[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po kilku następnych powództwach przeciwko dłużnikom natrafiła na coś naprawdę ciekawego.Była to petycja Ronalda o warunkowe zdjęcie sekwestru.Nosiło datę 26 lipca 1692, równy tydzień po śmierci Elizabeth.Kim nie miała pojęcia, co to jest warunkowe zdjęcie sekwestru, ale szybko się domyśliła.Ronald pisał: „W imię Boga pokornie błagam sąd, by przywrócił w moje posiadanie rozstrzygający dowód zajęty w moim majątku przez szeryfa George'a Corwina, a użyty przeciwko mojej umiłowanej małżonce Elizabeth w procesie o czarostwo w Wyższym Sądzie Karnym 20 czerwca 1692”.Do podania przypięte było datowane 3 sierpnia 1692 postanowienie, podpisane przez sędziego Johna Hathorne'a, odrzucające prośbę.W uzasadnieniu sędzia napisał: „Sąd doradza Ronaldowi Stewartowi, by przedłożył powyższą prośbę Jego Ekscelencji Gubernatorowi Zjednoczonego Królestwa, jako że dekretem gubernatorskim rzeczony dowód został zabrany z depozytu w okręgu Essex, a powierzony w depozyt okręgowi Suffolk”.Z jednej strony Kim to ucieszyło.Znalazła w końcu udokumentowane potwierdzenie, że dramat Elizabeth wydarzył się naprawdę była sądzona i ewidentnie została skazana.Zarazem jednak Kim była zawiedziona, że nigdzie nie wspomniano, jaki charakter miał ów „rozstrzygający dowód”.Jeszcze raz przeczytała petycję i odpowiedź sędziego, w nadziei że po prostu to przeoczyła.Ale niczego nie przeoczyła.Natura dowodu nie została ujawniona.Kim kilka minut nie ruszała się od stołu, starając się wyobrazić sobie, co to mogło być.Ale nie potrafiła nic wymyślić poza tym, że to musiało być coś związanego z wiedzą tajemną, a i to chyba pod wpływem mętnej sugestii ojca.Nagle wpadła na pomysł.Jeszcze raz rzuciła okiem na petycję i spisała sobie datę procesu.Z notatką w ręku wróciła do urzędniczki.- Chciałabym zobaczyć protokół posiedzenia Wyższego Sądu Karnego z dwudziestego czerwca tysiąc sześćset dziewięćdziesiątego drugiego roku.Urzędniczka najzwyczajniej w świecie roześmiała jej się w twarz.Powtórzyła jej prośbę i znowu wybuchnęła śmiechem.Zmieszana, Kim spytała, co w tym śmiesznego.- Każdy by chciał - skomentowała urzędniczka.Jej sposób mówienia był taki, jakby pochodziła z najzapadlejszego zakątka Maine.- Cały kłopot w tym, że takiego protokołu nie ma.Chciałabym, żeby był, ale nie ma.Nie ma żadnych protokołów Wyższego Sądu Karnego z żadnego procesu o czary.Zachowały się strzępki zeznań i świadectw, ale same protokoły przepadły jak kamień w wodę.- Co za pech - zmartwiła się Kim.- Może więc dowiem się od pani czegoś innego.Czy nie wie pani przypadkiem, co dokładnie oznacza termin „rozstrzygający dowód”?- Ja tam nie jestem prawnik - odparła urzędniczka.- Ale niech pani zaczeka.Zapytam.Zniknęła w głębi biura.Po chwili pojawiła się w towarzystwie tęgiej kobiety w nieco za dużych okularach na krótkim płaskim nosie.- Pani pytała o definicję pojęcia „dowodu rozstrzygającego”? - poinformowała się.Kim skinęła głową.- No cóż, to określenie właściwie mówi samo za siebie.To znaczy, że jest to dowód nie do obalenia.Innymi słowy, jego autentyczność jest niepodważalna i istnieje tylko jedna możliwa interpretacja.- Tak właśnie myślałam.Kim podziękowała obu kobietom i wróciła do swoich materiałów.Na stojącej w kącie kopiarce skopiowała petycję i odpowiedź, potem włożyła dokumenty do kopert i oddała urzędniczce.Wreszcie wyruszyła w drogę do majątku.Czuła się trochę nie w porządku, ponieważ powiedziała Markowi Stevensowi, że przyjedzie rano, a tymczasem zbliżało się południe.Gdy wzięła ostatni zakręt i wyjechała spomiędzy drzew na otwartą przestrzeń, zobaczyła przy domu tłum ciężarówek i furgonetek.Była tam też duża koparka i sterty świeżo wykopanej ziemi.Kim zatrzymała się i wysiadła.Południowy upał i kurz były trudne do zniesienia, a rozkopana ziemia pachniała wilgocią.Zamknęła samochód i osłaniając twarz przed słońcem powiodła wzrokiem za rowem, który biegł przez pole w stronę zamku.W tej chwili otworzyły się drzwi domu i w progu stanął George Harris.Czoło zraszał mu pot.- Dobrze, że pani jest.Próbowałem panią złapać.- Coś nie w porządku?- Tak jakby - odparł George wymijająco.- Najlepiej niech pani sama zobaczy.Dał jej znak, żeby szła za nim, i poszli w stronę koparki.- Musieliśmy przerwać pracę - poinformował ją po drodze.- Dlaczego? - spytała Kim.George nie odpowiedział.Gestem zachęcił ją tylko, żeby podeszła do rowu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]