[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po prostu stali, patrząc w kierunku Krainy Kurhanów i czekali na rozwój zdarzeń.Bomanz dołączył do nich.Kometa płonęła tak jasno, że Kraina Kurhanów była widoczna jak w dzień.Ziemię przebiegł potężny wstrząs.Bomanz zachwiał się.Kurhan, w którym spoczywał Duszołap, eksplodował i buchnęła z niego oślepiająca łuna.Spośród gruzów wyłoniła się postać i stanęła na jej tle.Ludzie modlili się lub przeklinali, w zależności od poglądów.Wstrząsy powtarzały się.Otwierał się kurhan za kurhanem.Jeden po drugim, pojawiło się Dziesięciu Którzy Zostali Schwytani.— Tokarze — mruknął Bomanz.— Mam nadzieję, że będziesz smażył się w Piekle.Została tylko jedna szansa.Jedna, niemożliwa do wykorzystania szansa.Spoczywała na przygarbionych ramionach małego człowieczka, którego moc nie była dość potężna.Zebrał wszystkie swoje najskuteczniejsze zaklęcia, najwspanialsze czary, wszystkie tajemne sztuczki, nad którymi pracował każdej samotnej nocy przez trzydzieści siedem lat i ruszył w stronę Krainy Kurhanów.Czyjeś ręce próbowały go powstrzymać.— Bo, nie! Proszę! — krzyknęła stara kobieta z tłumu.Lecz poszedł dalej.Kraina Kurhanów kipiała.Duchy wyły pośród ruin.Garb Wielkiego Kurhanu zadrżał.Grudy ziemi i płomienie eksplodowały w górę.Olbrzymi skrzydlaty wąż wzleciał ku niebu.Z jego gardła wyrwał się potworny wrzask, a potem fala ognia, która zalała Krainę Kurhanów.Mądre, zielone oczy spoczęły na Bomanzie.Mały, tęgi człowieczek wkroczył w holocaust, wyzwalając arsenał zaklęć.Wkrótce Bomanza pochłonął ogień.35.KRAINA KURHANÓW: Z DESZCZU POD RYNNĘZapakowałem list Kruka z powrotem w nieprzemakalny materiał, położyłem się na prymitywnym łóżku z konarów i zagłębiłem w rozmyślaniach.W jakiż dramatyczny sposób Kruk to wszystko opowiedział.Zastanawiałem się nad jego źródłami.Czyżby żona? Ktoś musiał napisać zakończenie tej historii, lecz zachował dla siebie, co wydarzyło się później.Co się stało z żoną? Nie ma swojego miejsca w tej legendzie.Podobnie jak syn.Opowieść dotyczy tylko samego Bomanza.Chociaż.było w niej coś jeszcze, co umknęło mojej uwadze.Ach, tak.Podobieństwo osobistych doświadczeń.Imię, na którym polegał Bomanz.To, które ewidentnie okazało się nie dość potężne.Słyszałem je już wcześniej.W całkowicie przypadkowych okolicznościach.W Jałowcu, kiedy pojedynek między Panią a Dominatorem zbliżał się do punktu krytycznego, zrozumieliśmy, że Schwytani zamierzają poświęcić Kompanię dla dobra sprawy.Na rozkaz Kapitana zdezertowaliśmy, zdobyliśmy statek i odpłynęliśmy.Mąż i żona dalej toczyli bitwę ponad płonącym miastem.Pani okazała się silniejsza.Głos Dominatora wstrząsnął światem, gdy po raz ostatni dał upust frustracji.Nazwał Panią imieniem, które zdaniem Bomanza posiadało wielką moc.Widocznie nawet Dominator był w błędzie.Jedna siostra zamordowała drugą i — być może — zajęła jej miejsce.Duszołap, nasz ówczesny opiekun i spiskowiec, jak się okazało podczas wielkiej bitwy pod Urokiem, był jeszcze jedną siostrą.Tak więc były trzy siostry.Przynajmniej.Jedna miała na imię Ardath, lecz widocznie to nie ona została Panią.Może to początek rozwiązania zagadki.Wszystkie te listy i genealogie, które zostały w Dziurze — myślałem.Trzeba znaleźć w nich kobietę imieniem Ardath, a potem odkryć, kimbyły jej siostry.— To początek — mruknąłem.— Kiepski, ale początek.— Co?Zapomniałem o Pudełku.Jednak był zbyt przerażony, by zrozumieć, o co chodzi.— Nic.— Na zewnątrz panowała ciemność i wciąż mżył deszcz.W Krainie Kurhanów dryfowały świetliste duchy.Zadrżałem.Nie wyglądało to wesoło.Zastanawiałem się, jak idzie Goblinowi i Jednookiemu, ale nie śmiałem iść i pytać.W kącie pochrapywał cicho Tropiciel.Pies Zabójca Ropuch spał obok niego, lecz uchwyciłem błysk jego ślepia, świadczący o tym, że nadal kontroluje otoczenie.Trochę więcej uwagi poświęciłem Pudełkowi.Chłopak trząsł się i to nie tylko z zimna.Był pewien, że go zabijemy.Pochyliłem się do przodu i położyłem rękę na jego ramieniu.— Wszystko w porządku, synu.Nie skrzywdzimy cię.Jesteśmy ci wdzięczni za opiekę nad Krukiem.— On naprawdę jest Krukiem? Krukiem, który był ojcem Białej Róży?Chłopak znał legendy.— Tak.Przybranym ojcem.— A więc nie kłamał.Rzeczywiście był w kampanii Forsbergu.Tak mnie to rozbawiło, że nie mogłem powstrzymać śmiechu.— Jak znam Kruka, to nie kłamał.Co najwyżej trochę naciągał prawdę.— Naprawdę pozwolicie mi odejść?— Gdy tylko będziemy bezpieczni.— Aha.— Najwyraźniej nie był przekonany.— Powiedzmy, kiedy dotrzemy do granic Równiny Strachu.Znajdziesz tam mnóstwo przyjaciół.Próbował wciągnąć mnie w pozornie polityczną dyskusję, ale odmówiłem.Chciał wiedzieć, dlaczego upieramy się przy zniszczeniu Pani, lecz stwierdziłem, że nie jestem ewangelistą, żeby go nawracać.Mam za dużo kłopotów ze zrozumieniem samego siebie i rozwikłaniem własnych motywów.Może Kruk będzie umiał mu to wyjaśnić, kiedy Goblin i Jednooki sprowadzą go z powrotem.Noc ciągnęła się w nieskończoność, aż wreszcie, po północy, usłyszałem niepewne kroki.— Konował?— Wejdź — odpowiedziałem.Był to Goblin.Bez światła nie widziałem dokładnie jego twarzy, ale odniosłem wrażenie, że nie przynosi dobrych wieści.— Kłopoty?— Tak.Nie możemy go wydostać.— O czym ty, do diabła, mówisz? Co to znaczy?— To znaczy, że nie posiadamy odpowiednich umiejętności, talentu.Do tego potrzeba kogoś większego niż my.Jesteśmy za słabi, Konowale.Klauni z paroma podręcznymi zaklęciami.Może Milczek mógłby coś zrobić.Włada innym rodzajem magii.— Może lepiej weźcie się w garść.Gdzie jest Jednooki?— Odpoczywa.To było dla niego straszne.Naprawdę wykończyło go to, co tam zobaczył.— A co to było?— Nie wiem.Byłem tylko jego duchowym przewodnikiem i musiałem wyciągnąć go, zanim również wpadł w pułapkę.Wiem tylko, że nie wydostaniemy Kruka bez pomocy.— Cholera — zakląłem.—Do stu tysięcy diabłów.Goblin, nie wygramy, jeśli Kruk nam nie pomoże.Nie wiem nawet, czego dotyczą te dokumenty.Połowy z nich nigdy nie przetłumaczę.— Nawet z pomocą Tropiciela?— Fakt, on zna TelleKurre.Tylko zajmie nam to mnóstwo czasu.Kruk musi znać dialekty.Przetłumaczył kilka fragmentów.Pozostaje jednak pytanie, co tutaj robił
[ Pobierz całość w formacie PDF ]