[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ja, o niczym nie wiedząc, zacząłem się starać o przyjazń majętnej pannyz zacnych rodziców i wkrótce otrzymałem obietnicę jej ręki.Już był dzień szlubu naznaczonyza zezwoleniem mojej matki.Całe moje szczęście upatrywałem w tym związku, bom szczerzekochał moją narzeczonę.Aż tu moja matka robi donacją całkowitego swojego majątku jezu-itom, nic dla siebie ani dla mnie nie wyłączając - i osiada w Orszy na dewocji przy ich klasz-torze.Rodzice mojej narzeczonej, widząc mnie wyzutym ze wszystkiego, zerwali mówiącmnie: Wybaczaj, panie chorąży, ale gdzież nam córkę zawieziesz? My naszego dziecka nawłóczęgę puścić nie możem. Udałem się do ojców jezuitów, błagałem księdza Rokitę, żebychoć część jaką majątku mnie dali, że sama ludzkość tego od nich wymaga.Ksiądz Rokitaodpowiedział z łagodnym uśmiechem, że majątek bywa częstokroć dla świeckich narzędziemgrzechu, u duchownych zaś na chwałę tylko boską obrócony, że jako dobry katolik, szanowaćpowinienem wolą mojej matki i cieszyć się nawet, że jej dostatki odtąd będą obrócone naćwiczenie młodzieży w bogobojności i nawracanie pogan.%7łe żadnego udziału mnie nie mogązrobić z daru matki, gdyż alienując fundusz kościelny, podpadliby w ekskomunikę, że w mo-jej mocy z nich korzystać, byłem wstąpił do Towarzystwa Jezusowego; że na koniec, jaka-kolwiek będzie moja determinacja, modlić się nie przestaną za synem ich dobrodziejki.I towyrzekłszy, uniżenie kłaniając się prosił mnie o przebaczenie, że nie może dłużej ze mną ba-wić, bo spieszy do konfesjonału.Wyszedłem z klasztoru w największej złości i pałając ze-mstą; udałem się do dóbr niegdyś mojej matki, tam zebrałem kilku sług mojego ojca, a któ-rych za namową jezuitów moja matka oddaliła, łatwo więc było ich namówić, aby mnie wzemście dopomogli.Uzbrojeni, wpadliśmy w nocy do klasztoru orszańskiego.Ja własną rękąksiędza Rokitę zamordowałem, a dwóch innych jezuitów, co bywali w naszym domu, moitowarzysze zakłuli, mając do nich jakiś żal.Resztęśmy powiązali, a cały klasztor zrabowaw-szy podzieliliśmy się znaczną gotowizną.Potem rozeszliśmy się, każdy w inną stronę, dlaszukania schronienia.Już nie było mi czego siedzieć w Polsce: jezuici natenczas byli moc-niejsi jeszcze niż teraz; nie mogąc nie ściągnąć na siebie podejrzenia, wcześniej czy pózniejnie ominęłaby mnie kara przeznaczona zbójcom i świętokradcom.Kryłem więc się czas nie-jaki po różnych domach, ale właśnie Sicz Zaporoska utworzyła się była niedaleko granic Rze-53czypospolitej, tam się udałem, aby żyć przynajmniej w bliskości tej ojczyzny, w której już niemogłem mieszkać bezpiecznie.Nabyłem w Siczy zasług i znalazłem w niej znaczenie.Już latprzeszło czterdziestu, jak piastuję urząd pisarza, i Bóg mi świadkiem, że żadnej okolicznościnie omieszkałem być użytecznym ojczyznie i rodakom.%7ładna zgryzota mojego sumienia niedręczy: moja czynność z księdzem Rokitą była okropną; ale gdzie prawodawstwo obywatelanie zasłania od łupiestwa, sam musi sobie sprawiedliwość robić.Zresztą zestarzałem się naSiczy, jej obyczaje przyjąłem i do nich nawykłem.Między Kozakami, zwłaszcza prostymi, sąwielkie cnoty i ich zapalona miłość do swobody nie może nie ująć szlachcica polskiego.Star-szyzna jest popsutą, a Moskwa niczego nie zaniedbuje, aby do reszty ją zgnilić.Zamiłowałemszczerze nasze ustawy i to mnie tylko teraz udręcza, że przewiduję, iż Moskwa nas pochłonie,ale tuszę, że, starzec, tego się nie doczekam.Wierzcie mnie, panowie bracia, żem szczerze doRzeczypospolitej przywiązany nie tylko jako jej ziemianin, ale że jestem przekonany, że żad-na wolność nie będzie nigdzie szanowaną, skoro ona w Polsce będzie naruszoną, a tym bar-dziej zagładzoną.PAN WOAODKOWICZTo u nas wielkie złe, że zagraniczni ludzie chcą nas uczyć tego, co się u nas działo; a cogorszego, że młodzież nasza chętniej im wierzy niżeli nam, cośmy na to patrzał!.Długi czasprzykro mi było, że nie umiem po francusku, bo człowiek w ich książkach znalazłby jakieśrozrywki; ale obcując z ludzmi uczonymi, podowiadywałem się, że Francuzi o nas takie dzi-wolągi piszą, że teraz się cieszę, że tych książek rozumieć nie mogę, bo niczego bym się znich nie nauczył, a co bym się nagniewał, to byłoby w zysku.Mówiono mnie o opisie konfe-deracji barskiej przez Demuliera, którego znałem.Był dobry żołnierz i rozumiał, jak wytykaćobozy, ale Sohazy był od niego jeszcze bieglejszy, jakoż i Kellerman, co całą gębą był kawa-lerzysta, ale chwała Bogu nie była to mądrość nad nasze mózgownice.I nasi im nie ustępy-wali; a pewnie ani pan Puławski, ani Pan Zaręba, ani pan Walewski, co potem został wojewo-dą sieradzkim, ani Sawa, marszałek zakroczymski, ani tylu innych naszych od nich rozumuuczyć się nie potrzebowali i jeszcze ich mogliby czegoś nauczyć.Otóż ten generał Demulier,wszystkiemu u nas naganiając i tylko siebie chwaląc, robi księcia Karola Radziwiłła głupcem.Toż i inny Francuz, którego nazwiska nie umiem wymówić ani napisać, w dziele swoim Onierządzie Polskiej, lubo naszym więcej sprawiedliwości oddaje, jakoż i o księcia Karola wy-trwałości i męstwie przez piąte i dziesiąte coś usłyszawszy twierdzi, jakoby on na czele mło-dzieży rozbojem się bawił i okrucieństwa na Litwie popełniał, i w tym się godzi z Demulie-rem, że hasz książę rozumu nie miał i był barbarzyńcem.%7łe książę nie był po zagranicznemu oświecony, to pewna; ale że miał polski rozum wielki,to jeszcze pewniejsze.Miał on to światło przyrodzone, które u nas zawsze w kąt zaprze świa-tło nabyte, bo taki lepszy rozum z głowy niż z książki: pierwszy umie wielkie rzeczy dobrzerobić, drugi umie wielkie rzeczy dobrze opisać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]