[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na szczęście Karol nie rwał się do korzystania usług własnych.Temat bramy uznał za wyczerpany, i zajął się kotem, który wskoczył mu na kolana i wąchał ostatni kawałek kurzego krokiecika na najbliższym talerzu.Został nim poczęstowany, pozwolono mu jeść smakołyk, co uczynił bez pośpiechu i z godnością.Kartofelka nie chciał.-Które ty jesteś.? - zainteresował się Karol.- A, Pucuś.Pufcia tam.No i czego sam żresz, a siostrzyczce nie dasz? Ona też człowiek.Pufcia, chodź tu, ici, kici.Proszę.Po kąsek dla Pufci sięgnął do półmiska, odciął jej kawałek, a resztę pożarł sam.Pufcia zgodziła się zjeść krokiecika z podłogi.- I cóż to się stało, że jesteś taki zadowolony? - spytała Malwina z lekką urazą.- Masz dzień dobroci dla kotów czy jakaś pomyślność cię spotkała? Bo mnie wręcz przeciwnie.I nawet cię nie obchodzi, co ja tu przeżyłam i jak się okropnie zdenerwowałam, a tobie, ciekawa jestem, co się tak udało?Karolowi, wbrew obawom, udało się wygrać przetarg i zdobyć zlecenie na całe centrum turystyczno-medyczne w les Sables, nad Atlantykiem, w połowie finansowane przez Amerykanów, ale o tym opowiadać nie miał najmniejszego zamiaru.I zwierzać się nie lubił, i do pieniędzy wcale nie chciał się przyznać, Ponadto zarówno ton żony, jak i treść jej słów zirytowały go od razu i obudziły przygłuszoną na chwilę niechęć.Czy ta kretynka nigdy nie odezwie się jakoś tak, żeby człowiekiem nie zatrzęsło? Nie, nigdy, to beznadziejne, jest z nią coraz gorzej, należy się z nią jednak rozwieść i nie słyszeć więcej tego jojczenia nad głową.Rozwieść, cholera.I dzielić pieniądze.I całą egzystencję organizować na nowo.?Gdyby Malwina zwykłym, ludzkim głosem, z życzliwym zainteresowaniem i chwilowym pominięciem siebie, spytała, na przykład: “Hej, coś ci wyszło.?", albo równie zwyczajnie ucieszyła się, że pewnie mu coś wyszło i chwała Bogu, bo to przebije bramę, Karol roześmiałby się zapewne i przyświadczył.Może nawet obiecałby, że wróci na kolację i razem, przy winie, uczczą jego sukces.Z Malwiny jednak wychodziło coś, czego nie mógł już znieść, jakaś bezustanna pretensja, natręctwo, kąśliwość i wścibskość, jakieś nachalne pragnienie, żeby mówić o niej, zajmować się nią, jej doznaniami, jego potrzeby upychając po kątach.Kto, do stu diabłów, powinien być ważniejszy w tym domu.?!- Tobie, o ile wiem, też się udało - rzekł zimno, - Zepsuć bramę.Jest deser?- Jest - odparła Malwina natychmiast.- Jabłka w cieście.Możliwe, że też mi się udało je zepsuć.“Na litość boską, czy oni nie potrafią zamienić ze sobą dwóch normalnych zdań? - pomyślała Justynka z irytacją.- Tym razem to ciotka.Spaskudziła dobry nastrój.".Malwinie znów przypomniało się nagle, że po winna demonstrować wielką miłość i zbyt późno ugryzła się w język.Zerwała się od stołu.- Och, dobrze już, dobrze.Jabłka w cieście są doskonałe.I z bitą śmietaną, tak jak lubisz.Wolisz do nich kawę czy herbatę?- Nie musisz się tak okropnie starać o to, co ja lubię.Rozwód zdejmie ci z głowy te nadludzkie wysiłki.Kawę.“Wuj musi być dzisiaj rzeczywiście w przecudownym humorze - pomyślała znów Justynka.- Nie ryknął, nie przewrócił krzesła, nie szepcze tak okropnie, nie wyszedł.Ale jeśli teraz ciotka zacznie płakać.".Też się podniosła.- Niech ciocia siedzi, ja podam.I zrobię kawę.- Herbatę też - powiedział Karol tak jakby do Pufci pod stołem.- Herbatę też - zgodziła się Justynka.- W dzbanku, żeby była gorąca.Malwina stała przez chwilę w bezruchu, a w oczach już.jej wzbierały potoki łez.Nie wiedziała, co zrobić, w końcu zabrała ze stołu talerze i wyszła do kuchni.Z martwą twarzą popatrzyła przez okno, ujrzała nie domkniętą bramę i zdołała się opanować.- Tym ludziom od serwisu trzeba będzie zapłacić powiedziała zupełnie zwyczajnym głosem, wróciwszy do stołu.- Nie wiem ile.Może byś zostawił tu jakieś pieniądze?- Przelałem już na konto i możesz płacić czekiem - odparł Karol też zupełnie zwyczajnie, chociaż po sekundzie wewnętrznego oporu.- Czy tych krokiecików jeszcze trochę zostało?- Zostało.Chcesz dla kota?- Nie, dla siebie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]