[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Prawie wleciał na ścianę obok ciemnych drzwi po tym, jak bezpiecznie przeniósł jako ostatniego Gilesa.W porę odbił w bok i skręcił ku środkowi wieży.Nawet jej pełna szerokość stanowiła wąskie miejsce dla tak wielkiego latającego stwora jak on.Skręcił, opadł trochę, znów się wspiął i zapikował krótko ku otwartej przestrzeni podestu.Przez chwilę zastanawiał się, czy nie zmienić się w człowieka natychmiast po wylądowaniu, ale potem zdecydował, że zbyt trudno byłoby zgrać to w czasie.Przyhamował więc i wylądował z głuchym grzmotnięciem.Uderzenie było głośniejsze, niż przewidywał, i najwyraź­niej jego towarzysze myśleli tak samo.Dwa miecze i długi nóż natychmiast ukazały swe ostrza, a Aragh obnażył zęby.Wszyscy czterej stłoczyli się koło ciemnych drzwi jak tygrysy przy bramie, za którą znalazła schronienie ofiara.Jim pośpiesznie zmienił się znów w człowieka.Trzęsąc się z zimna ponownie się ubrał.Zdjął swój pas z wilka i przypasał znów miecz i mizerykordię.Przynajmniej raz czuł się dziwnie bardziej bezbronny jako smok niż jako człowiek.Teraz poczuł się dużo pewniejszy i bardziej zdolny do obrony samego siebie w ludzkiej postaci i ludzką bronią.Dobył miecza i dołączył do grupy przy drzwiach.- Czas by było dostać się do środka - powiedział.Rozdział 26Jim szedł pierwszy, mając oczy szeroko otwarte na wszystko, co czerwone.Wkroczyli do czegoś w rodzaju korytarza, z którego cztery wejścia prowadziły do dalszych, osobnych komnat, zajmujących resztę miejsca na tym poziomie wieży.Komnaty te były mniejsze niż na dole, gdyż wieża zwężała się ku górze, a sklepienie znajdowało się nie więcej niż piętnaście stóp ponad niezliczonymi dywanami rozłożonymi na posadzkach.Meble, choć wciąż ubogie wedle dwudziestowiecznych pojęć, według czternastowiecznych były bogate i liczne.Ciężkie gobeliny zwieszały się od sufitu do podłogi, po­krywając każdy cal ściany, oprócz miejsc, gdzie znajdowały się szczeliny okien.Były one nieco szersze niż zazwyczaj i miały przynajmniej sześć stóp wysokości.Każde z nich obramowane było czerwienią, a spojrzawszy przez nie, Jim zrozumiał czemu.Dzięki Magii w ciągu dnia mogły wpuścić więcej światła niż zwykłe okna o podobnych rozmiarach i dawały od­powiednio rozleglejszy widok na okolicę z tak wysokiego punktu wieży.Przypominało to prawie penthouse* z pano­ramicznymi oknami ze świata Jima, umieszczony na tej samej wysokości.Ostrożnie, z bronią w pogotowiu, przeszukali wszystkie pokoje, ale, jak zresztą prawie natychmiast obwieścił Aragh, nikogo tam nie było.- Choć jest ktoś na górze - dodał wilk.- Czuję człowieka, ale nie wiem, kto to.Spiralne schody, niemal tak szerokie jak te, którymi dopiero co weszli do wieży, prowadziły prosto na wyższe piętro.Weszli na górę i odkryli kilka następnych pokoi wokół o wiele mniejszej, centralnej komnaty.Pokoje były cztery i każdy miał porządnie zamknięte drzwi, które dla oczu Jima jarzyły się czerwienią.- Tych drzwi strzeże Magia - powiedział przyja­ciołom.- Jeśli uda nam się odkryć bez dotykania, za którymi może być książę, to zdobędziemy punkt w tej grze.Araghu, dasz radę to stwierdzić?Wilk podszedł blisko po kolei do każdych drzwi, tylko blisko, bo przystawał dobre sześć czy osiem stóp od nich, węsząc i nasłuchując z przekrzywionym łbem.- Ktoś jest za tymi drzwiami - mruknął, zbadawszy je wszystkie i wróciwszy do trzecich drzwi.- Jak sądzę, jeden człowiek, słyszę, jak oddycha.Zdaje się, że śpi.- To musi być nasz książę! - zawołał sir Giles ruszając naprzód.- Wejdźmy i zabierzmy go stąd.- Gilesie, stój! - rzucił szybko Jim.Rycerz zatrzymał się i odwrócił ze zdziwionym, niemal urażonym wyrazem twarzy.- Pamiętasz, jak mówiłem, że strzeże ich Magia? - przypomniał mu Jim.- Każda próba ich otwarcia musi bez wątpienia zaalarmować Malvinne'a - jeśli nie gorzej!Giles cofnął się, a Jim stanął wpatrując się w drzwi.Przyjaciele przypatrywali się jemu.- Nie możesz ich zaczarować, żeby się jakoś otworzyły, Jamesie? - spytał Brian po długiej chwili.- To właśnie próbuję zrobić! - odburknął Jim, a potem poczuł się głupio, że tak oschle się odezwał.- Wybacz, Brianie.Jestem zajęty koncentrowaniem się na tym, jak ominąć tę Magię.- Nic nie szkodzi, Jamesie - powiedział poważnie rycerz.- Wiesz, że dobrze znam Carolinusa.Od Maga można spodziewać się takich rzeczy.Jim nigdy nie wpadłby na to, że konieczność podobnej koncentracji może być jakimś wyjaśnieniem opryskliwości Carolinusa.Teraz jednak nie miał czasu zastanawiać się nad tym.Jego myśli mknęły naprzód.Im więcej nad tym rozmyślał, tym bardziej upewniał się, że cokolwiek strzegło tych drzwi, poza wszystkimi innymi nieprzyjemnościami dla otwierających, miało zaalarmować osobiście samego czarnoksiężnika, że ktoś próbuje dostać się do jednego z jego strzeżonych pokoi.Mało było prawdopodobne, że zaufałby służbie w zajęciu się czymś tak poważnym jak wtargnięcie do komnat, które najwyraź­niej stanowiły jego prywatny apartament.Cokolwiek innego mogły uczynić te czary - na przykład usmażyć niedoszłego intruza na chrapko - z pewnością były tak ustawione, że Mag sam nie zostałby zraniony przez nie ani nie wywołałby alarmu wchodząc do komnaty.Nie było możliwe, żeby Jim zrozumiał Magię strzegącą drzwi.Mógł się jednak spokojnie założyć, że gdyby potrafił przełączyć to magiczne zabezpieczenie z Malvinne'a na siebie, mógłby może ukryć przed czarnoksiężnikiem fakt tego przeniesienia i jednocześnie uniknąć pułapek zastawionych na każdego, kto próbowałby dostać się do jednego z tych pokoi.Pomyślał chwilę, a potem napisał na wnętrzu czoła:JA/NIE MALVINNE ----→ MAGICZNE OSTRZEŻE­NIE ITP./JEŚLI TE DRZWI OTWARTEJak zwykle, kiedy tworzył w głowie magiczne polecenie, czynił też próby wyobrażenia sobie czegoś, co uosabiałoby to polecenie.W tym przypadku stworzył obraz czegoś podobnego do świetlistego promienia, który zmienia kieru­nek od Malvinne'a, gdziekolwiek był, do niego.Także, jak zwykle, nie zobaczył ani nie usłyszał niczego odmiennego wokół siebie i nie odczuł żadnej specjalnej zmiany.Wciąż patrzył na drzwi i zastanawiał się, co zrobić dalej.Teoretycznie drzwi zostały rozbrojone.Teraz on powinien być tym, który zostałby ostrzeżony, i cokolwiek jest w tych drzwiach niebezpiecznego, nie powinno działać przeciw niemu, jeśli spróbuje je otworzyć.Nie dowie się jednak tego, dopóki nie spróbuje wejść do pokoju.Drzwi, oczywiście, nie miały żadnej klamki dwudziesto­wiecznego typu.Zamiast tego w miejscu, gdzie powinna być klamka, tkwiła mała sztabka - zaledwie na tyle duża, żeby dłoń wygodnie ją objęła i mogła pchnąć.W chwili gdy dotknie tej sztabki, będzie wiedział, czyjego czary powiodły się, czy nie.- Dobrze - powiedział do pozostałych, biorąc głęboki wdech i nie odwracając się do nich.- Odsuńcie się wszyscy.Mam zamiar spróbować wejść przez te drzwi.Jeśli wejdę bezpiecznie, być może i wy będziecie mogli to uczynić.Odsunęliście się?Głosy zza niego zapewniły go, że tak [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl