[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zrozumiała; wy­dawało się - o, jakaż bogini mogłaby to przepowiedzieć? - że jednak ma coś, co może mu ofiarować.Uniosła ręce i objęła go za głowę, tuląc do siebie, i w tej chwili wydało jej się, że ta nowo narodzona w jej sercu trialla zaczęła śpiewać.O przeby­tych i przyszłych próbach, o zwątpieniu i ciemności, i wszyst­kich niepewnościach określających zewnętrzne granice śmier­telnego życia, lecz u podłoża tego wszystkiego leżała teraz miłość, niczym światło, niczym pierwszy kamień powstającej wieży.* * *Później w nocy Devin dowiedział się, że w Senzio był barbadiorski Tropiciel i że został zabity, choć nie przez nich.Nie musieli też obawiać się przeczesywania miasta.Kiedy złożyli razem wszystkie kawałki wydarzeń, nastał już prawie świt.Wydawało się, że Barbadiorczycy poszaleli.Kiedy znaleźli na podłodze obok ciała Anghiara zatruty ygratheński nóż i usłyszeli, co wykrzyczała kobieta przed sko­kiem, wyciągnęli wszystkie zabójczo oczywiste wnioski.Było ich w Senzio dwudziestu - straż honorowa Anghiara.Uzbroili się, zebrali i przeszli do zachodniego skrzydła Zamku Gubernatora.Zabili stojących tam na straży sześciu Ygratheńczyków, wyłamali drzwi i napadli na Culliona z Ygrathu, przedstawiciela Brandina, kiedy usiłował się ubrać.Zabijali go powoli.Echo jego krzyków rozbrzmiewało w całym zamku.Następnie wrócili na dół, przeszli przez dziedziniec do bra­my i usiekli czterech senziańskich strażników, którzy wpuścili tę kobietę bez odpowiedniej rewizji.Właśnie wtedy na dzie­dzińcu pojawił się dowódca straży zamkowej z oddziałem Senzian.Rozkazał Barbadiorczykom złożyć broń.Zgodnie z większością późniejszych zeznań już mieli to zro­bić, ponieważ osiągnęli swój bezpośredni cel, kiedy strzeliło do nich z łuków dwóch Senzian, rozwścieczonych rzezią swoich przyjaciół.Padło dwóch Barbadiorczyków.Jednym z nich był Tropiciel w służbie Alberico.Wywiązała się bitwa na śmierć i życie i oświetlony pochodniami dziedziniec zamku zrobił się wkrótce śliski od krwi.Barbadiorczycy zostali wybici w pień, zabrali jednak za sobą w śmierć trzydziestu czy czterdziestu Senzian.Nikt nie wiedział, kto wystrzelił strzałę, od której zginął gubernator Casalia, kiedy pospiesznie schodził ze schodów, krzycząc chrapliwie, by przestali walczyć.W zamieszaniu, jakie powstało po jego śmierci, nikt nie po­myślał o tym, żeby pójść do ogrodu po ciało kobiety, od której to wszystko się zaczęło.Wieści zataczające coraz szersze kręgi spowodowały rosnącą panikę w mieście.Pod zamkiem zgro­madził się olbrzymi, przerażony tłum.Tuż po północy widzia­no dwa konie pędzące od miejskich murów na południe ku gra­nicy z Ferraut.Niedługo potem odjechało też w blasku obu księżyców pięciu ocalałych członków poselstwa Brandina.Oczywiście pojechali na północ, w kierunku Farsaro, gdzie kotwiczyła flota.Catriana spała na drugim łóżku.Twarz miała gładką, spo­kojną, niemal po dziecięcemu beztroską.Alais nie mogła jed­nak zasnąć.Na ulicach panował zbyt wielki harmider i dziewczyna wiedziała, że ojciec znajduje się w samym środku wyda­rzeń.Alais nie mogła zasnąć nawet po tym, jak Rovigo wrócił i zajrzał do nich, żeby powiedzieć, że chyba nie ma niebezpie­czeństwa.Zbyt wiele zdarzyło się tej nocy, nic jednak nie doty­czyło bezpośrednio jej i nie była tak zmęczona, jak Catriana, a jedynie podekscytowana i niespokojna.Nie potrafiłaby na­wet określić dziwnych, oderwanych uczuć, które nie dawały jej zasnąć.W końcu narzuciła na siebie płaszcz, kupiony przed dwoma dniami na targu, i usiadła na parapecie otwartego okna.Było już bardzo późno, oba księżyce wisiały na zachodzie, nisko nad morzem.Nie widziała portu - zajazd Solinghiego leżał za daleko od morza - ale wiedziała, że tam jest i że nocna bryza kołysze zakotwiczoną “Panną Morską”.Na ulicach byli jeszcze ludzie, widziała ciemne postacie przechodzące pod jej oknem, a od dzielnicy tawern dobiegały od czasu do czasu jakieś krzyki.Były to jednak tylko zwykłe odgłosy miasta nie znającego godziny policyjnej, prowadzącego głośne nocne życie.Zastanawiała się, kiedy nadejdzie świt i ile czasu będzie musiała nie spać, jeśli zechce zobaczyć wschód słońca.Pomy­ślała, że może na niego zaczeka.Nie była to noc sprzyjająca snowi, przynajmniej jej snowi, poprawiła się Alais, rzucając okiem na Catrianę.Przypomniała sobie, jak ostatni raz dzieli­ły pokój.Jej własny pokój w domu.Znalazła się daleko od niego.Zastanawiała się, co pomyśla­ła jej matka po otrzymaniu od Rovigo ostrożnego listu, nie do końca wyjaśniającego sytuację, przesłanego kurierem przez cały Astibar z portu Ardin, kiedy żeglowali na północ do Senzio.Zastanawiała się, ale z drugiej strony wiedziała: wzajem­ne zaufanie rodziców stanowiło jeden z pokrzepiających elementów jej własnego świata.Spojrzała na niebo.Było wciąż ciemne, a ponieważ księżyce zachodziły, gwiazdy lśniły jeszcze mocniej.Do świtu brakowa­ło kilku godzin.Usłyszała pod oknem kobiecy śmiech i z dziw­nym uczuciem uświadomiła sobie, że był to jedyny dźwięk, ja­kiego nie słyszała wcześniej wśród panującego na ulicach za­mętu.W dziwny, nieoczekiwany sposób ten kobiecy śmiech i następujący po mm cichy męski głos uspokoi! ją: bez względu na to, co mogło się stać, pewne rzeczy nigdy się nie zmienią.Drewniane schody za oknem zaskrzypiały pod czyjąś stopą.Alais cofnęła się, poniewczasie zdając sobie sprawę, że praw­dopodobnie można ją było zobaczyć z dołu.- Kto tam? - zawołała cicho, żeby nie obudzić Catriany.- To tylko ja - odparł Devin, pojawiając się na podeście za oknem.Spojrzała na niego.Miał ubłocone ubranie, jakby się przewrócił, ale mówił spokojnym głosem.Było zbyt ciemno, żeby wyraźnie widzieć jego oczy.- Dlaczego nie śpisz? - zapytał.Zrobiła nieokreślony ruch ręką, nie wiedząc, co odpowie­dzieć.- Zdarzyło się chyba zbyt wiele rzeczy naraz.Nie jestem do tego przyzwyczajona.Zobaczyła jego odsłonięte w uśmiechu zęby.- Nikt z nas nie jest do tego przyzwyczajony - powiedział.- Uwierz mi.Nie sądzę jednak, żeby tej nocy zaszło coś jeszcze.Wszyscy idziemy spać.- Niedawno wrócił mój ojciec.Mówił, że chyba się uspokoiło.Devin skinął głową.- Na razie.Gubernator zginął w zamku.Catriana zabiła tego Barbadiorczyka.Powstało tam straszne zamieszanie i ktoś chyba zastrzelił Tropiciela.Myślę, że to nas uratowało.Alais przełknęła ślinę.- Ojciec mi o tym nie powiedział.- Pewnie chciał, żebyś zasnęła.Byłoby mi przykro, gdybyś nie mogła tego zrobić przeze mnie.- Spojrzał nad jej ramie­niem na drugie łóżko.- Jak się czuje?- Właściwie dobrze.Śpi.- Zauważyła troskę w jego głosie.Catriana jednak sobie na nią zasłużyła, na troskę i opiekuń­czość, tej nocy oraz przedtem, w sposób, który Alais ledwo mogła ogarnąć umysłem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl