[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W mym umyśle tak wryła się pamięć o JezusieChrystusie, że rozmyślając o wydarzeniach Ewangelii, miałem je jakby przed oczami,wzruszałem się i płakałem z radości, czasem znów czułem w sercu taką radość, ze nie potrafiętego opowiedzieć.Zdarzało się, że czasem i po trzy dni nie zachodziłem do żadnej ludzkiejosady, w uniesieniu wydawało mi się, że jestem sam tylko na świecie - jeden przeklętygrzesznik przed obliczem miłosiernego i miłującego Boga.Cieszyła mnie ta samotność, bo wniej słodycz modlitwy odczuwałem silniej niż będąc pośród ludzi.W końcu doszedłem do Irkucka.Pokłoniłem się świętym relikwiom arcypasterzaInnocentego i zacząłem rozmyślać, dokąd iść dalej, bo nie miałem chęci przebywać tu długo miasto było bardzo ludne.W zadumie szedłem ulicą i oto spotkał mnie jakiś tutejszy kupiec,zatrzymał mnie i pyta - Jesteś pielgrzymem? Może byś do mnie zaszedł? Przyszliśmy do jegobogatego domu.Zapytał mnie, kim jestem, i opowiedziałem mu swoje losy.Wysłuchał tego ipowiada - Powędrowałbyś do starej Jerozolimy.Tam jest świątynia, co nie ma sobie równej! -Poszedłbym z radością - odpowiedziałem - ale lądem nie ma jak - dojdę tylko do morza, amorze przepłynąć? Czym zapłacę, dużo trzeba na to pieniędzy.- Masz chęć - powiedziałkupiec - to dam ci na to sposób.Oto w zeszłym roku wyprawiłem już tam pewnego staruszka,tutejszego mieszczanina.Upałem mu do nóg, a on powiedział - Posłuchaj, dam ci list doOdessy, do mego rodzonego syna.Mieszka tam i prowadzi handel z Konstantynopolem.Mastatki i chętnie dowiezie cię do Konstantynopola, a tam poleci swym pracownikom, byznalezli ci miejsce na statku płynącym do Jerozolimy, i podróż opłaci.Przecież to niekosztuje tak drogo.Posłyszawszy to ucieszyłem się, gorąco podziękowałem memudobroczyńcy za jego łaskę, a przede wszystkim błogosławiłem Boga za to, że okazuje ~ swojąojcowską miłość i troszczy się o mnie, przeklętego grzesznika, co żadnego dobra nie czyni anisobie, ani innym, a darmo, nic nie robiąc, zjada cudzy chleb.Trzy dni gościłem u megodobrodzieja kupca.Tak jak mi obiecał, napisał o mnie list do swego syna i oto teraz idę doOdessy z zamiarem dotarcia do świętego grodu Jerozolimy, ale nie wiem, czy Bóg pozwolipokłonić się Jego życiodajnemu grobowi.Opowieść trzeciaTuż przed opuszczeniem Irkucka zaszedłem jeszcze do ojca duchownego, z którym tylerozmawiałem.Powiedziałem - Na dobre ruszam w drogę do Jerozolimy.Przyszedłem siępożegnać i podziękować za tę chrześcijańską miłość do mnie, niegodnego pielgrzyma.Odpowiedział - Niech Bóg błogosławi twą drogę, ale właściwie dlaczego nic mi nieopowiedziałeś o sobie, kim jesteś i skąd pochodzisz? Wiele nasłuchałem się o twoichwędrówkach, ale byłoby czymś ciekawym dowiedzieć się o twym pochodzeniu i życiupoprzedzającym twoje pielgrzymowanie.- Dobrze - powiedziałem - chętnie opowiem i o tym.Nie będzie to historia długa.Urodziłem się na wsi, w guberni orłowskiej.Po śmierci ojca i matki zostało nas dwóch: ja imój starszy brat.On miał lat dziesięć, a ja dwa, trzeci szedł.Wziął nas do siebie nautrzymanie dziadek, staruszek zamożny i szlachetny, miał zajazd przy wielkim szlaku i wieluprzyjezdnych zatrzymywało się u niego z powodu jego dobroci.Zamieszkaliśmy więc uniego.Mój brat był usposobienia żywego i wciąż biegał po wsi, a ja więcej kręciłem się kołodziadka.W święta chodziliśmy z nim do cerkwi, a w domu często czytywał Biblię, tę samą,którą mam ze sobą.Brat mój wyrósł, ale zepsuł się - nauczył się pić.Miałem już siedem lat ikiedyś leżeliśmy z bratem na piecu.Zrzucił mnie wtedy i coś mi się zrobiło w lewą rękę.Niewładam nią od tamtego czasu do dziś - uschła cała.Dziadek widząc, że nie będę się nadawał do wiejskiej pracy, zaczął uczyć mnie czytania ipisania, a że nie miał elementarza, to uczył mnie na tej Biblii, o tak: pokazywał litery, kazałskładać je w słowa, ale i zapamiętywać.Tym sposobem, sam nie wiem kiedy, powtarzając zanim, z biegiem czasu nauczyłem się czytać.W końcu dziadek zaczął gorzej widzieć i częstokazał mi czytać Biblię, a sam słuchał i poprawiał.Nierzadko bywał u nas pisarz ziemski,który pismo miał przepiękne.Przyglądałem się więc, gdy pisał, bo mi się to bardzo podobało,i sam, patrząc na mego, zacząłem kaligrafować słowa, on mi je pokazywał, dawał papier iatrament, przygotowywał pióra.I tak nauczyłem się pisać.Dziadek cieszył się tym i tak mnie pouczał - Dzięki Bożejpomocy umiesz już czytać i pisać, i wyrośniesz na ludzi.Dlatego błogosław Pana za to i módlsię często.Chodziliśmy więc do cerkwi na wszystkie nabożeństwa, a i w domu modliliśmy sięczęsto.Mnie kazali odmawiać "Zmiłuj się nade mną, Boże" (Ps 51), a dziadek z babcią bilipokłony albo klęczeli.Miałem już siedemnaście lat, gdy babcia umarła.Dziadek mówi domnie - Gospodyni w domu nie ma, jakże tak bez kobiety? Twój starszy brat zmarnował sobieżycie, ciebie chcę ożenić.Wymawiałem się swoim kalectwem, ale dziadek się upierał iożenili mnie.Znalezli mi dziewczynę poważniejszą, miała dwadzieścia lat, i dobrą.Po rokudziadek śmiertelnie zachorował.Przywołał mnie, zaczął się żegnać i mówi - Oto twoje sądom i cały spadek.%7łyj w zgodzie z sumieniem, nikogo nie oszukuj, a najwięcej to módl siędo Boga, bo od Niego wszystko mamy.W niczym nie pokładaj nadziei, tylko w Nim.Docerkwi chodz, Biblię czytaj, za dusze nasze się módl.Masz tu tysiąc rubli, pilnuj ich, nie traćna darmo, ale też nie bądz skąpy - ubogim i cerkwiom Bożym dawaj jałmużnę.Tak to umarł i pochowałem go.Brat zazdrościł, że zajazd i majątek dziadek zostawił tylkomnie, i zaczął się złościć, a wróg ludzi, diabeł, tak mu pomagał, że nawet chciał mnie zabić.W końcu, oto co uczynił nocą, gdy spaliśmy, a w zajezdzie nikogo nie było: włamał się dospiżarni, gdzie schowałem pieniądze, wyciągnął je z kufra i wzniecił pożar.Posłyszeliśmy cośdopiero wtedy, gdy cały dom i zajazd stały w płomieniach, i ledwie wyskoczyliśmy przezokienko, w tym tylko, w czym spaliśmy.Biblię mieliśmy u wezgłowia i zdążyliśmy jąpochwycić.Patrzyliśmy na płonący dom i mówiliśmy do siebie - Dzięki niech będą Bogu!Ocalała przynajmniej Biblia, będzie czym się w smutku pocieszyć.Całe nasze mieniespłonęło, a brat mój zniknął bez wieści.Dopiero pózniej, gdy zaczął pić i przechwalać się,dowiedzieliśmy się, że to on zabrał pieniądze i podpalił zajazd.Zostaliśmy nadzy i bosi, prawdziwie ubodzy.Jakoś zapożyczyliśmy się, zbudowaliśmychałupkę i zaczęliśmy żyć jak biedacy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]