[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W dwa tygod­nie po wypożyczeniu książki o sokołach!Popatrzyłyśmy na siebie ze zgrozą.- To już rozumiem - powiedziała Krystyna po­nuro.- Diament poszedł na licytacji.Ten ktoś, kto kupił zabytek, miał przyjemną niespodziankę.- Głupiaś! - rozzłościłam się.- Nadzienie schował sobie, a książeczkę oddał, tak? Puknij się! Obecność tego tutaj o czymś chyba świadczy?!- Może i świadczy, ale o czym? Zamyśliłam się, wciąż pełna irytacji.- Jedno z dwojga: albo nie poszło na licytacji i zostało w resztkach bezwartościowego mienia, al­bo na tej licytacji był ktoś z rodziny i sam to kupił.Może prababcia osobiście tam pojechała.- E tam! - przerwała żywo Krystyna.- Jeśli mnie pamięć nie myli, miała w tym czasie wnuczkę pod ręką, prababcia Justyna tu się mocno plącze.Wysłała Justynę.Czy tam ktoś nie umarł.? O, ku­zyn Gaston! Jak miał na imię markiz.?Zajrzałam do notatki prasowej.- Filip.To nie on.- W takim razie kupił to kuzyn Gaston i ktoś go zabił.- Właśnie nie zabił.- Owszem, zabił.Tylko nie ten jakiś, a zapewne kto inny.Gdzie masz tę całą makulaturę? To jest niemożliwa rzecz, musimy to trzymać pod ręką, bez listów nie da rady, dopiero stopniowo wychodzi, co tam było ważne!- Znów mam lecieć.?- A co, samo przyjdzie.?Poleciałam, nic innego mi nie pozostało.Byłam opiekunką zdobytej dokumentacji, stało się to nieja­ko automatycznie, historia należała do mnie, Krys­tyna musiałaby zbyt długo szukać w moich rzeczach.Zaczęła coś mówić od razu, zaledwie weszłam z plikiem papierów w objęciach, ale zamknęłam jej gębę.Skoro już latam po całej budowli, niech to przyniesie jakiś pożytek.Usłałyśmy stół szpargała­mi, z listem prababki Justyny na czele.- Rzeczywiście, kuzyna Gastona nie zabił, za to uciekł do Ameryki - przyznała Kryśka.- Kto, ten zdobywca diamentu? I czy w ogóle Gastona ktoś zabił? Zważywszy upodobania minerału, powinien.- Zanim się dokopiemy do Gastona, leć teraz ty - zażądałam, czując w nogach własną krzywdę, bo schody na drugie piętro wygodne nie były.- Klucze od piwnicy mamy, przynieś wina.Służby o północy fatygować nie będziemy.- Sądzę, że i kieliszki się przydadzą.? Poczytaj sobie przez ten czas.Nie dziwiłam się, że usiłowała powitać mnie ko­lejną sensacją.Mały kwitek z dziury informował, że dzieło o sokołach nabył na licytacji antykwariusz, który zaraz potem umarł, pozostawiając wielce nie­pokojący list.Kopię listu, sądząc z charakteru pis­ma, sporządziła prababcia Justyna i wreszcie można było zrozumieć jej obsesję na tle trucizny w soko­łach.Antykwariusz też miał obawy, a w dodatku padł trupem.Jeszcze jeden wycinek prasowy doprowadzał wre­szcie do kuzyna Gastona.Wicehrabia Gaston de Pouzac zginął tragicznie na skutek nieszczęśliwego wypadku we własnym domu, gdzie zleciał mu na głowę marmurowy Tezeusz z Minotaurem.Istniały podejrzenia zabójstwa, ale wnikliwe dochodzenie wy­kazało prawdę.Mimo różnych niepokojących dro­biazgów, znanych policji, posądzenie nie padło na nikogo.Śledztwo prowadził pan komisarz Simon.- Na pana komisarza Simona też chyba nie ma­my żadnych szans - powiedziałam do Krystyny, wracającej z butelką, kieliszkami i korkociągiem.- Dzielą nas od niego dwie wojny światowe, a Francja to nie Anglia.Wątpię, czy drugi raz spotka nas to samo szczęście.- Spróbować nie zawadzi - odparła moja siostra i ustawiła wszystko między papierami.- Ciekawe, czy nam się uda z tym korkociągiem, nie ma dźwig­ni.No? I co ty na to teraz?- Jeszcze nie znalazłam żadnego pisma dla pa­mięci od prababki Klementyny.I nic od Florka.A powinno być, wedle prababci Karoliny.Dziura już pusta.- Ale widać coś dalej, rozpycha strony.Zajrzyj jakoś ostrożnie, bo diabli wiedzą jak tam jest z tą trucizną.Wkręciła korkociąg i ze sieknięciem zaczęła wy­ciągać korek.Przyglądałam się temu z zaintereso­waniem.Jakoś jej szło.- Wyłazi - powiedziałam pocieszająco i zajrza­łam do dalszego ciągu księgi, już poza dziurą.Można powiedzieć, że tkwiła tam brakująca re­szta.Pra- i tak dalej -babka Klementyna zostawiła cały elaborat w punktach, przeznaczony dla wtajem­niczonych, bo słowo „diament” nie zostało tam uży­te ani razu.Wyjaśniała pochodzenie i sens kawałka korespondencji od tej jakiejś baby, pyskującej na bra­ta, była to margrabina d'Elbecue, z domu Ludwika de Noirmont, która, owdowiawszy, wróciła do sie­dziby przodków i bardzo niechętnie płaciła braters­kie długi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl