[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Myśli pan, że walczył z nimi wszystkimi, żeby się wydostać?- Nie mam zielonego pojęcia.- Rusher popatrzył na Dacketta i obaj zgodniechwycili za linę, wciągając niesfornego Durosjanina.- Gdzie masz słuchawki,rekrucie? - spytał Rusher, obserwując, jak wdrapuje się na rampę.- Samwidzisz, jak się kończą eskapady bez komunikatora.- Bardzo przepraszam panabrygadiera - powiedział Beadle - ale jak może pan brygadier pamięta, panbrygadier oddał go Jedi.Rusher wydął usta.- Ach, tak? - Spojrzał na hangardla śmigaczy i porozrzucane po podłodze ciała.- To twoje dzieło?- Kerra Holt po nas przyszła - zawołała z dołu Sullustanka.Rusher odsunął się na bok, żeby dwóch z jego żołnierzymogło zeskoczyć na wiszący w powietrzu śmigacz.-Posłuchaj, mała.jak ci na imię? - Tan!- Tan, cofniemy ten śmigacz, żebyś mogła wsiąść.Mój statek tu nie wyląduje, abliżej nie podlecimy.- Hangar znajdował się kilkanaście metrów niżej i rampyzaładunkowe nie mogły go dosięgnąć, bo lufy dział zawadzałyby o ścianę klifu.- Wskakuj, jak tylko się zbliży!- Nie!- Nie?- Ona jest gdzieś w środku.Musicie po nią pójść.Rusher spojrzał na Dacketta. Już po mnie", powiedział bezgłośnie.- Przykro mi, mała - dodał głośno, spoglądając w dół i starając się wyglądaćżyczliwie.- Nie wiemy, gdzie ona jest.To miejsce jest ogromne i niewiadomo, ile czasu musielibyśmy.Nagle z góry spadł na Gorliwość" jakiśzłom, odbił się od sterburty i przeleciał obok Rushera.Brygadier prawiebał się zapytać.- Co to było? - bąknął w końcu.- Droidy.- Dackett wskazał na kolejne spadające części.Ręce.Nogi.Czasemtułów.Wszystkie były częścią większego deszczu transpastalowych odłamków,spadających z budynku na szczycie stoliwa.- Ona jest tam, brygadierze! -zapiszczała Tan, podskakując na krawędzi lądowiska.Pokazywała na budynekkilkaset metrów wyżej.Rusher się wyprostował.- Przyznaję się do błędu.Tylko przestań skakać, zanim spadniesz! - Popatrzyłspode łba na Dacketta.- Albo zanim ja wyskoczę.Otworzyła się jeszcze jedna szafka i wyleciał z niej kolejny droid, którypomknął w stronę Kerry.Tak jak zrobiła z poprzednimi pięcioma, wyrzuciłaniezgrabną maszynę przez rozbite okno, posługując się Mocą.To już się robiło nudne.Kerra podążyła za Krevaakim na górę turbo windą towarową.Wolała nie jechaćtą samą kabiną.Wydawało się mało prawdopodobne, żeby Krevaaki próbował jązabić za pomocą podłożonej w windzie bomby, ale niczego nie mogła wykluczyć.Gdy tylko wysiadła z windy, zorientowała się, gdzie jest.Pomieszczenie byłorozległe, z pewnością o średnicy równej spłaszczonej kopule, którą widziała zzewnątrz; przestronne pomieszczenie mieszkalne położone wysoko nad zatoką.Zawsze gnieżdżą się na najwyższym piętrze, pomyślała.Najczęściej można byłopoznać Lorda Sithów po jego rezydencji.Pośrodku pomieszczenia stała nieprzejrzysta kopuła, sięgająca niemal dosufitu.Wokół apartamentu biegło jedno wielkie okno, przerywane co dwadzieściametrów przez małe pokoiki wcinające się do wewnątrz.W niektórych znajdowałysię jedynie wielokolorowe pojemniki, starannie poustawiane i pozamykane.Innemieściły rzędy szafek - mijając je, Kerra szybko się przekonała, co w sobiekryją. Droidy-niańki.Wielkie, pękate kule umieszczone jedna na drugiej iporuszające się na swoich repulsorowych poduszkach.Widywała już takie wRepublice; modele z serii BD opiekowały się pokoleniami dzieci zarystokratycznych rodzin, pieszcząc i pielęgnując je metalowymi kończynami,przypominającymi macki Krevaakiego.Ale te, podobnie jak Krevaaki, rzucały się na Kerrę, ani trochę się z nią niepieszcząc.Kolejne szafki otwierały się, a ich metalowi lokatorzy wypadali izaczynali okrążać odwróconą misę na środku pomieszczenia, tworząc ochronny wir.Droidy nie były uzbrojone, ale stukilogramowe, rozpędzone mamki były broniąsame w sobie.Z każdym krokiem Kerry jeden z droidów odłączał się od roju irzucał na nią.Pierwsze trzy rozcięła mieczem świetlnym - cały czas trzymała gopod ręką ale w końcu straciła cierpliwość do tej zabawy.Teraz, gdy któryśleciał na nią wykonywała po prostu ruch wolną ręką i wyrzucała wirujący pociskprzez okno.Jeśli żywi lokatorzy pomieszczenia gdzieś tu byli, nie mogli niesłyszeć tego hałasu.Kiedy ostatni droid runął do zatoki, Kerra przeprowadziła oględziny wielkiejsali.Krevaakiego wciąż nie było; tylko ta dziwna onyksowa półkula, szeroka nakilkanaście metrów, stercząca na środku.Pomieszczenie przypominało pokójzabaw, ale wyglądało na od dawna nieużywane
[ Pobierz całość w formacie PDF ]