[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Miał niewielki problem z utrzymaniem równowagi, lecz nie bacząc na to, pokuśtykał szybko w kierunku Elryka.Jego miecz poruszał się w płaszczyźnie poziomej, z lewa na prawo i z powrotem i byłby przeciął albinosa na pół, gdyby ten w porę nie uskoczył.Posiadłszy świeżą energię, Melnibonéanin zablokował drugie uderzenie.Żaden z mieczy nie ustąpił pola przeciwnikowi.Zwiastun Burzy zawył w złości, ponieważ nie przywykł do podobnego oporu.Albinos podparł swoje ostrze krawędzią Tarczy, skierowując oba ostrza w górę.Przez moment Xiombarg był bezbronny, stojąc tak z unieruchomionym mieczem.Korzystając z okazji, Melnibonéanin wepchnął Zwiastuna Burzy głęboko w ciało Władcy Ciemności.Demon zakwilił i jego ziemska forma zaczęła się rozpadać.Miecz runiczny wysysał z niego energię.Elryk wiedział, że była to jedynie cząstka energii Xiombarga istotna w tym wymiarze.Ogromna większość znajdowała się w Wysokich Światach, ponieważ żaden z Bogów nie mógł przybyć na Ziemię z całą swoją mocą.Gdyby albinos posiadł pełnię sił Xiombarga, jego ciało nie wytrzymałoby napływu takiej energii i zostałoby rozerwane na strzępy.Jednak z rany Zwiastun Burzy wysączył dość, by jeszcze raz Elryk z Melniboné stał się nadczłowiekiem.Xiombarg ulegał przemianie.Był już jedynie plamą migającego, różnokolorowego światła, która rozpływała się, aż ostatecznie zniknęła.Demon wrócił do swojego wymiaru.Elryk spojrzał w górę i ku swemu przerażeniu stwierdził, że w powietrzu zostało jedynie kilka smoków.Jeden z nich właśnie spadał na ziemię.Na jego grzbiecie widniała jakaś postać, ale z tej odległości nie mógł rozpoznać, kto to był.Ruszył biegiem w kierunku miejsca upadku.Doleciał go odgłos uderzenia, potem dziwne zawodzenie, bulgot i nastąpiła cisza.Przedzierał się przez zastępy wojowników, z których żaden nie stanowił większej przeszkody niż drobny robak.Po chwili dotarł do martwego smoka.Po mieczu runicznym nie było śladu.Obok ogromnego cielska leżało bezwładne ciało człowieka.Ciało Dyvima Slorma, ostatniego z krewnych Elryka.Nie było czasu na żałobę.Melnibonéanin, Rudowłosy i garstka smoków nie mieli szans na wygranie z armią Jagreena Lerna.Ich atak ledwo zadrasnął jego potęgę.Stojąc obok ciała kuzyna, albinos przyłożył do ust Róg Przeznaczenia, wziął głęboki haust powietrza i zagrał.Czysta, melancholijna nuta płynęła nad polem bitwy i wydawało się, że dźwięk rozchodzi się we wszystkich kierunkach kosmosu, poprzez miriady wymiarów i bytów, poprzez wieczność, aż po krańce wszechświata, aż na sam koniec Czasu.Gasła powoli, a gdy ostatecznie skonała, zapanowała absolutna cisza.Świat zamarł w oczekiwaniu.Wtedy przybyli Władcy Jasności.ROZDZIAŁ 5Przenikając granice Czasu i Przestrzeni, na czarne pole bitwy padł promień pulsującego światła, jak gdyby wysłany przez olbrzymią gwiazdę, tysiąc razy większą niż ziemskie słońce.Tą ścieżką światła, stworzoną przez niezwykłą moc Rogu, kroczyli Władcy Prawa.Nie dosiadali wierzchowców.Ich ziemska postać była tak piękna, że graniczyła z niemożliwym i Elryk tylko z trudem, mrużąc oczy, mógł znieść ten blask.Oto zjawili się olśniewający Bogowie w świetlistych zbrojach i szeleszczących opończach, na których widniała pojedyncza Strzała Prawa.Na przedzie z uśmiechem na ustach podążał Donblas, Twórca Sprawiedliwości.W prawej ręce dzierżył wysmukły miecz, prosty i ostry jak czysty promień światła.Elryk pobiegł tam gdzie stał Płomienny Kieł.Dosiadł go i wznieśli się w powietrze.Płomienny Kieł był teraz jakby ociężały.Elryk nie wiedział, czy z powodu zmęczenia, czy pod wpływem Prawa.Smok przecież był tworem Chaosu.Wkrótce znaleźli się obok Moongluma.Rozejrzawszy się dookoła, Elryk stwierdził, że pozostałe jaszczury zawróciły i leciały na Zachód.Nad polem bitwy pozostali tylko oni dwaj na swych wierzchowcach.Reszta smoków, czując prawdopodobnie, że ich rola się już skończyła, wracała do Smoczych Jaskiń, by dalej spać.Elryk i Rudowłosy wymienili spojrzenia, lecz nie wypowiedzieli ani słowa, gdyż widok poniżej przepełniał serca zbyt wielkim przerażeniem, by o nim mogli mówić.Promień, po którym przybyli Biali Władcy, zniknął, lecz z nich samych zaczęło promieniować niesamowite, białe światło.Bogowie skierowali się ku czekającym Władcom Chaosu.Napotkane na drodze sługi Piekła i przeobrażeni ludzie uciekali w panice lub padali, gdy zostali dotknięci białym światłem, takich pozbywano się szybko i bez wysiłku, ale prawdziwa potęga Książąt z Piekieł i Jagreena Lerna wciąż stała niewzruszona.Władcy Prawa byli nie więksi niż zwykli ludzie, lecz dostojeństwem i potęgą przyćmiewali wszystko.Nawet Elryk, znajdując się wysoko w górze, czuł się w ich obecności jak mała muszka.Skrzydła Płomiennego Kła uderzały ociężale, gdy zataczał koła nad polem bitwy.Wszędzie ciemne kolory były poprzetykane plamami o jaśniejszym i lżejszym zabarwieniu.Władcy Prawa dotarli do miejsca, gdzie oczekiwali ich odwieczni wrogowie i Elryk usłyszał przemawiającego Donblasa.- Wy z Chaosu sprzeciwiliście się edyktowi Kosmicznej Równowagi i dążyliście do całkowitej dominacji nad tą planetą.Przeznaczenie nie zgadza się na to i dlatego życie tej Ziemi musi się teraz zakończyć, aby odrodzić się w nowej formie, w której wasz wpływ będzie znikomy.Z zastępów Zła doleciał słodki, drwiący głos Slotara Starego.- Ośmielasz się, bracie, snuć zbyt daleko idące przypuszczenia.Los Ziemi nie został jeszcze do końca postanowiony.Nasze spotkanie, tylko ono, zadecyduje o dalszych losach planety.Jeżeli my wygramy, na Ziemi będzie władać Chaos.Jeżeli wy zwyciężycie, wtedy godne pożałowania, pozbawione naszych możliwości Prawo ustanowi tu rządy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]