[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dużo energii zużywało samo zaklęcie.I bez wątpienia niepotrzebnie pozbawiał się resztek mocy - nie miał Pierścienia Królów.Powtórzył jeszcze kilka razy zaklęcie.Było co prawda mało skomplikowane, ale za to bardzo wyczerpujące.- Grahluki! Zaklinam was! Nadszedł czas waszej zemsty!Podobno wiele cyklów temu Elenoiny wypędziły Grahluków z ich terenu na Ósmym Poziomie.Od tego czasu Grahluki czekały tylko na okazję zemsty.Powietrze wokół Elryka zaczęło drżeć.Najpierw stało się szare, potem zielone, a w końcu czarne.- Grahluki! Przybądźcie zniszczyć Elenoiny! Przejście jest otwarte!Głos Elryka słabł.Wtedy ziemia zaczęła się trząść i dziwny wiatr zadaj w zakrwawione włosy Elenoiny.Powietrze zgęstniało i książę padł na kolana.Nie przestał jednak wypowiadać słów zaklęcia.Rozległ się ryk, a potem warczenie.Przybyły Grahluki - stworzenia podobne do małp, równie zwierzęce i odrażające co Elenoiny.Uzbrojone były w sieci, sznury i tarcze.Po cichu wyszły z fioletowej mgły i patrzyły na klęczącego Elryka.On wskazał na niedobitki wojowników z Tanelorn wciąż odpierających Elenoiny.- Tam.-wyszeptał.Grahluki wydały wojenny ryk i ruszyły na Elenoiny.Nagle stworzenia z Piekła zobaczyły swoich wrogów i ich śpiew zamienił się w skowyt.Zaczęły się wycofywać.Melnibonéanin ostatnimi siłami krzyknął do Rackhira:- Wycofaj swoich ludzi! Grahluki zajmą teraz ich miejsce!- Więc nareszcie pomogłeś nam - powiedział Rackhir.Jego strój był w strzępach.A on sam odniósł chyba z dziesięć ran.Na ich oczach Grahluki rzuciły sieci i lassa na wrzeszczącą hordę Elenoin.Miecze Elenoin stały się bezradne przeciwko tarczom.Potwory konały, duszone.Gdy wszystkie zginęły, Grahluki pozbierały ich miecze i zaczęły się rzucać na ostrza.- Ależ one się zabijają - powiedział Rackhir.- Dlaczego?- Żyły tylko po to, aby zabić Elenoiny.Skoro już to się stało, nie mają po co dalej żyć.Elryk o mało co nie upadł.Moonglum z Rackhirem przytrzymali go w ostatniej chwili.- Spójrzcie! - krzyknął Moonglum.- Żebracy uciekają!- Theleb K’aarn - szepnął Elryk.- Musimy go złapać.- Na pewno wróci do Nadsokoru razem z Urishem - stwierdził Elhweryjczyk.- Muszę.muszę odzyskać Pierścień Królów.- Wydaje mi się, iż możesz bawić się w czarownika i bez jego pomocy - zauważył Rackhir.- Naprawdę? - spytał Elryk podnosząc głowę.Czerwony Łucznik mógł tylko spuścić oczy i przytaknąć po cichu.- Pomożemy ci odzyskać twój pierścień - powiedział w końcu.- Żebracy już nic nam nie zrobią.Pojedziemy z tobą do Nadsokoru.- Miałem taką nadzieję.Z pewnym trudem albinos wsiadł na jednego z ocalałych koni.Gdy ruszyli ku Miastu Żebraków, dodał:- Być może twoje strzały będą skuteczniejsze od mojego miecza.- Nie rozumiem - odparł Rackhir.- Wyjaśnimy ci po drodze - powiedział Moonglum.ROZDZIAŁ 6PAN CHAOSUWojownicy z Tanelorn jechali przez brudny Nadsokor.Elryk, Moonglum i Rackhir podążali na czele grupy.Nie było jednak ani śladu triumfu w ich postawach.Żaden jeździec nie rozglądał się na boki.Żebracy nie stanowili już żadnego niebezpieczeństwa.Na widok rycerzy pochowali się w najgłębszych zakamarkach.Dzięki lekowi przygotowanemu przez Rackhira Elryk odzyskał trochę sił.Gdy jechali ku pałacowi Króla Żebraków, siedział wyprostowany w siodle.Nie zatrzymując się, wjechali konno do pogrążonej w półcieniu sali tronowej.- Theleb K’aarnie! - krzyknął Melnibonéanin.Nie otrzymał jednak odpowiedzi.Dzięki otwarciu drzwi ogień w piecach rozbłysnął jaśniej i wojownicy zobaczyli klęczącą postać.Była odziana w łachmany.Na wpół leżąc przed tronem głośno jęczała i płakała.Błagała tego, który siedział teraz na tronie.Elryk ruszył do przodu i zobaczył spokojnie rozpartego na dębowym siedzeniu demona.Wydawało się, iż bawią go prośby stworzenia stojącego u jego stóp.Za albinosem wjechali do sali wojownicy z Tanelorn.Zobaczyli, że przed tronem płaszczy się Urish, Król Żebraków.Gdy Urish ujrzał Melnibonéanina, krzyknął i okaleczoną dłonią chwycił swój tasak.Elryk westchnął i powiedział do niego:- Nie musisz się mnie obawiać, Urishu.Jestem znużony rozlewem krwi.Nie zależy mi na twojej śmierci.Wtedy demon otworzył oczy.- Wróciłeś, Książę Elryku.- jego głos jakby uległ drobnej przemianie.- Tak, a gdzie jest twój pan?- Obawiam się, że uciekł z Nadsokoru.- Więc ty musisz tu pozostać na zawsze.Demon przytaknął.Urish chwycił albinosa za nogę.- Pomóż mi.Muszę odzyskać swój skarb.Jest dla mnie wszystkim! Zniszcz demona, a oddam ci Pierścień Królów.- Stałeś się nagle bardzo hojny - odparł Elryk z uśmiechem.Łzy spływały po parszywej twarzy Urisha.- Błagam cię, Elryku!.- Właśnie mam zamiar pozbyć się demona.- A potem? - spytał Urish.- To już zależy od ludzi z Tanelorn, których starałeś się okraść.Ich przyjaciele zginęli w straszliwy sposób.Zapewne zechcą się zemścić za to.- To wszystko zrobił Theleb K’aarn.- A gdzie on teraz jest?- Kiedy wysłałeś te stwory o twarzach małp, uciekł.Skierował się ku rzece Ynrkalk.W kierunku Troos.Nie oglądając się, Elryk powiedział:- Rackhir, teraz możesz wypróbować swoje strzały.W tej samej chwili strzała zagłębiła się w torsie demona.Ten spojrzał na nią przelotem i zaczerpnął głęboko powietrza.Strzała zniknęła.- To nigdy nie zadziała! - jęknął Urish.Druga strzała podzieliła los pierwszej.Tak samo jak i trzecia.Bełkocząc niezrozumiale, Urish uniósł swój tasak.- Ostrożnie, królu Urishu! On jest odporny na ciosy mieczy! - krzyknął do niego Elryk.- To ma być miecz.Zastanawiam się nad tym - roześmiał się demon.Urish wahał się.Błędnie kręcił oczyma i ślina ciekła mu z ust na szczękę.- Giń, demonie! Oddaj mi mój skarb!Rozbawiony demon rozejrzał się.Urish rzucił się na niego krzycząc, aby dodać sobie odwagi, i wywijając tasakiem.Gdy ostrze uderzyło w głowę potwora, posypały się iskry i tasak rozpadł się na kawałki.Trzęsący się Urish popatrzył na demona.Ten wyciągnął cztery spośród swoich rąk i chwycił go.Szczęki rozchyliły się nagle tak mocno, iż wydał się dwa razy większy.Włożył sobie Króla Żebraków do pyska.Widać było tylko dwie wierzgające nogi.Demon połknął swoją ofiarę i tak zginął Urish z Nadsokoru.Elryk wzruszył ramionami.- Działasz bardzo skutecznie - zauważył.- Ależ tak, mój drogi Elryku - powiedział demon uśmiechając się.Jego głos wydał się Elrykowi znajomy.- Nie jesteś zwykłym.- zaczął Melnibonéanin.- Taką mam nadzieję, kochany śmiertelniku.Nagle demon zaczaj zmieniać swój kształt.Koń Elryka rżał dziko, przerażony.Rozległo się brzęczenie i ukazał się czarny dym.Gdy rozwiał się, na tronie siedziała zupełnie inna istota
[ Pobierz całość w formacie PDF ]