[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Naprawdę? Tak, jest.To John Crowley gra piosenkę o Johnie Peelu.On. Nie obchodziłoby mnie to nawet, gdyby Rachmaninow grałswoje Preludium.Nie wolno mu grać przed oknami salirozpraw.Proszę zaprowadzić porządek, sierżancie. Tak jest, sir. Taaak.Panowie przysięgli.Przykro mi, że zostaliśmynarażeni na tego rodzaju nieprzyjemności.Jeżeli potraficieskupić się w tym hałasie, to może przystąpimy do dalszegoprzesłuchiwania naszego ostatniego świadka.Doktor Sanders!Sanders, siedzący na ławie świadków, rozejrzał się wokoło.Nigdy dotąd nie widział bardziej posępnego miejsca niż tapodłużna sala.Z mroku wyłaniały się kamienne twarze sirHenry Merrivale a, nadinspektora Mastersa, komisarzaBelchera, doktora Edge a i Lawrence Chase a, który oficjalniezidentyfikował zwłoki.Siedzieli bez ruchu.Wydawało mu się natomiast, że ławnicy z trudem po-wstrzymują śmiech. Doktorze, złożył pan nam jasne i zwięzłe zeznaniedotyczące badań, które przeprowadził pan na nieboszczykubezpośrednio po jego zgonie, jak również przy sekcji zwłok.Czyuważa pan, że badania te uwzględniły wszystkie możliweprzyczyny zgonu? Tak. Zgadza się pan więc z opinią przedstawioną nam przezdoktora Edge a? Zgadzam. Hej tam! Rozejść się! Rozejść się! Zaraz! Co się pchasz? Spokój! Rozejść się! Rooozejść się! Patrzcie go! Myślisz, żeś taki ważny w tym hełmie, co? Gliiina! Gliiina! Gliiina! Razem, chłopaki!Poznajecie Boba Peela W hełm blaszany się wystroił,Poznajecie Boba Peela Jeszcze wczoraj krowy doił. Czy można kogoś z panów prosić o zamknięcie drugiegookna? Dziękuję, inspektorze.Wolę się udusić, niż ogłuchnąć.Trzeba będzie zastosować ostrzejsze środki.Słucham, doktorzeSanders.Sanders odpowiadał machinalnie.Głowa pękała mu z bólu,bo całą noc siedział nad książkami, a hałas dobiegający zzewnątrz nie działał kojąco.W jego podświadomości tkwiła jakzadra myśl, że Vicky nie spotkała się z nim poprzedniegowieczoru, tak że pierwszą rundę wygrał Pennik. Powiedział nam pan również, doktorze, że żaden organkonieczny człowiekowi do życia nie został uszkodzony. Tak jest. I że chociaż istnieją przyczyny, które mogą wywołać tegorodzaju stan, niemożliwe jest stwierdzenie, czy i która z tychprzyczyn spowodowała śmierć pana Constable a? Tak.(Niech diabli porwą Pennika razem z jego Teleforce.%7łebymnawet nie wiem jak się starał i tak bym nie usnął ostatniej nocy.To nie taka prosta sprawa z tą sugestią.Nerwy ma się napiętejak struny.Człowiek wyobraża sobie nie wiadomo co.Jest terazkilka minut po trzeciej.Zaraz zajdzie słońce.Pennik będzie sięstarał wykończyć mnie.co za bzdura.dzisiaj wieczorem,pomiędzy dziewiątą czterdzieści pięć a dziesiątą.Jeszczesiedem godzin.) Proszę mi powiedzieć, doktorze, czy zgon pana Con-sable'a był natychmiastowy? Nie.Nastąpił szybko, ale nie natychmiast.Agonia trwałaco najmniej dwie minuty. Czy uważa pan, że zgon nastąpił w.bólach? Tak.W dużych bólach.(Tak.To było upokarzające.Polazłem do mieszkania Vicky naWestminster; zarezerwowałem stolik w restauracji Corinthian ; a potem okazało się, że ona już wyszła zPennikiem i zostawiła dla mnie kartkę z kilkoma słowamiprzeprosin: Proszę, ufaj mi, to wszystko.Pracuję teraz razem zTwoim H.M.i on ma pewien plan. Ale jaki plan?) Czy mogę pana prosić o większą uwagę, doktorze? Bardzo przepraszam.(Ale jaki plan? Co się kryło za kamienną twarzą H.M.?) Wyjaśnijmy sobie jeden punkt, doktorze.Nie wierzy pan wnadprzyrodzony czy też ponadnaturalny powód śmierci? Nie.W żadnym wypadku. Czy według pana tego rodzaju sugestia jest czystymnonsensem? Tak.Jak najbardziej. Możemy więc podsumować pana opinię twierdzeniem, żejest niemożliwe dla pana, dla mnie czy też kogokolwiek innegookreślenie przyczyny śmierci.Zgadza się? Tak. Dziękuję, doktorze.To wszystko.Jeden z ławników który wiercił się bardziej od innych rudowłosy, żylasty mężczyzna w wysokim kołnierzykuchrząknął głośno. Zara, zara! zagrzmiał. Przepraszam, panie ko-ronerze, ale czy my możemy zadawać pytania? Tak, oczywiście.Może pan zadać świadkowi, jakie panchce pytanie, o ile ma ono związek z toczącą się sprawą.Rudzielec pochylił się do przodu i oparł dłonie na kolanach. A co z Teleforce? domagał się wyjaśnień.Na ławie przysięgłych zapanowało wyrazne poruszenie.Członkowie tego dostojnego zgromadzenia pochylili sięraptownie do przodu jak kukiełki za pociągnięciem sznurka.Przewodniczący, tęgi mężczyzna, właściciel najlepiejprosperującej gospody w Grovetop, miał niezadowoloną minę;przed chwilą zadano pytanie, na które on sam się szykował odpoczątku posiedzenia.Powtórzył je więc jeszcze raz donośnymgłosem. Nigdy o tym nie słyszałem odpowiedział Sanders krótko. Czy nie czyta pan gazet, sir? Chciałem przez to powiedzieć, że nie słyszałem, abyTeleforce miał coś wspólnego z nauką
[ Pobierz całość w formacie PDF ]