[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spojrzałam na nią.Na nie obie.Cholerna biała błyskawica.Koniec z bimbrem na pusty żołądek.- Kończy nam się czas - ciągnęła Katrina.- Prorok rekrutuje wtakim tempie, że Tropiciele nie mogą mu dorównać.Pomożesz mi siębawić w naganiaczkę.- Ale ja nawet nie jestem jedną z was.- Uznaj się za honorową Tropicielkę.Tylko na dzisiejszą noc.- Jestem zaszczycona - odparłam.- To była ironia?- Jesteś bardzo spostrzegawcza.Ruch był niewielki, kiedy wjechałyśmy do Koreatown, zbliżającsię do ciemnej połaci nicości, jaką było Rumowisko.Tylko kolumnapojedynczego wieżowca stała nienaruszona, jaskrawobiała w środkutej całej ciemności - ostatni widoczny element miejskiego horyzontu.Wieża.Koreatown było ładnych parę kilometrów od epicentrum, ale i tenteren doznał niemałych zniszczeń.Na ścianach wielu budynkówwidniały pęknięcia, a ulicę przecinały szczeliny, jak ziejące rany, którektoś powinien pozszywać.Ale najbardziej uderzyła mnie pustka.Przedtrzęsieniem ziemi Koreatown roiło się od ludzi.Teraz wiele sklepów iprzedsiębiorstw pogasiło neony i zaciągnęło żelazne kraty nadrzwiach.Ciemne jezioro Rumowiska rozszerzało się, połykającwszystko dookoła.Byłam ciekawa, czy za parę miesięcy, jeśli świat nieskończy się zgodnie z przewidywaniami Proroka, strach osłabniewśród ludzi i zaczną powoli wracać do Los Angeles, aż miasto znówzacznie pękać w szwach.Nie mogłam dłużej odkładać tego pytania.- Katrina, dokąd jedziemy?Zerknęła na mnie i znów zwróciła spojrzenie na drogę.Uniosłarękę, żeby nakręcić lok włosów na palec, i nie znalazła nic.- Chyba już wiesz.Byłaś wczoraj przed salą wuja Kale'a.Słyszałaś, jak rozmawiamy.Nagle kompletnie wytrzezwiałam.- Powiedz mi - upierałam się.- Jedziemy na Rove.- Po co? - spytałam głosem, w którym więcej było powietrza niżdzwięku.Czułam się, jakbym dostała pięścią w brzuch, choćpowinnam była się tego spodziewać.- Rove przyciąga pewien typ ludzi - wyjaśniła Katrina.-I jestbardziej prawdopodobne, że ci ludzie będą mieli Iskrę.Zresztąprzyciąga ich nie tylko Rove.Przyciąga ich Rumowisko.W tymmiejscu jest energia, jakiś magnetyzm, jakby.zresztą, samazobaczysz.- O nie, nie zobaczę - odparłam, kręcąc głową.- Zatrzymajsamochód.- Ale jesteśmy prawie na miejscu.- W tej chwili zatrzymaj samochód!Zaskoczyło mnie, kiedy Katrina spokojnie zjechała na bokjezdni.Tak blisko Rumowiska latarnie nie działały.Okna otaczającychnas budynków były powybijane i ciemne.Widziałam kilkaporzuconych samochodów, ale w żadnym chyba nikt nie siedział.Nigdzie w zasięgu wzroku nie było ludzi.- Chcesz tu wysiąść? - spytała Katrina.- Proszę bardzo.Tebudynki może wyglądają na puste, ale z pewnością znajdziesz kogoś,kto zechce ci pomóc w powrocie do domu.Oczywiście nie będzie toraczej osoba, z którą chciałabyś być sam na sam bez zabezpieczenia, inie mówię tu o kondomach.Dlaczego nie pamiętałam o gazie pieprzowym? Mogłabym goużyć na Katrinie i zarekwirować jej samochód.- Zawróć - wycedziłam przez zaciśnięte zęby.Czułam ogień wpiersi, a bimber widocznie poluznił mi coś w środku, bo nie do końcanad nim panowałam.Katrina cofnęła się do drzwi, jakby czuła buchające ode mniegorąco.- Muszę ci coś powiedzieć, i to ci się nie spodoba.Cynicznyśmiech wyrwał mi się z gardła.Odchyliłam głowęi powiedziałam do podsufitki:- Jest tego więcej? Katrina kiwnęła głową.- Przysięgam, że o niczym nie wiedziałam, dopóki nie było zapózno, okej? Dowiedziałam się chwilę przedtem, zanim po ciebieprzyjechałam.Głęboko zaczerpnęła powietrza i wypuściła je powoli.Miałamochotę chwycić ją i wytrząsnąć z niej odpowiedz.- Twój brat tam jest.Na chwilę wszystko we mnie zamarło.Serce mi znieruchomiało.- Kłamiesz.Po co Parker miałby iść na Rove?- Poszedł z Quentinem.Wymknął się tak samo jak ty.Serce znów zaczęło mi bić.Powolne uderzenia grzmiały mi wuszach jak oddzielne eksplozje.- On chce być Tropicielem, Mia.Chce nam pomóc.Moje dłonieleżały na kolanach jak kamienie.Jeśli byłamjeszcze pijana, to już tego nie czułam.W głowie brzmiało mi to,co powiedział wczoraj Jeremy. Nie idz na Rumowisko, Mia.Trzymajsię z daleka od Rumowiska i od Tropicieli".Spojrzałam na Katrinę i wypowiedziałam jedno słowo.- Jedz.22Katrina podwiozła nas na tyle blisko do skraju Rumowiska, na ilepozwoliły zrujnowane ulice - czyli niedaleko.Uskok Puente Hills byltak zwanym uskokiem odwróconym, co oznaczało, że płytytektoniczne nie poruszały się względem siebie w poziomie, ale wpionie.Całe Rumowisko zostało uniesione o jakieś trzy metry isterczało teraz na czymś w rodzaju płaskowyżu, szerokiego na kilkakilometrów.Jakieś pięćdziesiąt metrów od skraju tego płaskowyżu - ścianypołamanego asfaltu, betonu i rozerwanych rur - Katrina skręciła naparking w dzielnicy magazynów, gdzie stało już sporo innychsamochodów.W wielu miejscach wokół płaskowyżu zbudowanorampy wjazdowe, ale nawet gdyby te rampy nie były pilnowane przezuzbrojonych strażników, wjeżdżanie na Rumowisko bezwzmacnianych opon byłoby głupotą.Kiedy waliły się wieżowce, całecentrum zostało zasypane tłuczonym szkłem, padającym z góry jakśnieg.Te góry szkła wciąż tu leżały jak wielkie zaspy po śnieżycy.Resztę drogi do Rove, gdziekolwiek było, musiałyśmy przejść pieszo.Gorączkowy dreszcz przebiegł mi po skórze, kiedy wysiadłam zsamochodu w nocne powietrze.Spojrzałam w niebo,ale na jego bezgwiezdnej powierzchni nie było śladu chmur
[ Pobierz całość w formacie PDF ]