[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Już wkrótce, Najukochańsza Bogini.Podczas ubiegłej nocy tysiące suchawców zginęło w lesie.Nie mogło ich zostać zbyt wielu do obrony murów.Mieliśmy uderzyć dziś wieczorem, ale.- przerwał nagle.Po chwili milczenia podjął inny wątek.- Nasi wojownicy potrzebują chwili wytchnienia.Jutro o zmierzchu podejmiemy ponowny atak, tym razem najpotężniejsze uderzenie szykując od zachodu.Suchawcy spodziewają się, że znów ruszymy na wartownie, ale srodze się zawiodą.Z drewna, które przygotowaliśmy jeszcze w Brackenost, przygotowaliśmy drabiny.Wespniemy się na mur pomiędzy wieżami.Nie napotkamy tam na poważniejszy opór i miasto wpadnie nam w ręce.- Nie zawiedź mnie, Protektorze! Czuję, że zbliża się zmiana porządku rzeczy.Moi bracia, bogowie, zarzynają spiskować przeciwko mnie i działać na korzyść naszych nieprzyjaciół.Moim przeznaczeniem jest koronacja w Gwiaździstej Wieży! Nic nie może mi w tym przeszkodzić! Słyszysz? Nic!- Słyszę i jestem posłuszny, Boska Władczyni.Czy mogę wrócić do moich żołnierzy?Uriona znów zaczęła bębnić palcami po poręczach tronu.- Owszem, możesz odejść.Zanim Coryphen się odwrócił, zdążył spostrzec wyraz troski na jej twarzy.Królowa podniosła dłoń do czoła.- Uriono.dobrze się czujesz? - spytał z niepokojem.Posłużywszy się jej imieniem, wzbudził w niej gniew.- Owszem! Dlaczego zwlekasz? Wracaj do swoich żołnierzy, Lordzie Protektorze!On jednak nie odszedł - zamiast tego nadał przyglądał się jej uważnie i z troską.- Czyżby męczyło cię to ukrywanie się w płytkich wodach? Dlaczego nie ruszysz ze mną w górę rzeki?- Sam mówiłeś, że w rzece mogą mi grozić różnorakie niebezpieczeństwa! - sarknęła.- Nieprzyjaciel nie okazał się tak groźnym, jak się spodziewałem.Nie mogą dosięgnąć nas w wodzie i nie potrafią oprzeć się nam na lądzie.- Wyciągnął dłoń do swojej królowej.- Pójdź ze mną, Boska Pani.Pozwól, że pokażę ci twoją przyszłą stolicę.Oblicze Uriony z wolna się rozchmurzyło.Na jej twarzy pojawił się osobliwy, tęskny wyraz.- Moją stolicę - powtórzyła cicho.- Moje miasto.Potrząsnąwszy głową, wstała z tronu.Wkrótce dwójka płynących wespół podmorców zostawiła za sobą morze i zapuściła się w czyste wody Thon-Thalas.Noc w Silvanoście przeszła spokojnie i bez żadnych niepokojących wydarzeń.Vixę zdziwiło trochę to, że podmorcy nie zaatakowali grodu, w mieście nie tracono jednak czasu na czcze rozważania.Wzmocniono fortyfikacje, naprawiono uszkodzony oręż i wykonano tysiące innych prac.Mówca Gwiazd raz jeszcze zjadł posiłek ze swymi gośćmi zza granic.Gdy skończono obiad, wszyscy troje wyszli z pałacu Quinari i przeszli do jednej z wysokich wież zachodnich.Tam Mówca oparł się o alabastrowy parapet jednego z okien i kiwnął głową w kierunku pysznego, rozciągającego się przed nimi widoku.- I co widzicie? - spytał, jakby chciał wystawić na próbę księżniczkę i krasnoluda.Gundabyr skrzywił się lekko, bo przypadkiem dotknął ściany rannym ramieniem.- Miasto, mury i rzekę.- A co możecie wywnioskować, po przyjrzeniu się rzece?Pytanie to zaintrygowało qualinestyjską księżniczkę do tego stopnia, że w istocie zaczęła przypatrywać się rzece.Nurt Thon-Thalas wyglądał dokładnie tak samo, jak w dniu jej przybycia do grodu.Na wodzie nadał nie było widać żadnych rybackich łodzi.Znikły również barki, które miały zatrzymać nieprzyjacielskie statki.Vixa podejrzewała, że Mówca uważa, iż są niepotrzebne.Wszystkie łodzie i stateczki zostały zakotwiczone przy pomostach na północnym skraju wyspy.Uwiązane do wystających z wody palików przypominały księżniczce liczne stadko czapli.Wciągnięte na brzeg rybackie czółna ugrzęzły dziobami w błocie.I nagle Vixa zrozumiała.Ugrzęzły dziobami w błocie!- Poziom wody się obniżył! - zawołała, zdumiona odkryciem.- Na Reorxa! I to przynajmniej o cztery stopy! - dodał Gundabyr.- Raczej o pięć - sprostował Mówca.- I jeszcze opadnie.- W jaki sposób tego dokonaliście? I w jakim celu?W głosie Mówcy pojawiły się nutki dumy.- Kapłani Silvanostu cieszą się największą łaską bogów ze wszystkich, jacy żyją na Krynnie.Poleciłem im, by zaczęli pracę nad potężnym czarem - i wszyscy wzięli się do roboty.Całe kolegia kapłanów i kapłanek ślęczą przy ołtarzach i połączywszy umysły w jedność, snują niezwykle rozległe zaklęcie.- Obniżają poziom rzeki? - spytała oszołomiona Vixa.Zadowolony z siebie Mówca kiwnął głową.- Za dwa dni rzeka będzie miała połowę swej zwykłej głębokości.Za sześć, zostanie z niej tylko płytkie, błotniste koryto.Jeśli Dargonestyjczycy nie ustąpią, pousychają w słońcu jak wyrzucone na brzeg ryby.Vixa czuła niemal zawrót głowy.Taka potęga, skupiona w dłoniach Mówcy.dziewczyna zdobyła się jedynie na wzruszenie ramion.Było to po prostu niewiarygodne.Potem schyliła główkę.- Mówco, wybacz mi, proszę, żem zwątpiła.Elendar uśmiechnął się przekornie.- Kuzynko, nie opowiadaj bzdur.Czy Mówca Słońca nie zrobiłby tego samego w Qualinoście? A ty, mości Gundabyrze, odpowiedz mi, czy jest coś, czego wasz Wielki Król nie byłby zrobił dla obrony Thorbardinu?- Pewnie.walczyłby do ostatniej kropli krwi.dopóki w grodzie zostałby choć jeden cały topór - odpowiedział krasnolud z powagą.Brodata gęba Gundabyra rozjaśniła się uśmiechem: - Zechciej nas zrozumieć, o królu, poczuliśmy się z księżniczką jak głupcy.Łamiemy sobie głowy, co by tu wymyślić, by wam pomóc, a ty oto masz już gotowy plan!- Przyjacielu, nigdy nie można być pewnym swego.Ten Coryphen to pomysłowy przeciwnik i może nam jeszcze przysporzyć nie lada kłopotów.Vixa dobrze wiedziała, że Mówca właściwie ocenia wroga.Przypomniała sobie, jak bezlitośnie Protektor prześladował pokonane chilkity, jak był zdecydowany za wszelką cenę wytrzebić je do ostatka.- Kiedy zda sobie sprawę z faktu, iż rzeka opada, może wymyślić jakiś inny sposób ataku - odezwała się.- Sądzę, że najgorsze dopiero przed nami.Mówca potarł dłonią gładki policzek.- Tak uważasz, pani? Mniemałem, że kiedy wszystko obróci się przeciw nim, wycofają się, by ratować własną skórę.- Tak postąpiłby każdy wódz, ale Coryphen dźwiga ciężkie brzemię odpowiedzialności, które nie pozwoli mu rozumować racjonalnie - rzekła księżniczka po namyśle.Dwaj pozostali rozmówcy spojrzeli na nią pytająco.- Uriona - wyjaśniła Vixa.- Coryphen jest w niej zakochany i pragnie urzeczywistnić jej szaloną wizję.Nigdy więc nie ustąpi.Po cichych ulicach Silvanostu krążyły patrole nocnej straży, tak jak czyniły to od tysiąca lat.Tej nocy jednak zwykłą straż wzmocniono weteranami z gwardii królewskiej.Marszałek Samcadaris dobrze wiedział, że nie ma dość żołnierzy, by obsadzić nimi mury na całej długości.Do czasu przybycia posiłków w postaci pospolitego ruszenia musiał oprzeć się jedynie na silnych garnizonach, którymi obstawił wszystkie wieże i wartownie.Z pozostałych piechurów i spieszonej jazdy stworzył lotne oddziały, które miały ruszać z pomocą tam, gdzie pojawiało się zagrożenie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl