziej niż deszczowe niedzielne popołudnie. Chciał się pan ze mną widzieć? zapytał Dżi-had.Synod z trudem oparł się pokusie zapiszczenia Nie, nie, po prostu tędy prze-chodziłem! , zawrócenia na pięcie i szybkiego czmychnięcia z podkulonym ogo-nem. Eee.myślałem, że może chciałbyś wiedzieć jak, tego, jak poszła bitwa wymamrotał przez zaciśnięte zęby. Tak przy okazji, przykro mi z powo-du twojej głowy dodał z grymasem, który z założenia miał wyrażać otuchęi pociechę.Dżi-had nie miał już szans na zostanie łamaczem serc niewieścich, nie z tymiszwami na czubku głowy.Może jakaś wyrozumiała perukarka. Zwyciężyliśmy? zapytał Dżi-had, mając nadzieję, że to właściwe pyta-nie w tych okolicznościach. Koronkowa robota odparł Synod, który poczuł, jak wraz z powrotemna znajomy, przyjazny grunt wzrasta jego pewność siebie. %7łałuj, że tego niewidziałeś.och, hmm, hmm, to tylko taka figura retoryczna. Uśmiechnął sięsłabo, obciągnął poły habitu i szybko wrócił do opowieści, skory raz jeszcze prze-żyć chwile wspaniałego zwycięstwa. Atak ruszył z wydm kilka godzin po sro-motnej poraz.eee.po tym, jak Otoczak napotkał niesprzyjające ofensywieokoliczności.Osiemdziesiąt pięć batalionów elitarnych GROM-owców z Klasz-torów Zjednoczonych przeprowadziło osłonowy ogień skrucyfiksowanymi bełta-mi, następnie 18.Dywizja Organistów i 385.Psalmistów uskuteczniły manewrSkrzydła Archanioła i okrążyły heretyków, używając przy tym sporo bomb klasz-tornych i niewielkiej osłony z psalmów ognistych.Wzięliśmy prowodyrów naścieżkę zdrowia, ukazaliśmy im błędy w ich postępowaniu i porządnie przetrze-paliśmy.Było nawet kilka nawróceń. Czuję, że to historyczny sukces wymruczał Dżi-had.Na jego nadpa-lonych rzęsach pojawiły się łzy. Gdybym tylko tak wcześnie nie zetknął sięz formacją przeciwnika. wyjęczał, myśląc raczej o swojej pracy w Wyzna-niowych Oddziałach Prewencyjnych niż o GROM-ie.103 Mmmmm, tak, cóż, następnym razem bądz ostrożniejszy burknął ge-nerał przez zaciskające się nozdrza.Wyciągnął spod pachy zwinięty pergamini cisnął go na hamak Szlama. Tu możesz o tym poczytać. Zakrztusił się,gdy zapach lazaretu zaatakował jego organ powonienia, więc czym prędzej uciekłw stronę piekielnego gorąca klasztornej kuchni i podnoszącej na duchu woni pie-czonych baranów.Szlam Dżi-had rozbujał łagodnie hamak i wziął gazetę.Spojrzał na pierwsząstronę Trybuny Triumfu z zamiarem przeczytania o zakończeniu Owczych Wo-jen.Rozłożył pismo i krzykliwy nagłówek zadał mu cios między łopatki.Oczy rozszerzyła mu trwoga, puls przyspieszył, szczęka opadła.Ogniem i Aomem zuchwały napad na kuznię!Sny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]