[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ona natomiast co pewien czas wracała do swe­go zwyczaju traktowania go jak powietrze.Trudno mu było pamiętać, że kiedyś się kochali, że napraw­dę czuł na swoich ustach jej miękkie wargi czy jej ręce w swo­ich włosach.Oczywiście nigdy o tym nie rozmawiali.Nie unikał jej, ale i nie szukał.Jej nastroje zmieniały się zbyt nieprzewidywalnie i Devin nigdy nie wiedział, z jaką spotka się reakcją.Bę­dąc od niedawna cierpliwym człowiekiem, pozwalał jej siadać obok siebie na wozie czy przy ogniu w gospodzie, kiedy miała na to ochotę.Czasami ją miała.Po raz trzeci tej zimy przyjechali do miasta Ferraut, znale­źli się na wspaniałym wikcie Ingonidy, wciąż nie mogącej wyjść z zachwytu nad łożem, które jej przywieźli jesienią.Żona Taccia przejawiała szczególnie opiekuńcze uczucie do kryjącego się w ciemnej skórze Sandre.Kiedy byli sami, Alessan z nieja­ką przyjemnością dworował sobie na ten temat z diuka.Tym­czasem pulchny, rumiany i bardzo hojny Taccio wszystkich podejmował winem.Czekała na nich jeszcze jedna przesyłka pocztowa od Rovigo z Astibaru.Po otwarciu jej okazało się, że tym razem zawiera dwa listy, z których jeden, nawet po tak długiej podróży, rozta­czał nadzwyczajną woń.Alessan podał jasnobłękitną kopertę Devinowi, niezwykle wy­mownie unosząc brwi.Ingonida pisnęła radośnie i złączyła dło­nie w geście niewątpliwie mającym oznaczać romantyczny za­chwyt.Taccio rozpromienił się uśmiechem i dolał Devinowi wina.Były to niewątpliwie perfumy Selyeny.Wyraz twarzy Devina, kiedy ostrożnie sięgał po kopertę, musiał wiele mówić, po­nieważ Catriana nagle zachichotała.Devin bardzo uważał, żeby na nią nie spojrzeć.Epistoła Selyeny składała się z jednego, szalonego zdania, które bardzo przypominało w charakterze jego porywczą au­torkę.Była w nim jednak pewna obrazowa sugestia, która kazała Devinowi odmówić, kiedy pozostali zapytali niewinnie, czy może ich zapoznać z treścią korespondencji.W gruncie rzeczy Devin zmuszony był przyznać, że bardziej zainteresowało go pięć linijek równego, drobnego pisma Alais pod listem od jej ojca.W dopisku tym informowała go zwięźle, że w jednej ze świątyń Adaona w Astibarze znalazła i skopio­wała dla niego inną wersję Elegii dla Adaona oraz ze z niecier­pliwością czeka chwili, kiedy będzie się mogła nią z nimi wszyst­kimi podzielić przy ich następnych odwiedzinach na wschodzie.Podpisała się tylko inicjałem.W swoim liście Rovigo donosił, że w Astibarze jest bardzo spokojnie od czasu stracenia na Wielkim Placu dwunastu poe­tów, którzy dołączyli do trupów rodzin konspiratorów.Ze cena zboża wciąż rośnie, że może przyjąć tyle zielonego senziańskiego wina, ile uda im się zakupić po obecnych cenach, że wszyscy się spodziewają, iż Alberico wkrótce ogłosi, który z jego dowódców otrzyma większą część skonfiskowanej ziemi Nievolenich, a najlepszą informacją była ta, że w Astibarze senziańskie wyroby lniane wciąż są niezwykle tanie, lecz ich cena może wkrótce wzrosnąć.Wiadomość o ziemiach Nievolenich wywołała kolejną skrzą­cą się pomysłami dyskusję między Alessanem i diukiem.Iskry te doprowadziły do wybuchu ognia.Cała piątka zrobiła szybki wypad po dobrze utrzymanym gościńcu do Senzio.Z zysku za sprzedane tam figury bogów kupili zielone wino, wytargowali trochę wyrobów z lnu - ku ich zaskoczeniu Baerd okazał się najlepszym negocjatorem w takich sprawach - i pośpiesznie wrócili do Taccia, płacąc olbrzymie nowe cła zarówno w granicznych fortach, jak i u bram miasta.Czekał na nich kolejny list.Wśród różnych maskujących informacji handlowych Rovigo donosił, że ogłoszenie w spra­wie posiadłości Nievolenich jest spodziewane pod koniec tygo­dnia.Dodawał, że jego źródło jest wiarygodne.List pochodził sprzed pięciu dni.Tej nocy Alessan, Baerd i Devin pożyczyli od Taccia - który był wręcz uszczęśliwiony, że nic mu nie powiedzieli o swoich zamiarach - trzeciego konia i wyruszyli w długą drogę do gra­nicy z Astibarem, a potem do rowu przy drodze prowadzącej do bramy Nievolenich.Wrócili po siedmiu dniach z nowym wozem i ładunkiem su­rowej wiejskiej wełny, którą miał sprzedać Taccio.Wieści o pożarze wyprzedziły ich.Sandre oznajmił, że krążą one wszę­dzie.W mieście Ferraut było już w gospodach kilka bójek mię­dzy żołnierzami Pierwszej i Drugiej Drużyny.Zostawili nowy wóz u Taccio i odjechali, zmierzając powoli do Tregei.Nie potrzebowali aż trzech wozów.Byli wspólnika­mi w skromnym przedsięwzięciu handlowym.Skrępowani po­datkami i cłami starali się ciągnąć ze swej działalności chociaż niewielkie zyski.O podatkach i cłach dużo rozmawiali w miej­scach publicznych.Czasami mówili o tych sprawach bardziej szczerze, niż towarzyszący im ludzie kiedykolwiek słyszeli.Alessan kłócił się z sardonicznym kharduńskim wojowni­kiem w kilkunastu przydrożnych gospodach oraz zajazdach i za każdym razem wynajmował go do ochrony.Czasami w kłótniach brał udział Devin, a czasami Baerd.Uważali, żeby swego przedstawienia nigdzie nie powtórzyć.Catriana dokład­nie zapisywała, gdzie byli i co tam mówili.Devin zapewniał, że mogą polegać na jego pamięci, ale ona i tak prowadziła swo­je zapiski.W miejscach publicznych diuk nazywał się teraz Tomazem.“Sandre” było w Dłoni imieniem zbyt rzadkim, a już u najem­nika z Khardhun byłoby na tyle dziwne, by stwarzać ryzyko.Devin pamiętał, że zamyślił się, kiedy jeszcze jesienią diuk oznajmił im swoje nowe imię.Zastanawiał się, jak to jest być zmuszonym zabić własnego syna.Nawet tylko go przeżyć.Wie­dzieć, że wszyscy nawet najdalsi krewni zostali żywcem rozkrzyżowani na kołach śmierci Barbadioru.Usiłował sobie wy­obrazić, jak z tym wszystkim można żyć.Devinowi wydawało się w ciągu owej jesieni i zimy, że samo życie oraz to, co ono z człowiekiem robi, staje się coraz bole­śniej złożone.Często w jego myślach pojawiała się Marra, której droga do dojrzałości, do tego, kim miałaby się stać, tak arbitralnie została przecięta.Tęsknił za nią z tępym bólem, który czasami potrafił urosnąć w ciężar trudny do udźwignię­cia.Z nią można by o takich sprawach porozmawiać.Inni mie­li własne troski i Devin nie chciał ich obciążać jeszcze bardziej.Zastanawiał się, czy Alais bren Rovigo zrozumiałaby to, z czym się zmagał.Chyba nie - prowadziła życie zbyt odizolowane od świata, żeby nękały ją takie myśli.Przyśniła mu się jednak pewnej nocy ciągiem niespodziewanie żywych obrazów.Na­stępnego dnia jechał na wozie obok Catriany niezwykle cichy i poruszony jej bliskością oraz czerwienią kaskady jej włosów na tle bladego, zimowego krajobrazu.Czasami myślał o żołnierzu w stajni Nievolenich - o żołnie­rzu, który przegrał rzut kośćmi i odchodząc od rozśpiewanych kompanów na samotne czuwanie, wziął ze sobą dzbanek wina, a potem zginął we śnie.Czy żołnierz ten urodził się tylko po to, by dzięki niemu Devin di Tigana mógł przejść inicjację?Była to straszna myśl.Zastanawiając się nad nią podczas długich, zimnych godzin spędzonych w podróży, Devin w koń­cu doszedł do wniosku, że to nieprawda.Ów mężczyzna żył wśród ludzi.Na pewno sprawiał im przyjemność i przykrość oraz sam takowych zaznawał.Jego podróży pod światłami Eanny, czy jakkolwiek tę podróż zwano w Imperium Barba­dioru, nie określała chwila jego śmierci.Było to jednak trudne zagadnienie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl