[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Książę wciąż jednak odnosi wrażenie, że widzi kogoś o zakłóconych proporcjach ciała.Zupełnie, jakby zjawa naprawdę była gigantem, a Elryk po prostu dorósł do jej rozmiarów.Widziadło ruszyło w kierunku Elryka i przeszło przez niego.Na pewno nie było to całkowite złudzenie, bowiem książę wyraźnie wyczuł ducha, którego ciało wydawało się nieprawdopodobnie gęste.Istota zatrzymała się, obróciła i wyciągnęła ręce.Na jej twarzy malował się szyderczy grymas.Elryk machnął mieczem, który ku jego zdumieniu zatrzymał się bez wyraźnych skutków na cielsku stwora.Ten spróbował uchwycić księcia, jednak jego dłonie przeszły na wylot przez albinosa, który odetchnął z ulgą.Potem z przerażeniem ujrzał, jak sam zaczyna przeświecać z lekka.Owszem, najwyraźniej ktoś rzeczywiście był tu duchem i wszystko wskazywało na osobę Elryka!Istota po raz kolejny spróbowała go złapać.Znów bez powodzenia.Pewny już, że monstrum nie zagraża mu przynajmniej fizycznie, jak i świadom tego, że obecna sytuacja doprowadzić może go do szaleństwa, Elryk po prostu obrócił się i rzucił do ucieczki.Zupełnie niespodziewanie znalazł się w wielkiej sali, której ściany mieniły się niestałymi kolorami.Pośrodku siedziała niewielka postać z jakimiś małymi stworzonkami krążącymi jej po dłoni.Istota spojrzała na Elryka i uśmiechnęła się serdecznie.- Witaj, Królu Melniboné! Jak radzi sobie ostatni władca mej ukochanej ziemskiej rasy?Postać miała na sobie pobłyskujący strój błazeński, a na głowie wysoką koronę ze spiczastymi liśćmi, stanowiącą wyraźną trawestację i kpinę z koron prawdziwych, potężnych władców.Oblicze istoty było jakby kanciaste, szerokouste.- Witaj, lordzie Bało - Elryk skłonił się od niechcenia.- Osobliwie zwykłeś przyjmować swoich gości.- A co, źle się bawiłeś? Nie sądzisz, że ludzi jednak o wiele trudniej jest zadowolić niż bogów?- Nasze rozrywki rzadko są tak wyrafinowane.Gdzie jest królowa Yishana?- Za pozwoleniem, niech i ja mam swoje przyjemnostki, śmiertelniku.Tu ją mam.- Bało wskazał na jedno ze stworzeń siedzących na jego dłoni.Elryk podszedł bliżej i zaiste ujrzał Yishanę, jak i wielu spośród zaginionych żołnierzy.Bało spojrzał na niego i mrugnął.- Przy tych rozmiarach łatwiej ich upilnować.- Bez wątpienia, chociaż zastanawiam się, czy to my zrobiliśmy się więksi, czy też oni mniejsi.- Bystry jesteś, śmiertelniku.A może powiesz jeszcze, jak na to wpadłeś?- Widziałem twoje twory po drodze.Istoty, studnie i kolory, wszystkie coś zniekształcały, ale co właściwie.- Masę, królu Elryku! Ale tego do końca byś nie zrozumiał.Nawet władcy Melniboné, którzy bardziej przypominają bogów niż ludzi, nauczyli się ledwie z wierzchu naruszać strukturę pierwiastków.Znali rytuały, zaklęcia i czary, ale nigdy nie rozumieli, co naprawdę czynią.I tym się różnimy.- Ale ja dotarłem tutaj bez czarów.Wystarczyło zdyscyplinowanie umysłu.- Owszem, to pomaga, ale zapominasz o swym największym atucie, o mieczu.Tak naprawdę, to używasz go do rozwiązywania błahostek.Zupełnie, jakby ktoś wysyłał wielką galerę wojenną po to tylko, by złapać szprotkę.Ten miecz zachowuje swą potęgę w każdym wymiarze, królu Elryku, dosłownie w każdym!- Tak, to możliwe.Ale nie to mnie teraz interesuje.Czemu właściwie tu się znalazłeś, lordzie Bało?Błazen zachichotał śmiechem perlistym i melodyjnym.- Och, popadłem w niełaskę.Pokłóciłem się z moimi panami, którzy wzięli na poważnie jeden z moich żartów na temat bezsensu ich istnienia, egotyzmu, przeznaczenia i dumy.Odrzucają wszystko, co nie stawia ich na ołtarzach.Zatem i ja spłatałem im figla i uciekłem na Ziemię, gdzie oni, władcy Ładu i Chaosu, rzadko zaglądają, chyba że ich ktoś zawoła.Z pewnością uznasz mój pomysł za wyśmienity, Elryku, zresztą, każdy Melnibonéanin doceniłby go.Zamierzam ustanowić tu me własne królestwo.Królestwo Paradoksu.Trochę z Ładu, trochę z Chaosu, ot, taką krainę przeciwieństw i osobliwości.Żart.- Wydaje mi się, że świat, jaki mi opisujesz, istnieje już od dawna, lordzie Bało.Naprawdę, nie trzeba go tworzyć!- Dziwnie brzmi ta konia w ustach mieszkańca Melniboné!- Może.W podobnej chwili nie myślę o dobrych manierach.Uwolnisz Yishanę i mnie?- Ale ty jesteś gigantem.Obdarowałem cię statusem i wyglądem boga, bo pomyślałem, że możemy zostać partnerami w tym przedsięwzięciu!- Niestety, lordzie Bało.Nie podzielam twojego poczucia humoru, nie nadaję się do takich egzaltowanych imprez.Poza tym - Elryk skrzywił się nagle - mam wrażenie, że władcy Dawnych Światów nie zaakceptują tak łatwo twoich wybujałych ambicji, które zdają się pozostawać w niejakim konflikcie z ich planami.Bało roześmiał się, ale nic nie powiedział.Elryk też zdobył się na uśmiech, który ukryć miał plątaninę jego myśli.- Co zamierzasz uczynić, jeśli odmówię?- Ależ Elryku, nie zrobisz mi tego! Stać mnie na wiele osobliwych żartów, możesz stać się igraszką w moich rękach.- Zaiste? A Czarny Miecz?- Ach, tak.- Widzę, Balo, że w obsesyjnej pogoni za uciechami nie przemyślałeś jednak wszystkiego należycie.Winieneś włożyć więcej wysiłku w walkę ze mną, gdy tu szedłem.Oczy Elryka rozgorzały.Uniósł miecz z krzykiem.- Ariochu! Panie! Wzywam cię, Władco Chaosu!- Ciszej, królu Elryku! - jęknął Balo.- Ariochu! Oto jest dusza dla ciebie!- Ciszej, powiedziałem!- Ariochu! Wysłuchaj mnie! - krzyczał Elryk w desperacji.Balo upuścił swe miniaturowe zabawki i wstał, pospieszając ku Elrykowi.- Nie widzę reakcji na twe wezwania! - roześmiał się, sięgając księcia.Zwiastun Burzy jęknął jednak i zadrżał w dłoni Elryka, co wystarczyło, by odstraszyć błazna, który spoważniał nagle, zakłopotany.- Ariochu z Siedmiu Mroczności, twój sługa cię wzywa!Płomieniste ściany zadrżały i zaczęły blednąc.Balo rzucał tu i tam niespokojne spojrzenia.- Och, lordzie Ariochu, przybądź nakierować zbłąkanego Balo na właściwą drogę!- Nie możesz mi tego zrobić! - błazen podbiegł do tej części komnaty, gdzie płomienie wygasły już całkowicie, ukazując czającą się pod spodem ciemność.- Masz pecha, Balo, on jednak może to zrobić.-rozległ się piękny i sardoniczny głos.Z mroku wychynęła szczupła postać, zupełnie inna od tych bezkształtnych potworów, którymi Arioch manifestował się na Ziemi.Piękno przybysza naznaczone było jednocześnie dumą, okrucieństwem i smutkiem, co jasno zdradzało, iż nie jest to człowiek.Miał na sobie kubrak z pulsującego szkarłatu, nogawice niestałej barwy, u pasa dźwigał długi, złocisty miecz.Oczy miał duże, ale lekko przymknięte, włosy równie długie i jasne jak miecz, wargi pełne, a brodę i uszy spiczaste.- Arioch! - Balo cofnął się gwałtownie.- Popełniłeś błąd, Balo - powiedział z tyłu Elryk.- Nie wiedziałeś o tym, że Królowie Melniboné mogą przywoływać Ariocha na Ziemię? To nasz pradawny przywilej.- Którego zresztą często nadużywaliście - powiedział Arioch z uśmiechem.Balo padł na posadzkę.- Tak czy inaczej, Elryku, moja dzisiejsza przysługa powinna sprawić, że zapomnimy o zaszłościach.Mglisty Gigant, na przykład, wcale nie był zabawny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]