[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co prawda Peter miał na koncie kilka młodzieńczych wybryków na drodze, jednak poza tym nie popełnili żadnych czynów nielegalnych.Zawód Petera określono jako „niezależny nauczyciel fizyki”, a Wang-mu była „wędrownym filozofem”.Oboje uzyskali pozycję godną szacunku, biorąc pod uwagę młody wiek i brak rodziny.Kiedy wtrącano pozornie przypadkowe uwagi („Mój kuzyn wykłada gramatykę progeneratywną na Uniwersytecie Komatsu w Nagoya”), Jane podpowiedziała Peterowi właściwe słowa:- Jakoś nigdy nie udało mi się odwiedzić Budynku Oe.Zresztą językoznawcy nie rozmawiają z fizykami.Uważają, że mówimy tylko matematyką.Wang-mu twierdzi, że jedyny język znany fizykom to „gramatyka marzeń”.Wang-mu nie miała przyjaznego suflera w uchu, ale jako wędrowny filozof powinna być gnomiczna w mowie i mantyczna w myśli.Mogła więc odpowiedzieć na komentarz Petera:- Twierdzę, że gramatyki tylko używasz.Żadnej gramatyki nie zrozumiesz.Na to Peter ją połaskotał, a Wang-mu równocześnie roześmiała się i wykręciła mu rękę.To przekonało strażników leśnych, że istotnie spotkali parę młodych ludzi wybitnie inteligentnych, a przy tym pijanych miłością.albo młodością, jeśli to jakaś różnica.Rządowy śmigasz przewiózł ich do cywilizacji, gdzie - dzięki manipulacjom Jane w sieciach komputerowych - znaleźli mieszkanie, do wczoraj puste i nie umeblowane, teraz jednak zastawione eklektycznym zestawem mebli i dzieł sztuki, odbijającym czarujące połączenie ubóstwa, ekscentryczności i wyrobionego smaku.- Bardzo ładnie - pochwalił Peter.Wang-mu, przyzwyczajona do gustów jednego tylko świata, a właściwie jednego człowieka w tym świecie, nie mogła ocenić wyboru Jane.Były tu miejsca do siedzenia, zarówno zachodnie krzesła, łamiące człowieka w naprzemienne kąty proste i przez to wyglądające na niewygodne, jak i wschodnie maty, zachęcające, by ludzie wypoczywali w harmonii z ziemią.Sypialnia z zachodnim łóżkiem i materacem uniesionym wysoko nad podłogą, choć nie było tu ani szczurów, ani robactwa, należała oczywiście do Petera.Wang-mu wiedziała, że ta sama mata, która zapraszała ją, by usiąść, będzie nocą jej posłaniem.Uprzejmie zaproponowała, by Peter wykąpał się pierwszy.On jednak nie odczuwał chyba potrzeby mycia, chociaż pachniał potem po długim marszu i godzinach spędzonych w śmigaczu.W rezultacie Wang-mu mogła wylegiwać się w wannie, zamknęła oczy i medytowała, póki nie spłynęło z niej znużenie.Kiedy podniosła powieki, nie czuła się już obca.Znów była sobą, otaczające ją obiekty i przestrzenie mogły związać się z nią, nie grożąc zakłóceniem poczucia jaźni.Moc tę opanowała jeszcze w dzieciństwie, gdy nie miała władzy nad własnym ciałem i musiała we wszystkim być posłuszna.Dzięki temu przetrwała.Wiele niemiłych rzeczy wiązało się z życiem służącej jak remory z rekinem, ale żadna jej nie odmieniła.Wang-mu wciąż była sobą w chłodnym mroku samotności, z zamkniętymi oczami i spokojnym umysłem.Kiedy wyszła z łazienki, Peter siedział w fotelu i obojętnie skubał winogrona.Oglądał holodramat, w którym japońscy aktorzy w maskach krzyczeli na siebie i wykonywali niezgrabne, długie kroki, jakby grali postacie dwa razy od siebie większe.- Nauczyłeś się japońskiego? - spytała.- Jane mi tłumaczy.Dziwni ludzie.- To starożytna forma dramatu.- Ale nudna.Czyje serce mogą wzruszyć te wrzaski?- Kiedy zagłębisz się w akcję, odkryjesz, że wykrzykują słowa z twojego serca.- Kto by szczerze powiedział: „Jestem wiatrem znad lodowatego śniegu z gór, a ty jesteś tygrysem, którego ryk zamarznie w mych uszach, zanim zadrżysz i zginiesz pod stalowym nożem moich zimowych oczu”?- Całkiem jakbyś ty to mówił: same pogróżki i przechwałki.- Jestem tylko okrągłookim, spoconym człowiekiem, który cuchnie jak ścierwo skunksa - stwierdził Peter.- A ty jesteś kwiatem, co zwiędnie, jeśli natychmiast nie wezmę prysznica z sodą kaustyczną i amoniakiem.- Tylko pamiętaj, żeby zamknąć oczy.Taka mieszanka jest żrąca.W mieszkaniu nie było komputera.Chyba że można jako terminala użyć holowizora, ale Wang-mu nie wiedziała, jak to zrobić.Układ sterujący nie przypominał niczego, co widziała w domu Hana Fei-tzu.Chociaż to jej nie dziwiło.Jeśli nie musiał, lud Drogi nie kopiował niczego z innych światów.Wang-mu nie wiedziała nawet, jak wyłączyć dźwięk.Ale to nie miało znaczenia.Usiadła na macie i spróbowała sobie przypomnieć wszystko, co o Japończykach zapamiętała z lekcji ziemskiej historii, jakich udzielali jej Han Qing-jao i jej ojciec HanFei-tzu.Zdawała sobie sprawę, że jej edukacja jest w najlepszym razie fragmentaryczna.Była dziewczyną nisko urodzoną i nikt nie próbował jej uczyć, dopóki nie wkręciła się do służby u Qing-jao.Dlatego Han Fei-tzu radził, by nie przejmowała się formalnymi studiami, ale po prostu szukała informacji tam, gdzie pociągnie ją ciekawość.„Twój umysł nie jest zepsuty tradycyjnym kształceniem.Dlatego musisz pozwolić sobie odkrywać własne podejście do każdego tematu”.Mimo tej pozornej swobody Fei-tzu dowiódł, że jest surowym nauczycielem, nawet gdy swobodnie dobierała tematy.Czegokolwiek nauczyła się z historii czy geografii, rzucał jej wyzwania, kwestionował, żądał uogólnień, a potem je obalał.A kiedy zmieniała zdanie, równie stanowczo wymagał, żeby broniła nowych poglądów, choć sam prezentował te, które ona wyznawała jeszcze przed chwilą.W rezultacie, nawet dysponując niepełnymi informacjami, zawsze była gotowa przestudiować kwestię ponownie, odrzucić dawne wnioski i szukać nowych hipotez.Mogła zamknąć oczy i kontynuować naukę nawet bez klejnotu szepczącego do ucha, gdyż wciąż słyszała ironiczne pytania Han Fei-tzu - choć znalazł się o lata świetlne od niej.Aktorzy przestali paplać.Wang-mu spostrzegła, że dramat się skończył, dopiero gdy zabrzmiał głos z holowizora.- Czy życzysz sobie obejrzeć kolejny nagrany program, czy może wolisz się połączyć z bieżącym przekazem?Przez chwilę zdawało jej się, że głos należy do Jane.Potem uświadomiła sobie, że to po prostu menu odtwarzacza.- Masz wiadomości? - spytała.- Lokalne, regionalne, planetarne czy międzyplanetarne?- spytała maszyna.- Zacznij od lokalnych - zdecydowała Wang-mu.Przybyła tu niedawno, warto więc zaznajomić się z okolicą.Peter wyszedł z łazienki czysty i ubrany w jeden ze stylowych miejscowych kostiumów, jakie dostarczyła Jane.Wang-mu z zaciekawieniem oglądała proces kilkorga ludzi oskarżonych o łowienie ryb w okresie ochronnym, w zimnym i bogatym akwenie o kilkaset kilometrów od miasta, w którym się znaleźli.Jak ono się nazywa? Aha, Nagoya.Ponieważ we wszystkich fałszowanych rejestrach Jane zapisała, że to ich miasto rodzinne, oczywiście tutaj dowiózł ich śmigacz.- Wszystkie światy są takie same - stwierdziła Wang-mu.- Ludzie chcą jeść ryby, a niektórzy chcą złowić więcej, niż ocean jest w stanie dostarczyć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]