[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sokółki.To region, zgodnie uznany przezlingwistów i badaczy dialektów za białoruskojęzyczny.I chociaż jeszcze dziś wielu tamtej-szych mieszkańców rozmawia  po prostu (potocznie tak określają % od stuleci % swój ję-zyk), to narodowo prawie wszyscy samookreślają się jako Polacy.Pochodzący stamtąd mę-czennik Solidarności, ksiądz Jerzy Popiełuszko w dzieciństwie także rozmawiał  po prostu ,co w wierszu o nim podkreślił nieżyjący już polski poeta i pisarz Wiktor Woroszylski.W Pol-sce takie fakty się przemilcza.Dlaczego?77 % Przemilczanie, o jakim wspomina Pan, Panie Jurku, jest wprost lustrzanym odbiciemstereotypu: Polak-katolik (jeśli katolik, to Polak; mojej Mamie Europa się dzieli na Ruskich iPolaków).To, że ksiądz Jerzy (Popiełuszko) gadał w dzieciństwie po rusku, czyli po białoru-sku, tłumaczy się brutalnie prosto: bo kiedyś ponoć car tak przymusił miejscowy lud.Są jesz-cze bardziej oszałamiające bajki dla prostaczków: prawosławni pojawili się tutaj dlatego, żecar % psia jucha! % ich naprzywoził był.Białorusini tylko w dzisiejszych czasach zaczynają być postrzegani przez Polaków jakocoś odrębnego.W latach przedwojennych przecież żadna % powtarzam: żadna % licząca siępolska partia polityczna nie uważała nas za nie-Polaków (komuniści % owszem, ale stanowilioni międzynarodówkę).Działalność białoruską wówczas % i potem % kwalifikowano w War-szawie jednoznacznie jako antypolską, choćby wyrażała się ona aż do przesady swą filopol-skością.Aktyw białoruski celowo szturano w podziemie, w objęcia kompanii, by tym zasad-niej zdławić, wykorzenić do ostatnich pieńków.Posuwano się do prowokowania wybuchupowstania zachodniobiałoruskiego w połowie lat dwudziestych, by łatwiej, ogniem i mie-czem, wytrzebić aspiracje białoruskie.Pojął to Bronisław Taraszkiewicz, taktycznie wiążącsię z Komunistyczną Partią Zachodniej Białorusi, lecz bodaj lepiej uczyniłby on, idąc w śladyAntona Auckiewicza czy Wacława Iwanouskiego, którzy zwyczajnie zamilkli, odpuścili so-bie, dali święty spokój, wyczekując zmiany dziejowej.A to, że nasi wioskowi katolicy samookreślają się jako Polacy, jest wyłączną zasługą kon-fesjonału kościelnego.Całkiem identycznie obecnie Litwini litwinizują przedwojenną Wi-leńszczyznę.Tam Pan Bóg coraz częściej nic a nic nie rozumie po polsku.Naukowo zgłę-biając % owi etnicznie białoruskojęzyczni  kościelni Polacy są żywym przykładem na to, żejęzyk niekoniecznie bywa wyznacznikiem poczucia narodowego.Gdyby nie tak, nie zaistnie-liby niemieckojęzyczni Szwajcarzy, francuskojęzyczni Belgowie czy anglojęzyczni Irland-czycy, Amerykanie.To gwoli przypomnienia banalnego w świecie zjawiska.% Rozdzwięk między oczekiwaniami wiernych wobec kościoła % jak pokazuje historia %często prowadzi do rozłamu, powstania sekt.Taki przypadek w międzywojniu miał miejsce wniedalekiej od Krynek leśnej Grzybowszczyznie, gdzie białoruski chłop Eliasz Klimowiczogłosił się prorokiem.Miejscowi nabrać się na to nie dali, ale uwierzyły w to tysięczne rzeszemieszkańców wiosek pod Bielskiem, Hajnówką, a nawet dalej % w głąb ówczesnej Zachod-niej Białorusi.Ci chłopi spieniężali nieraz całe swe gospodarstwa, by kupić zbawienie u  na-stępcy Chrystusa , którego miała wydać na świat jedna z  matek boskich właśnie w Grzy-bowszczyznie.Na ten temat napisano książki, zrealizowano filmy i sztuki teatralne.Czy toprzypadek, że wszystko to zdarzyło się akurat w naszej Grzybowszczyznie? A pan podobnowie, gdzie zakopano ciało  proroka.% To, co słyszałem o strasznym końcu  proroka , to jednak nic pewnego i wolałbym nierozgłaszać wątpliwych wiadomości.Natomiast zrodzenie się tzw.sekty grzybowskiej (ter-min Pawluczuka) nie było przypadkiem.Nawet to, że akurat w Grzybowszczyznie, co należyłączyć z aurą, jaka zawirowała wokół osoby poczciwego rolnika Eliasza Klimowicza, którywłasnym sumptem wybudował był na swym poletku cerkiewkę ze zgrzebną architekturą.Gdyby owa budowa dokonała się w innych czasach, nie zdarzyłoby się z tej racji nic nadzwy-czajnego: ot, przybyłby biskup na otwarcie, podziękowałby fundatorowi, uroczyście ustano-wiłby filię parafii kryńskiej czy ostrowskiej.I tyle szyku.Medalem jakimś udekorowanobystaruszka za zasługi dla wiary, niewątpliwe zresztą.I, o ile wystarcza mi wiedzy w tym tema-cie, ów Klimowicz tak właśnie wyobrażał sobie finał swego przedsięwzięcia, wcale nie za-biegając o rozgłos.Podchodził do zamysłu po gospodarsku: spokojnie dłubał na budowie samjeden przez szereg lat, a z braku pieniędzy sprzedawał to i owo z dosyć zamożnego gospodar-stwa po ojcu, ku utrapieniu żony i dzieciaków, których traktował po chłopsku ostro.78  Prorokiem został raczej niechcący, boć nawet najbliżsi sąsiedzi, jak i okoliczne wsie,mieli go za nieszkodliwego dziwaka, rujnującego niebrzydką ojcowiznę.Ponieważ cel onsobie wyznaczył wielce zbożny, więc specjalnie mu nie dokuczano.Współczuli ludziska ro-dzinie, którą  puścił z torbami.Jednakowoż jakieś tam echo szło w tamten daleki świat ipojawili się niebawem pierwsi ciekawscy, na ogół z odległych stron.To oni stali się pierw-szymi, nieproszonymi, heroldami nieprzeczuwanego ruchu.Nasuwa się zatem pytanie, dla-czego tak łatwo mu z tym poszło? Poniekąd żywiołowo! Początkowo wprawiając Klimowiczaw szczere zdumienie, momentami w przestrach.I tu znowu, jak w przypadku prawosławia, bezwzględnie konieczne jest odwołanie się doszerokiego kontekstu historycznego, bez czego nic się nie da zrozumieć z wydarzeń w przyle-śnej wioseczce Grzybowszczyzna (aut.: Hrybouszczyna).Przede wszystkim % ruch sektancki,tak bujnie pieniący się w prawosławiu, z pewnością był również skutkiem zupełnego nieinte-resowania się kleru poziomem świadomości religijnej swych parafian.Od zawsze po prostupuszczano to zagadnienie na żywioł, koncentrując się na obowiązkach proboszczańskich, naobrzędach świątynnych.Po części wynikało to z braku nastawienia misyjnego, ekspansywno-ści: batiuszkowie stale czuli za sobą sympatyczny oddech władzy i to im wystarczało do do-brego samopoczucia.Skończyło się to-to wraz z odrodzeniem się Państwa Polskiego; nowasytuacja wymagała gruntownej przebudowy pracy duszpasterskiej, na co trzeba właściwiewymiany pokolenia duchownych, podwyższenia dla nich poprzeczki edukacyjnej przynajm-niej do wysokości matury gimnazjalnej.Najlepiej do dyplomu uniwersyteckiego.Stanowczonie wystarczało już seminarium [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl