[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Byłoby przecież łatwiej zabić nas, niż hamować w ten sposób.Nie, będą musieli odkryć przyłbicę na równiku.Chcą tam dotrzeć przed nami, ponieważ wiedzą, kim jesteśmy i gdzie się znajdujemy, nie wiedzą jednak tego, co wie doktor Skander, a mianowicie: jak dostać się do Studni.Chcą się zabrać z nami - właściwie mogą być sojusznikami, gdyż na pewno poczynili wszelkie niezbędne kroki, by nikt więcej nie włączył się do wyścigu.Nie powinno to nas zmylić - jest Jeszcze inna wyprawa.Wróżbita powiedział, że nie wejdziemy, zanim cała grupa ostatnich przybyszów nie połączy się.Nas to urządza - dopóty, dopóki to my trzymamy ster.- To my będziemy rządzić - powiedział Hain nagle.W pobliżu granicy z Ivrom, w kraju UmiauPrzedstawiali sobą widok w Świecie Studni raczej niezwykły: szeroka tratwa z bali ciągnięta przez dziesięciu Umiau w uprzęży.Na tratwie podróżowali: centaur z Dalii, olbrzymi jeleń, dwumetrowy nietoperz i mieszkanka Czill, a także dobrze już przetrzebiona kopka siana i pudło z piaskiem.- Dlaczego Umiau nie miałby nas zawieźć aż do celu? - spytała Vardia Brazila.Jeleń odwrócił głowę: - Ciągle nie mogę się oswoić z myślą, że jesteś w dwóch miejscach naraz, że się tak wyrażę - powiedział przez swój głośnik.Chlupot wody i szum wiatru utrudniał słuchanie jego aparaciku, jeżeli się nie stanęło w odpowiednim miejscu.- Mnie również z ogromnym trudem przychodzi myśleć, że mały kapitan, z którym tu wylądowałem, jest wielkim jeleniem.A teraz proszę o odpowiedź.- Byłoby to zbyt niebezpieczne - wyjaśnił Brazil.- Podpłyniemy tak daleko, jak to możliwe, pojawią się jednak w końcu niekorzystne, zdradliwe prądy, wiry itd.Prócz tego oni nie za dobrze żyją z tutejszymi mieszkańcami Umiau dałyby sobie radę, ale te paskudne ryby z dwudziestoma rzędami zębów schrupałyby tę tratwę i nas wraz nią, zanim zdążylibyśmy się stosownie przedstawić.Nie, popróbujemy szczęścia na stu sześćdziesięciu kilometrach Ivrom.- Jakie jest to Ivrom, Nathan? - spytała Wuju.Miała translator i przezwyciężyła większość swoich początkowych obaw i zastrzeżeń.Traktował ją delikatnie, mówił tylko miłe rzeczy i jakoś jej przeszło.Chyba coś się w nim zmieniło, coś co trudno sprecyzować, ale co wszyscy wyczuwali, nie mogąc tego jednak uchwycić.Wuju rozmawiała na ten temat z Kuzynem Nietoperzem- Jak byś się czuła - spytał ją - gdybyś obudziła się już nie centaurem z Dliii, a zwykłym koniem? Gdybyś musiała oglądać swoje stare, martwe ciało? Czy byś się nie zmieniła?Przyjęła to wyjaśnienie, ale Nietoperz sam w to nie wierzył.To, co się zmieniło w Brazilu, to owo dodatkowe wrażenie całkowitej kontroli, całkowitej ufności i pewności.Sam przecież powiedział ni mniej ni więcej, że zna rozwiązanie całej zagadki.Mógł dostać się do centrum kontroli, kontroli nad światem, być może - sięgającej nawet dalej.Nietoperz patrzył teraz na sprawy z większym optymizmem.Tym lepiej.Człowiek, który znał odpowiedź, nie miał rąk, nie był nawet w stanie sam otworzyć drzwi.Niech wejdzie - pomyślał Nietoperz, zadowolony z siebie.Niech pokaże jak trzeba działać.- Nathan! - powiedziała Wuju głośniej.- Jak jest w Ivrom? Nie powiedziałeś nam.- Nie powiedziałem, ponieważ nie wiem, kochanie - odpowiedział niedbale.- Masa lasów, pofalowane wzgórza, mnóstwo zwierzyny, najczęściej tej znanej nam.Według atlasu, są tam konie i jelenie.To sześciokąt nietechnologiczny, a więc znowu możemy mieć do czynienia z mieczami i oszczepami.Myślę, że rozumna forma życia ma tam postać owada, ale pewności, co do tego nie ma nikt.Te czynne wulkany po lewej to Alisstl, i jest to doskonała bariera.Ludzie tam zamieszkujący są gruboskórnymi gadami, żyjącymi w temperaturach bliskich wrzenia, odżywiającymi się siarką.Pewnie mili ludzie, ale nikt tam raczej nie zagląda.Popatrzała ku łańcuchowi wulkanicznych szczytów.Większość z nich ziała parą, a jeden wyrzucał widowiskowy strumień lawy przez boczną szczelinę.Zadrżała, chociaż wcale nie było zimno.- Tak powinno się podróżować, jeśli tylko można! - powiedział Brazil z entuzjazmem, wciągając głęboko słone powietrze.- Fantastyczne! Kiedyś żeglowałem po takich oceanach na dużych statkach, jeszcze w czasach Starej Ziemi.Była jakaś romantyka w morzu i w ludziach, którzy po nim żeglowali.To nie to, co jednoosobowy kosmiczny frachtowiec z jego komputerami i sztucznymi obrazkami mrugających światełek.- Kiedy dobijemy do brzegu? - spytała Wuju, czując lekkie mdłości od huśtania i rzucania, które jemu tak bardzo się podobało.Była szczęśliwa, widząc, że on się dobrze czuje, mówiąc tak jak za dawnych czasów, jeżeli jednak miało się to odbywać kosztem rozstroju żołądka, wolała już znaleźć się na lądzie.- No cóż, poszły niezwykle szybko - odpowiedział.- Silne czorty i zadziwiająco swobodne w swoim żywiole.Będę musiał zapamiętać tę siłę.Nie byłoby jednak dobrze, gdybyśmy mieli lekceważyć naszego doktora Skandera.- No tak, ale jak długo jeszcze? - nalegała.- Jutro rano - odpowiedział.- Stamtąd będzie już tylko dzień do Ghimon.Nie musimy przecinać całego sześciokąta Ivrom, tylko jedną część, a następnego dnia do krańca zatoki w Ghimon.- Czy rzeczywiście sądzisz, że ich spotkamy - tamtych - właśnie tam? - spytała Vardia.- Bardzo bym chciała uwolnić moje drugie ja - moją siostrę - od tych potworów.- Spotkamy ich - zapewnił ją Brazil - jeśli ich przegonimy, a na pewno nam się uda, jeśli utrzymamy tempo.Wiem, dokąd muszą się udać.Kiedy tam dotrą, będziemy już na nich czekali.- Czy będę mógł dziś w nocy pobuszować nad tym Ivrom? - zawołał doń Kuzyn Nietoperz.- Jestem już chory od tych ryb.- Liczę na ciebie, Nietoperzu - odpowiedział Brazil ze śmiechem.- Najedz się i opowiedz nam o wszystkim.- Ale żadnych nocnych ekspedycji ratunkowych - zastrzegł się Nietoperz tym samym lekkim tonem.- Nigdy nie wiadomo, Nietoperzu - odparł Brazil, poważniejąc.- Być może tym razem na mnie przyjdzie kolej.Umiau miały zdumiewająco mało informacji o Ivrom, co nie było takie dziwne, jak by się mogło zdawać.Były to przecież stworzenia wodne, potrzebowały wytworów techniki, których same nie mogły produkować.Sojusz z mieszkańcami Czill był naturalny; innych sąsiadów znali przynajmniej ze spotkań w wodzie, chociaż stosunki nie układały się najlepiej, a w Alisstl w ogóle panował zbyt 6 gorący klimat.Ivrom, która to nazwa nie została nadana przez mieszkańców, lecz pochodziła ze starych map, porastały ciche lasy i łąki, nie płynęły tam większe rzeki, natomiast wszędzie toczyły się rozliczne strumienie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl