[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale ja też czegoś odwas potrzebuję.- Nagle odwróciła się w ich stronę.- Macie u siebiejednego uchodzcę z Byllury - powiedziała, przewiercając Kerrę wzrokiem.-W tej chwili chcę tylko jednej rzeczy.zobaczyć się z Quillanem.Strona 106John Jackson Miller - błędny rycerz.txt Kerra zesztywniała.- Słucham?- Nie igraj ze mną, Kerro Holt - ostrzegła Arkadia, spoglądając na nią.-Wiem, że na pokładzie waszego statku przebywa Lord Quillan z Byllury.Jestem gotowa udzielić wam pomocy, ale pod warunkiem, żeprzyprowadzicie chłopca.Rusher zrobił krok w kierunku rampy, ale Kerra złapała go za rękę.- Chwileczkę - powiedziała.Przyjrzała się Arkadii i machnęła ręką.-Posłuchaj, czymkolwiek był ten chłopak.już tym nie jest.Widziałam, cozrobiliście ze statkami Diarchii.Wiem, że on był waszym rywalem.Aleteraz nie stanowi już żadnego zagrożenia.- Zastanawiała się, co też jejprzyszło do głowy, żeby występować w obronie Sitha.Ale ta żałosna istotapod strażą wcale go nie przypominała.Już nie.- Nie musisz go zabijać.Arkadia popatrzyła na Kerrę.Jej twarz nie zdradzała żadnych emocji.Pochwili lodowatego milczenia nagle wybuchła śmiechem.- Zabijać go? Oczywiście, że go nie zabiję! - zapewniła, uśmiechając sięszeroko.- Jestem jego siostrą.Daleka od wykończenia cytadela Arkadii położona była wewnątrz kilkupołączonych ze sobą lodowych kalder.Zawartość podziemnych zbiornikówdawno wyparowała, więc budowniczowie wznieśli po prostu rzędylodowych filarów, które obłożono warstwą transpastali.W efekcie powstałaolbrzymia hermetyczna komora, znacznie większa, niż mogłoby sięwydawać z zewnątrz, i wystarczająco przestronna, by pomieścić całemiasto.Jak ślimak ukryty w skorupie, pomyślała Kerra.Calimondretta, jak nazwała ją Arkadia, była równie pełna życia jakpowierzchnia planety martwa.Wysiadając z kabiny gąsienicowegopojazdu, który przysłała po nich Arkadia, Kerra obejrzała wielkie atrium.Setki robotników przemierzały sztuczne podłoże, zastawione stertamizapasów.Ponieważ statki Arkadii zmuszone były parkować na zewnątrz,Hala Patriotów służyła jako ogromny magazyn.Kilka ramp prowadziło zgłównego poziomu w dół, do wydrążonych w lodowcu korytarzy.Gwiazdy świeciły przez transpastalowy sufit; noc zapadła po raz drugi wciągu czterech godzin.Syned był całkowitym przeciwieństwem Darkknell,gdzie dni i noce ciągnęły się w nieskończoność.W środku było jasnodzięki długim rurom wmontowanym w lodowe ściany.Przepływał przez niespieniony błękitny płyn, dający ciepłe światło.- To nasza siła napędowa - objaśniła Arkadia, oddając beralyksa podopiekę nieufnego zielonoskórego tresera.- Senedańskie algi.- Jakwyjaśniła, ukryte pod lodową pokrywą morza były pełne tych roślin, któreczerpały energię ze zródeł termicznych.Całe sektory Calimondrettyprzeznaczono na uprawę i przetwarzanie alg, które zapewniały zarównopaliwo, jak i żywność dla całej osady.- Wykorzystujemy każdą cząsteczkę.Nic się nie marnuje.Kerra popatrzyła na swój parujący oddech.- Mimo wszystko nie jest tu za ciepło.- Ale z ciebie nudziara - powiedział Rusher, wysiadając z pojazdu.- Nieobwiniaj kogoś, kto mieszka w domu z lodu, że nie włącza ogrzewania.On przynajmniej miał swój płaszcz, zauważyła Kerra.Jej nie raczył znalezćczegoś cieplejszego do ubrania, ani też nie odzywał się przez całą drogętutaj.Podejrzewała, że wciąż ma jej za złe incydent z laską.Cóż, przynajmniejnie zrobiła tego przy załodze.Więc co go ugryzło?Popatrzyła na ruch pieszy wokół ich zaparkowanego pojazdu.Wporównaniu z ponurymi ulicami Darkknell i mechanicznym ruchem ByllurySyned wydawał się pełen energii.Obywatele w Hali Patriotów idąc, patrzyliw górę i dookoła, a nie tylko pod nogi.A ich ubrania, w większości nowe iporządne, były uszyte w różnych kolorach i różnym stylu.Z całą pewnościąnie były wytwarzane wyłącznie z alg.- Mamy coś dla pani - oznajmił Rusher, poklepując bok pojazdu.Ze środkawysiadł szeregowy Lubboon.Wiózł po rampie Quillana na wózkurepulsorowym.Chłopiec miał ręce przypięte do poręczy przestarzałego wózka i wydawałsię bliski katatonii.Arkadia stanęła na dole rampy i spojrzała na nastolatka.Na jej twarzy niewidać było żadnych emocji.Quillan także nie reagował - nawet kiedyArkadia uklękła przy nim, zamiatając peleryną chłodną podłogę.Kerraprzyglądała im się uważnie.Poza wysokim czołem nie dostrzegałaspecjalnego podobieństwa - ani też nadmiaru siostrzanego ciepłabijącego od Arkadii.Ale przynajmniej było to pokojowe spotkanie.Arkadiazapewniła ją zresztą, że nie wszystkie rodzeństwa Sithów są jak Daiman iOdion.- Wciąż się tam ukrywasz, Quillanku? - spytała Arkadia, patrząc mu w oczy.Nagle chłopak poruszył się na wózku.Przez chwilę jego siostra wydawałasię zaskoczona, potem jednak zauważyła Tan, która stała za jej plecami.Strona 107John Jackson Miller - błędny rycerz.txt- Witaj, dziewczynko - powiedziała Arkadia i popatrzyła na Kerrę.- Co onatu robi?- Nie chciałam jej zabierać - odparła Kerra, odciągając Tan.- To jedna zuczennic.to znaczy uchodzców.Ale musieliśmy uspokoić Quillana, żebymóc go przewiezć, a ona bywa w tym pomocna.Arkadia skinęła głową, wstała i skierowała Beadle'a w stronę lodowegoportalu, gdzie czekali jej pomocnicy, gotowi zająć się Quillanem.- Dlaczego zabrałeś Beadle'a? - szepnęła do Rushera Kerra.- Staramy się nie stwarzać niebezpiecznych sytuacji, a najgorsze, co możezrobić Lubboon, to najechać jej wózkiem na nogę.- Przecież to repulsorowy wózek.- Wierz mi, dałby radę - odparł Rusher, przewracając oczami.Przynajmniej znów się do mnie odzywa, pomyślała Kerra.Odprowadziwszy brata, Arkadia zwróciła się do wojskowego.- Wczoraj zapisał się pan w historii, brygadierze.Mam nadzieję, że zdajepan sobie z tego sprawę.- Jestem tego pewna - wtrąciła Kerra.- Ale co właściwie masz na myśli?- Diarchia upadła.Po ośmiu latach państwo Quillana i Dromiki stało sięczęściąArkadianatu.- Zastępując dowódców na największych statkachDiarchii, wyjaśniła Arkadia, Quillan mógł z nich uczynić organiczneprzedłużenie swojej władzy.Jednak to rozwiązanie miało pewien słabypunkt.Mózgi umieszczone na pokładach krążowników musiały w jakiśsposób otrzymywać rozkazy, a to wymagało nowych technologii
[ Pobierz całość w formacie PDF ]