[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zainteresował się nadzwyczajnie pani osobliwymi przygodami.Kapitan Borkowski przy odrobinie uporu mógłby być moim synem.Dwadzieścia lattemu, kiedy Mizia niszczyła moje życie uczuciowe, chodził do szkoły i zapewne kopałpiłkę na wybetonowanym placu zabaw.Wyrósł na atrakcyjnego chłopaka i robił dosko-nałe wrażenie.74 Ta Helena Wystrasz musiała powiedzieć pani coś więcej kontynuował pułkow-nik. Sprawa wikarego z grójeckiego kościoła już do nas dotarła.Pani u niego byłai chyba nie bez powodu?Wszystkie przemyślenia, jakich zdołałam dokonać od wczorajszego wieczoru, kaza-ły mi znów zełgać chociaż trochę.Za dużo miałam domysłów i wątpliwości, a za małokonkretów. Zgadza się przyznałam. Trudno to nazwać wypowiedzią, raczej wyszemrała,że wie o zbrodni i że wyspowiadała się księdzu w Grójcu.Wcale nie wiedziałam o wika-rym, trafiłam na niego przypadkiem.Tyle mojego. A co powiedział wikary? Nic, poza tym, że się zastanowi.Helenę pamiętał, niejasno, przy spowiedzi o na-zwisko nie pytał, ale skojarzyła mu się jakoś.Na tym koniec.Zaraz potem ktoś go rąb-nął, a ja nie ośmieliłabym się szarpać pazurami ciężko rannego człowieka, obojętne,księdza czy hycla.No, może hycla prędzej. Jeśli w grę wchodzi spowiedz, nawet i zdrowy nic nam nie powie mruknął ka-pitan Borkowski.Z miejsca postanowiłam przy tym ogniu upiec własną pieczeń. Wyznam panom, że gdyby nie ta kretyńska kość, już bym wróciła z Aodzi z peł-ną wiedzą o katastrofie.Nic z tego, łódzki bruk może i ma tradycje rewolucyjne, ale dlamnie się chwilowo nie nadaje.Intryguje mnie, jak to się tam odbyło, czy ja dobrze zga-dłam, że tę Helenę wypchnięto albo sama wyskoczyła? To jest kwestia praw fizyki, niepaskudzmy wszechświata. Nie zamierzamy zapewnił pułkownik. Pokaż pani, Tadziu.W skupieniu obejrzałam kopię pełnej dokumentacji kraksy pod Aodzią.Wynikałoz niej, że miałam rację, Helena znalazła się na poboczu przed zderzeniem, a nie po, aninawet w trakcie.Szarpała się może i przez walkę z nią kierowca stracił na moment pa-nowanie nad kierownicą, akurat w trudniejszej sytuacji na drodze. Porwali ją orzekłam, zanim się zdążyłam zastanowić, co mówię. Usiłowałauciec. Też nam się tak wydaje przyznał pułkownik. I podejrzewam, że pani wiedlaczego. Chałę wiem.Za to pan wie, kto.Kto ją porwał, tych, co ją wiezli, też niezle wyko-tłowało.Znacie ich, oni gęby nie mają? Tak jakby nie mieli.Kierowca nie żyje.Reszta, o ile było ich więcej, uciekła.Copani na to? O mój Boże, nic.Nie rozumiem sprawy.Jak oni załatwili z tą głową, kiedy i gdziejej odrąbali?Obaj panowie popatrzyli na siebie, w okno i na mnie.75 No dobrze, powiem pani prawdę zdecydował się pułkownik. To wcale niebyło tak, tylko zupełnie inaczej i cała ta historia zakrawa na makabryczny dowcip.Rozmawiamy prywatnie, o ile się orientuję, nie nagrywa pani rozmowy, i od razu mó-wię, że w razie czego wyprę się każdego słowa.Otóż.Chłonęłam każde jego słowo do wyparcia niczym gąbka morską wodę.Dowiedziałamsię, co następuje: Obecność w katastrofie Heleny jako ofiary stwierdzono od razu, aleofiar było więcej i bardziej poszkodowanych, chętnie powitano zatem pomoc społe-czeństwa.Ktoś przypadkowy, jakiś nie tknięty kraksą kierowca, zaofiarował się, że samją zawiezie do szpitala, będzie jechał za karetką, sanitariusz pomógł wepchnąć ją do sa-mochodu marki Mercedes, tyle pamiętał i cześć.Na tym skończył się kontakt z ofiarą.Mercedes do szpitala w ogóle nie dotarł, czym nikt się specjalnie nie przejął, uznanobowiem, że zapewne lepiej się czuła, niż można było mniemać, i pojechała do domu le-czyć siniaki we własnym zakresie.Po kilku dniach jednakże.Wścibskość dzieci w różnym wieku przekracza wszelkie granice.Chłopak jeden,na wrotkach, podejrzał, jak z mercedesa wyciągnięto pakunek, dwóch facetów to ro-biło, a rzecz miała miejsce na drodze przez Modrzew w odludnym akurat lasku, paku-nek zawleczono w głąb zieleni i zakopano pośpiesznie i płytko.Przyjrzał się temu cieka-wie, po czym udał się z donosem do glin.Trzy godziny nie przeszły, jak we wskazanymmiejscu odkopano ludzkie zwłoki płci żeńskiej bez głowy.Numeru mercedesa chłopaknie pamiętał, co nie miało wielkiego znaczenia, bo z pewnością był fałszywy.Zwłokiprzez czysty przypadek trafiły do tego samego szpitala, który nieco wcześniej przyj-mował i leczył ofiary kraksy i rozpoznał je ten sam sanitariusz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]