[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Za plecami miaÅ‚ piekielne kÅ‚Ä™bowisko ciaÅ‚, przed sobÄ… ucieleÅ›nienie paniki.NiebyÅ‚o już szeregów, tylko masa ludzi, którzy jeszcze nie wiedzieli, że sÄ… w odwrocie.Ci,którzy chcieli stawić opór, musieli przedrzeć siÄ™ przez tÅ‚um sparaliżowanych strachem, ajedni i drudzy byli tylko owcami idÄ…cymi pod nóż jego bojowego szaÅ‚u.ZabiÅ‚ jedenastu.W oczach umierajÄ…cych widziaÅ‚ przede wszystkim zdumienie.ZabiÅ‚ piÄ™tnastu, a potem straciÅ‚ rachubÄ™.I dalej zabijaÅ‚.Wkrótce na pomoÅ›cie zrobiÅ‚o siÄ™ luzniej, a wtedy zostawiÅ‚ oba sztylety w piersiostatniej ofiary i wyrwaÅ‚ z jej rÄ…k halabardÄ™.RozpÅ‚ataÅ‚ szarżujÄ…cego z mieczem i cisnÄ…Å‚ go pod nogi kolejnego; zmieniÅ‚ pozycjÄ™ ibocznym, toporkowym ostrzem halabardy uwolniÅ‚ mózg z jego czaszki.Trzeci dostaÅ‚ wtchawicÄ™.Spojrzenie w stronÄ™ czwartego wystarczyÅ‚o, by rzuciÅ‚ siÄ™ do ucieczki, aleTannhäuser nie pozwoliÅ‚ mu odejść: dogoniÅ‚ go i zatopiÅ‚ miÄ™dzy Å‚opatkami caÅ‚y grot.PrzycisnÄ…wszy go do ziemi, poprawiÅ‚ ciosem w podstawÄ™ czaszki.Przez caÅ‚y dzieÅ„ nie czuÅ‚ siÄ™ lepiej.Nie czuÅ‚ siÄ™ też gorzej niż w innych dniachswego życia.CzuÅ‚, że to wÅ‚aÅ›nie jest kwintesencja tego, czym chciaÅ‚ uczynić go los.CzuÅ‚ wżyÅ‚ach jej pulsowanie, dobro i zÅ‚o, purpurÄ™ i biel i wiedziaÅ‚, że to caÅ‚a prawda o nim.NiepozwoliÅ‚ Bogu, by ukaraÅ‚ go Å›mierciÄ… za grzechy.I Bóg usÅ‚uchaÅ‚.Tannhäuser odetchnÄ…Å‚ gÅ‚Ä™boko i siÄ™ rozejrzaÅ‚.ZdążyÅ‚ już oczyÅ›cić pomost i wkraczaÅ‚ coraz dalej w gÅ‚Ä…b placu.Rozrzucone tu i tamsterty materiałów budowlanych zapewniaÅ‚y niezÅ‚Ä… osÅ‚onÄ™, ale nie zauważyÅ‚, by ktoÅ› przyczaiÅ‚siÄ™ za nimi.Wschodnie skrzydÅ‚o Luwru tonęło w mroku, jeÅ›li nie liczyć latarni nad stróżówkÄ…i jednego jedynego Å›wiatÅ‚a w wieży.Na placu zostaÅ‚o może dwudziestu Pielgrzymów, naplaży najwyżej kilku, ale nawet najbliżej stojÄ…cy znajdowali siÄ™ na tyle daleko, że nie wartobyÅ‚o ich Å›cigać.PoÅ‚owa zresztÄ… oddalaÅ‚a siÄ™ w poÅ›piechu, nie oglÄ…dajÄ…c siÄ™ za siebie.PozostaÅ‚ych można byÅ‚o podzielić na dwie grupy: tych, którzy doznali paraliżujÄ…cego szoku,oraz tych, których zżeraÅ‚a ciekawość jak też skoÅ„czy siÄ™ ta batalia? Niektórzy jeszczemierzyli Tannhäusera wyzywajÄ…cym wzrokiem może byli to weterani wojen, ale czyżweterani zajmujÄ… siÄ™ czymÅ› innym niż tylko staniem w szeregu i wykonywaniem rozkazów?NajgÅ‚upsi wierzyli, że za chwilÄ™ ktoÅ› zarżnie go jak prosiaka, najbystrzejsi nie mieli zaÅ›pojÄ™cia, jak go zaatakować.Garnier leżaÅ‚ na nabrzeżu jak niewprawnie ubity wół z jego wÅ‚asnej rzezni,przygnieciony ciaÅ‚em Bonnetta.Tannhäuser podszedÅ‚ do niego, postawiÅ‚ nogÄ™ na piersichorążego, wyszarpnÄ…Å‚ strzaÅ‚Ä™ z jego ciaÅ‚a i wetknÄ…Å‚ jÄ… za pas.Trupa odsunÄ…Å‚ kopniakiem, byprzyjrzeć siÄ™ z bliska urazowi krocza, który zadaÅ‚ Garnierowi.ZabrakÅ‚o może jednej stopy, bypromieÅ„ strzaÅ‚y zagÅ‚Ä™biÅ‚ siÄ™ w ciele aż po lotki.To oznaczaÅ‚o, że fragment dÅ‚ugi na dwiestopy odbiÅ‚ siÄ™ od miednicy i, uÅ‚amany, utkwiÅ‚ w jelitach.ByÅ‚a to rana zwiastujÄ…ca powolnÄ… ibolesnÄ… Å›mierć, czyli wÅ‚aÅ›nie takÄ…, na jakÄ… zasÅ‚użyÅ‚ dowódca Pielgrzymów ZwiÄ™tego Jakuba.Tannhäuser wiedziaÅ‚ jednak, że jeÅ›li uÅ›mierci go teraz, maruderzy dostanÄ… jasny sygnaÅ‚: to jużkoniec.SpojrzaÅ‚ kapitanowi w oczy i nie zobaczyÅ‚ w nich niczego prócz bólu.UniósÅ‚halabardÄ™ oburÄ…cz, pionowo, a potem wbiÅ‚ jej grot w usta Garniera i dziurawiÄ…c kark, przybiÅ‚go do belek nabrzeża.PopatrzyÅ‚ z ukosa na maruderów i dobyÅ‚ miecza.Odwrócili siÄ™ i ruszyli w poÅ›piechuw stronÄ™ ludzkiego mrowiska Ville.Ci, którzy czekali na plaży, teraz odeszli na wschód,mijajÄ…c zakotwiczone opodal Å‚odzie.Tannhäuser zawróciÅ‚ w stronÄ™ pomostu.ZobaczyÅ‚ na swej drodze czterech, którzymieli jeszcze siÅ‚Ä™ peÅ‚zać w czarnych kaÅ‚użach krwi niczym pokutnicy przed oÅ‚tarzem wjakiejÅ› meksykaÅ„skiej Å›wiÄ…tyni.UciÄ…Å‚ im wszystkim Å‚by, jednemu po drugim, a potem wytarÅ‚klingÄ™ i uznaÅ‚, że nareszcie zaspokoiÅ‚ żądzÄ™ krwi.OdnalazÅ‚ swoje sztylety i schowaÅ‚ je dopochew.ZnalezionÄ… czapkÄ… otarÅ‚ czoÅ‚o.PodszedÅ‚ do klatki peÅ‚nej zdechÅ‚ych maÅ‚p.LeżaÅ‚a na boku, a ciaÅ‚a drobnych, osobliwych stworzeÅ„ zsunęły siÄ™ w jeden kÄ…t.Upalne, wilgotne powietrze sprawiÅ‚o, że zbiÅ‚y siÄ™ w groteskowÄ… masÄ™, wielogÅ‚owÄ… i najeżonÄ…koÅ„czynami jak truchÅ‚o bajkowego potwora.PrzeciÄ…gnÄ…Å‚ klatkÄ™ na pomost.PrzeciÄ…Å‚ skórzane opaski peÅ‚niÄ…ce funkcjÄ™ zawiasów jedna ze Å›cian sÅ‚użyÅ‚a jako wielkie drzwi.PrzechyliÅ‚ klatkÄ™, uwalniajÄ…c jej wiÄ™zniów.PrÄ…drzeki uniósÅ‚ nieruchome ciaÅ‚a.Nie zaprzeczyÅ‚by, gdyby ktokolwiek nazwaÅ‚ go teraz szaleÅ„cem.Plac byÅ‚ jednakpusty zostali wyÅ‚Ä…cznie zabici.Pusty byÅ‚ też pomost, pusta plaża i pusta zapora na rzece.Nie zostaÅ‚ już nikt, kto mógÅ‚by zapytać go o stan umysÅ‚u, on sam zaÅ› nie byÅ‚ ciekawodpowiedzi.SchowaÅ‚ miecz do pochwy.O kilka kroków dalej w górÄ™ rzeki zaczynaÅ‚y siÄ™ schody, po których mógÅ‚ zejść naplażę.Uczyniwszy to, zanurzyÅ‚ siÄ™ po kolana w wodzie i pochyliÅ‚.Najpierw umyÅ‚ rÄ™ce, potemdÅ‚ugo szorowaÅ‚ pokryte zakrzepÅ‚Ä… krwiÄ… przedramiona, ramiona, pierÅ›.NabieraÅ‚ wodygarÅ›ciami, by domyć pachy i twarz.W koÅ„cu rozstawiÅ‚ szerzej nogi, pochyliÅ‚ siÄ™ jeszczegÅ‚Ä™biej i zanurzyÅ‚ z nurcie Sekwany caÅ‚Ä… gÅ‚owÄ™.WyszarpaÅ‚ z wÅ‚osów niezliczone skrzepy ipozwoliÅ‚ im spÅ‚ynąć w dół rzeki.PrzycisnÄ…wszy mokrÄ… czuprynÄ™ do karku, nareszcie siÄ™wyprostowaÅ‚
[ Pobierz całość w formacie PDF ]