[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Dosyć już, dosyć, poddaję się! - zawołał żałośnie.- Trochę za prędko zgadujecie, jak na moje potrzeby! Nie wiem, czy nie należałoby was zaangażować, żebyście sami przeczytali ten drugi szyfr!- Jaki drugi szyfr? - zainteresował się Pawełek.- No, tę drugą kartkę, którą od was dostaliśmy.Nasi specjaliści męczą się nad tym jak potępieńcy.Nie mogą dojść, jaką książką on się tym razem posłużył.Pawełka na moment zatkało.Teraz on z kolei spojrzał na kapitana z przestrachem.- Rany.! - jęknął niepewnie.Janeczka była odporniejsza.- To niech pan im powie, żeby już się przestali męczyć - poradziła uśmiechając się życzliwie.- Jak to.? - spytał kapitan, wbrew postanowieniom znów zaskoczony.- Nie warto tego odczytywać.Nic takiego tam nie ma.- Wy o tym coś wiecie?!- No.owszem.- przyznała Janeczka z lekkim oporem.- Trochę.- Dobra, ja powiem! - zdecydował się nagle Pawełek z determinacją.- Co tam! To myśmy napisali.Z literatury polskiej dla drugiej klasy liceum ogólnokształcącego.Żeby sprawdzić, czy nam wychodzi tak samo jak jemu.- Miała wszystkie litery na pierwszej stronie - dodała Janeczka.Kapitanowi zabrakło głosu, a sierżant Gawroński prychnął dziwnie.- Może pan to wyrzucić, ostatecznie - powiedziała Janeczka wspaniałomyślnie.- A my już musimy wracać do domu, bo zaraz mamy obiad.Znieruchomiały kapitan siedział w radiowozie i patrzył jak oddala się od niego dwoje bardzo grzecznych dzieci i jeden, równie grzeczny, pies.18- W każdym razie odnosimy z tego jedną niewątpliwą korzyść - powiedział pan Chabrowicz w filozoficznej zadumie.- Przynajmniej otworzyli te drzwi na strych.Miałem zamiar załatwić to na samym końcu.- Pomogli ci nadzwyczajnie, to fakt - przyznała ciotka Monika.- Okazuje się, że sprawa wcale nie była prosta.Milicja męczyła się prawie cztery godziny.- Dawne zamki były porządne - zauważyła marząco babcia.Pomimo doskonałego funkcjonowania teraz już dwóch kuchni, cała rodzina zgromadziła się przy wieczornym posiłku w pokoju państwa Chabrowiczów.W domu nastąpiły wydarzenia zbyt sensacyjne, żeby można było nad nimi przejść do porządku dziennego tak zupełnie bez słowa.Wszyscy byli bardzo przejęci, zaintrygowani i zaciekawieni.Od nadzwyczajnie uprzejmego i równocześnie stanowczego kapitana milicji dowiedzieli się, że dom jest podejrzany, że stwierdzono zakradanie się doń jakiegoś obcego osobnika i że milicja musi natychmiast zbadać sprawę z pewnych względów, które są tajemnicą służbową.Nikt, rzecz jasna, nie nalegał na wyjawienie tajemnicy służbowej, ale wszystkich zgodnie ogarnęła nieprzeparta ciekawość, o co tu może chodzić i co z tego wyniknie.Na wieść, że strych od wielu lat pozostaje zamknięty na głucho i domownicy nie potrafią go otworzyć, kapitan okazał grzeczne zdziwienie.Informacja, że z owej górnej części domu dobiegają dość przerażające odgłosy, znamionujące jakby katastrofę budowlaną, obudziła jego wyraźne zainteresowanie i tym bardziej postanowił tam się dostać.Oznajmił, iż owe odgłosy całkowicie potwierdzają podejrzenia milicji.Pan Chabrowicz skwapliwie wyraził zgodę na otwarcie drzwi strychu, uprzejmie tylko prosząc, żeby nie spowodowało to zbyt wielkiej ruiny, bo w kwestii wszelkich remontów jest już na skraju absolutnego wyczerpania nerwowego i materialnego i więcej nie mógłby wytrzymać.Kapitan okazał mu współczucie, zrozumienie i przyobiecał, że będą traktować drzwi tak delikatnie, jak tylko okaże się to możliwe.Obietnica sprawiła, że zaraz nazajutrz po jego wizycie przez trzy i pół godziny mordowano się w pocie czoła z przeklętymi zamkami, starając się otworzyć je tak, żeby nic nie uszkodzić.Pełna współczucia, głęboko poruszona i bardzo zaciekawiona babcia z własnej inicjatywy częstowała zasapanych pracowników milicji kawą, herbatą i keksem, donosząc im tacę na strych.Dziękowali, posilali się z wdzięcznością i znów przystępowali do swojej katorżniczej pracy, mamrocząc pod nosem coś, czego babcia na szczęście nie dosłyszała.W końcu drzwi stanęły otworem.Nikt z rodziny nie oglądał tego z bliska, chociaż wszyscy zdążyli już wrócić z pracy.Rafał usiłował podglądać ze schodów, ale stanowczo został poproszony o usunięcie się na niższe rejony budynku.Milicja weszła na strych, przebywała tam jakiś czas, po czym wyszła i oddaliła się, zamykając drzwi za sobą i zabezpieczając je naklejonymi paskami papieru.Nikt nie wiedział, co tam znaleźli, wszyscy widzieli, że wynieśli jakiś duży przedmiot, kapitan zaś uchylił rąbka tajemnicy o tyle, że przyznał się do sukcesu.- Wspaniała historia! - rzekł do pana Chabrowieża, nie kryjąc wcale zadowolenia i satysfakcji.- Wszystko wyjaśnimy we właściwym czasie.Zabieramy ze sobą dowód rzeczowy, mam nadzieję, że nie jest to dla pana wielka strata.Pozwoli pan, że przyjdę jeszcze i jutro.- Proszę bardzo - odparł pan Roman.- Nie wiem, co panowie zabierają, ale skoro nie było mi to potrzebne do tej pory, a ściśle biorąc, nawet nigdy w życiu, to sądzę, że i nadal nie odczuję żadnego braku.W ten sposób, objawiwszy się znienacka, wielka sensacja wciąż przepełniała atmosferę domu w charakterze nie wyjaśnionej zagadki.- Ciekawe, swoją drogą, co tam znaleźli - powiedziała w zadumie pani Krystyna.- Musieli mieć jakieś wielkie nadzieje, skoro opłacało im się robić tyle wysiłków.Co to może być?- Wcale im nie wierzę - oświadczył stanowczo Rafał, opierając łokcie na stole i głowę na rękach.- W co nie wierzysz? - zainteresowała się ciotka Monika.- Że się tak użerali z naszymi drzwiami tylko dlatego, że widzieli na dachu jakiegoś oprycha.Ostatecznie, nic nam nie zginęło.Musieli podejrzewać coś konkretnego i okropnie jestem ciekaw, co.Zajrzałbym.- Rafał.! Żebyś się nie ważył! - krzyknęła ciotka Monika.- I zdejmij łokcie ze stołu!- Nie wygłupiaj się, zajrzysz, jak zdejmą pieczęcie - powiedział uspokajająco pan Chabrowicz.- Jeżeli przez blisko czterdzieści lat nikt się nie fatygował, żeby tam wejść, to widocznie nie ma tam nic ciekawego.- Coś musi być, skoro milicja się zainteresowana - zauważyła pani Krystyna.- Coś takiego dużego wynieśli, jakąś pakę, czy co - ciągnął w zamyśleniu Rafał.- Pewnie tam były zwłoki.Znaczy szkielet.- Ale.! - przypomniała sobie babcia i odwróciła się do dziadka.- Słuchaj no, mój drogi, czyś ty im mówił o tych podejrzanych paczkach? Przez to całe zamieszanie zapomniałam cię zapytać!- O jakich podejrzanych paczkach? - zaciekawiła się ciotka Monika.Pawełek poruszył się niespokojnie, Janeczce zrobiło się gorąco, ujrzała, że babcia już otwiera usta.- Babciu, poproszę konfitur!!! - wrzasnęła wielkim głosem.Rafał poderwał się, jak gromem rażony i od razu zdjął łokcie ze stołu.- Czego się drzesz, jak rany, ja kiedyś przez ciebie ogłuchnę! - powiedział z niezadowoleniem.- Przecież ci stoją przed nosem!- Ale ja poproszę konfitur z truskawek! - uparła się Janeczka, nieco już ciszej.- Dziecko, co ty? - zdziwiła się babcia.- Przecież wolisz konfitury z wiśni? Wszyscy najbardziej lubicie konfitury z wiśni.- Jej się zmienił gust, bo ona się starzeje - wyjaśnił pośpiesznie Pawełek
[ Pobierz całość w formacie PDF ]