[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wewnątrz budynku,wyposażonego w niemal bezszmerowy system klimatyzacji, mieściła się świątynia z rzędamiobitych czerwonym pluszem krzeseł, wytłumiona sala balowa, kompletnie wyposażonakuchnia, niekompletna biblioteka dzieł żydowskich oraz mały, ale wysłany dywanem gabinetzastępcy rabina.Michael siedział w chmurnym nastroju za politurowanym na wysoki połysk biurkiem, okilkanaście tylko centymetrów kwadratowych mniejszym od biurka w wielkim gabineciei73NOAH GORDONw głębi holu, dominium rabina Joshuy L.Flagermana.Zadzwonił telefon. Słucham?  rzucił Michael do słuchawki. Czy mogę mówić z rabinem? Rabinem Flagermanem? Nie ma go w tej chwili  powiedział po krótkim wahaniu.Podałtelefonującemu numer domowy rabiego.Mężczyzna podziękował mu i odłożył słuchawkę.Michael pracował w świątyni Emanuela od trzech tygodni, czyli przez okres dostateczniedługi, by uzyskać pewność, że popełnił błąd zostając rabinem.Pięć lat studiów rabinicznychw %7łydowskim Instytucie Religijnym przykro go rozczarowało.W instytucie świecił przykładem. Jak klejnot wśród reformowanych kamieni polnych" skomentował to z sarkazmem Max Gross, który nie krył, że czuje się zdradzony, ponieważMichael wybrał Reformę jako drogę do rabinatu.Aączące ich więzi duchowe nie uległyzerwaniu, lecz nie osiągnęli tego stopnia bliskości, jaki mogliby osiągnąć, gdyby Michaelzostał rabinem ortodoksyjnym.Młodzieniec miałby trudności z wyjaśnieniem dokonanegowyboru.Wiedział tylko, że świat szybko się zmienia, i uznał Reformę za najlepszy sposóbnadążenia za tymi zmianami.Latem pracował w ochronce na dolnym Manhattanie, próbując dzieciom tonącym wniewidzialnych odmętach podawać słomki wiary.Ojcowie niektórych z nich służyli wwojsku, matki pracowały na dwie zmiany w fabrykach zbrojeniowych bądz sprowadzały dodomu całe zastępy nieznajomych  wujków" w mundurach, którzy szybko się ulatniali.Michael nauczył się po energicznym kroku i rozszerzonych zrenicach rozpoznawaćnastoletnich ćpunów na haju, a po napięciu kończyn i nerwowym żuciu gumy młodocianych w narkotycznym głodzie.Codziennie musiał patrzeć na dzieciństwowdeptywane w mierzwę.Niezmiernie rzadko udawało mu się pomóc komuś, zresztą w naderskromnym wymiarze.Wystarczyło to jednak, by nie porzucał tej posady na rzecz na przykładwychowawstwa na jakimś obozie letnim.Skończył trzeci semestr szkoły rabinicznej, kiedy Japończycy zaatakowali Pearl Harbor.Większość jego kolegówł RABINwstąpiła ochotniczo do wojska lub została wessana przez zaciąg obowiązkowy.Studenciteologii nie podlegali poborowi, mimo to kilku chłopców porzuciło szkołę i przywdziałomundur.Pozostałych, wśród nich młodego Kinda, ich przewodnicy zdołali przekonać, że wnadchodzących czasach rabini będą potrzebniejsi niż kiedykolwiek.Michael żałował nieraz, że pozwolił się ograbić z przeżyć, jakie mu się słusznie należały.W tamtych czasachdopuszczał do siebie myśl o śmierci, chociaż nie o własnej.Z listów, jakie z rzadka otrzymywał, wysyłanych z miejsc o nie znanych, trudnych czasem dowymówienia nazwach, wiało duchem romantycznej, podniecającej przygody.MaurySilverstein zaciągnął się jako szeregowiec do piechoty morskiej i zaraz po ukończeniuszkolenia wstępnego został wysłany do szkoły podoficerskiej w Quantico.Boksował trochęna Paris Island; w czasie walki z pewnym instruktorem musztry ostro się z nim ściął;szczegółów tej zwady nigdy Michaelowi nie opisał.Doniósł mu tylko w jednym z listów, żew kilka tygodni pózniej spotkał się ze swoim przeciwnikiem poza ringiem w pojedynku nagołe pięści.Starcie odbyło się poza salą gimnastyczną, dokładniej mówiąc na jej tyłach, gdzieprzy hałaśliwym dopingu całego oddziału Maury złamał kapralowi szczękę.Jego przeciwnikzdjął przed walką bluzę z dystynkcjami, więc nie podjęto środków dyscyplinarnych, ale od tejpory pozostali oficerowie zaczęli na zajęciach z musztry dawać w kość śmiałkowi, któryważył się jednego z nich uczynić niezdolnym do dalszego pełnienia roli wychowawcyprawdziwych mężczyzn.Silver-stein stawał do raportu za najbłahsze naruszenia przepisów,toteż jego nadzieje na zdobycie szlif oficerskich szybko się rozwiały.Po ukończeniuszkolenia wstępnego przeszedł kilkutygodniowy kurs dla przewodników mułów, po czympowierzono mu pieczę nad krótkonogą mulicą o tłustym zadzie, którą  z pobudeksentymentalnych  nazwał Stellą, jak o tym doniósł Michaelowi w ostatnim liście wysłanymz terytorium Stanów Zjednoczonych.Następnie Stellę i jej przewodnika wsadzono na okręt iwywieziono na jakąś anonimową i prawdopodobnie górzystą wysepkę na Pacyfiku, gdzie sięnudził jak mops, donosząc między wierszami w przesyłanych175NOAH GORDONprzez V-mail* listach o fenomenalnej rozwiązłości miejscowych kobiet.Szacunek dla osobyduchownej powstrzymuje go  dodawał  od bardziej szczegółowych opisów ichwyuzdania.Podczas ostatniego roku nauki w instytucie skierowano Michaela do asystowania przyceremoniach świątecznych do pewnej świątyni w Rockville na Long Island.Uroczystościprzebiegły bez najmniejszych potknięć, toteż Michael poczuł się nareszcie prawdziwymrabinem i nadął się dumą jak paw.Następnie, na trzy tygodnie przed ukończeniem przezeństudiów i otrzymaniem smichy, wyświęcenia, wydział kadr instytutu załatwił mu próbneprzesłuchanie w świątyni Emanuela w Miami, która poszukiwała właśnie pomocniczegorabina.Rabin Kind miał wystąpić z gościnnym kazaniem na nabożeństwie piątkowym.Opracował je starannie na piśmie, a potem wygłosił przed lustrem w swoim pokoju.Jegoprzewodnik naukowy pochwalił tekst kazania, a Michael sam czuł, że ma ono siłę i styl.Nakazalnicę świątyni w Miami wszedł w poczuciu, że jest doskonale przygotowany.Dzwięcznym głosem powitał rabina Flagermana oraz zgromadzonych wiernych, następniewsparł się oburącz o mównicę i wychylił nieco do przodu. Kimże jest %7łyd?  zaczął.Podniesione oczy wpatrywały się weń z pierwszych rzędów krzeseł z taką ciekawością, żepoczuł się zmuszony odwrócić od nich wzrok.Gdziekolwiek jednak spojrzał, ze wszystkichrzędów kierowały się ku niemu wyczekujące spojrzenia.Jedne z uniesionych twarzy byłystare, inne młode, jedne nie zapisane jeszcze doświadczeniem, inne pobrużdżone przez życie.Zwiadomość tego, na co się porywa, przygniotła Michaela.Kimże ja jestem, zapytał samsiebie, żeby tym ludziom cokolwiek ogłaszać?Cisza przedłużała się, a on wciąż nie mógł wydobyć z siebie głosu.Było jeszcze gorzej niż wdniu bar micwy.Całkiem zaniemówił, język przysechł mu do podniebienia.W tyle sali * Stosowany w czasie II wojny światowej w armii amerykańskiej system przesyłania listówna klatkach mikrofilmów, powiększanych następnie i dostarczanych adresatom nafotograficznych odbitkach.176RABINzachichotała jakaś dziewczynka; ów cichy śmieszek sprawił, że zebrani zaczęli szuraćnogami.Wysiłkiem woli Michael zmusił się do wydania z siebie głosu.Potykając się dobrnął jakoś dokońca kazania, zdesperowany zamienił jeszcze kilka słów z kilkoma osobami, po czymodjechał taksówką na lotnisko.Skamieniały z rozpaczy przez prawie cały lot do NowegoJorku wyglądał przez okno, niechętnymi pomrukami odpowiadając na pytania rudowłosejstewardesy, czy nie napiłby się kawy lub likieru.W nocy, zmęczony podróżą, znalazłwytchnienie w śnie, ale obudziwszy się nazajutrz, długo leżał w łóżku i zastanawiał się, jak tosię stało, że wpakował się w coś, do czego nie miał za grosz powołania [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl