[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jase wyjął spod stołuniewielką walizeczkę i otworzył ją.Z dyplomatki wyciągnął obszerną, czarną opończę z kapturem, która skryłago prawie całkowicie.W rzucanym przez kaptur cieniu twarz Nekromanty straci-ła swą tożsamość.Kantela wróciła do biurka.Jase wyjął z walizeczki trzy stożkikadzidła i zapalił je.Natychmiast zaczął unosić się gęsty, ciężki dym, który szyb-ko wypełnił całe pomieszczenie.Paul wyczuł słodkawy, oszałamiający zapach.W dymie musiał być jakiś narkotyk.Już po kilku pierwszych haustach zaszemra-ło Paulowi w głowie.Wszyscy skupili się wokół biurka.Pokój był już pełen dymu.Przytępionezmysły Paula utrudniały mu skupienie uwagi na czymkolwiek.I nagle usłyszałgłos Nekromanty, głębszy niż zwykle, miarowy, śpiewny. Oto noc, gniewna noc, noc nadejdzie snadnie.Z drugiej strony stołu odpowiedział dzwięczny głos Kanteli.Słowa, którew ustach Jasona były zwykłą recytacją, wypowiadane przez dziewczynę stały sięmuzyką. Ogień, zamieć, blaski świec, wszystko niech przepadnie!Nekromanta wyjął jeszcze jedną rzecz i położył ją na biurku.Na widok tegoprzedmiotu w umyśle Paula rozdzwoniły się sygnały alarmowe.Kiepskim byłbyinżynierem górnikiem, gdyby nie poznał tego, co Jason wyjął z walizeczki.Byłto przesycony plastycznym materiałem wybuchowym sześcian bawełny, o bokudługości pięciu centymetrów, wystarczający, by roznieść na strzępy całe biuroi wszystkich znajdujących się wewnątrz.Do kostki przymocowano lont, które-go czas spalania nie przekraczał dziewięćdziesięciu sekund.Paul patrzył poprzezkłęby dymu, jak Nekromanta ujmuje lont w palce i zapala go.Dokonując tego Jason śpiewał: Choćbyś z daleka gościu szedł.W tym momencie przyłączyła się doń Kantela:55 Noc nadejdzie snadnie. W Czarnym Kurhanie spoczniesz wnet znów samotnie zaciągnął Jason. I wszystko niech przepadnie! raz jeszcze włączyła się Kantela.Paul nie powinien rozpoznać tego, co śpiewali, stało się jednak inaczej.W tejchwili, wśród dymu i mgły nie potrafiłby odpowiedzieć, skąd wiedział co toza śpiew.Była to zmodyfikowana wersja jednej z pieśni żałobnych śpiewanychw północnej Anglii, podczas czuwania przy zwłokach ułożonych pod stołemz czarką soli na piersiach.Ta pieśń rytualna zrodziła się grubo przed chrześcijań-stwem, wśród pogańskich Celtów.Ci niewysocy, ciemnoskórzy mężczyzni zbie-rali się w lesie, w noc po zgonie, by pośpiewać martwym krewniakom wyrusza-jącym w mroczną drogę.Wersja, którą teraz Paul słyszał nie miała w sobie nicz powagi melodii siedemnastowiecznej, brzmiała jak ochrypłe, atonalne zaśpie-wy barbarzyńców, lodowate niczym menhiry w zimie i bezlitosne jak hulającywśród nich wiatr.Rozwijała się dalej.Jason przemawiał, a Kantela dołączała dońtworząc duet.Brzmiało to jak pieśń zmartwychwstałego wilkołaka. Jeśliś ogień znał i dach Noc nadejdzie snadnie. Teraz grobu poznasz piach I wszystko niech przepadnie! Gdy stojące głazy miniesz Noc nadejdzie snadnie. W głuchej pustce się rozpłyniesz I wszystko niech przepadnie! Rybom, ptactwu będziesz żerem Noc nadejdzie snadnie.Jakby z ogromnej dali, poprzez wijące się dymy i poprzez słowa pieśni, zzazamkniętego okna dotarł do Paula potężny, metaliczny jazgot: Formain! Paul Formain! Mówi policja.Jesteś otoczony.Jeśli w ciągudwóch minut nie wyjdziesz razem z tymi, którzy są tam z tobą, wyłamiemy drzwi nastąpiła chwila ciszy i ryk megafonów raz jeszcze wstrząsnął szybami okien. Formain! Paul Formain! Tu policja.Jesteś otoczony.W biurze dym był tak gęsty, że Paul nie widział już ładunku wybuchowejbawełny i szybko spalającego się lontu.Wydawało mu się też, iż Jason i Kantelaśpiewają coraz głośniej: Z głuchej pustki nie ucieczesz Noc nadejdzie snadnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]