[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mogę zaprowadzić.- Malec pochlipywał jeszcze ale czując wokół siebie przyjaciół, uspokajał się szybko.- A gdzie mieszkała uroknica? - wtrącił Dębis.- Na wzgórzach przed bagnami, panie.- Co chcesz zrobić? - spytał wódz.- Nie wiem - sternik wzruszył ramionami - Coś mi mówi, że powinniśmy kogoś wysłać do jej domu.Celebrink zgodził się bez protestu.Od lat wiedział, że przeczucia Dębisa sprawdzają się.- Trza nam iść tedy z częścią ludzi na moczary, a kilkunastu posłać z Sędzisynem do domku czarownicy - rozkazał młody.Nie minęło wiele czasu, a mknęli leśną drogą.Zmrok już zaległ nad ziemią gdy Ziobek wskazał Sędzisynowi dróżkę wiodącą do serca wzgórz.Sam poprowadził oddział Celebrinka.VIIIWieszczy wszedł do chaty czarownicy, od razu dostrzegł kocioł.Oblizał spieczone z podniecenia wargi.Teraz wszystko się uda, Weles zdobędzie świat, a on, jego wierny sługa, dostanie Nagrodę.Wielu już próbowało zawładnąć Nagrodą lecz nikomu się to nie udało.Żadnemu nie przyszło do głowy, żeby zrobić to przy pomocy Welesa.Wszak bogowie skłonni są pomóc ludziom gdy przyrzeknie im się coś w zamian.Wieszczy wiedział, że czymś takim jest kocioł.Dzięki temu wygrał.Nagroda jest tuż, tuż.Jednym uderzeniem rozbił ścianę chaty aby bez kłopotu wynieść spiżowy kocioł.Objął go rękami i uniósł.Szedł ostrożnie.Nie mógł uronić ani kropli wody.Jego chwyt okazał się tak pewny, że płyn w naczyniu nawet się nie poruszył.- Jest! - krzyknął Sędzisyn.Wieszczy dostrzegł zbliżających się zbrojnych.Kim są? Skąd się tu wzięli? Przecie to prawdziwi wojownicy! Zawarczał zupełnie jak dziki zwierz.Przez moment sam był przestraszony własnym rykiem.Czyżby aż tak się zmienił?!Odstawił magiczny przedmiot i ruszył do ataku.Wojownicy mocniej ścisnęli w dłoniach długie, żelazne gwoździe.Na rozkaz Celebrinka rozdał je im cieśla okrętowy.Wiedzieli, że do rozprawy z wieszczymi półłokciowy gwóźdź jest tak samo niezbędny jak osinowy kołek przy sprawie z wąpierzem.Sędzisyn nerwowym ruchem przygładził wąsy.W poprzek wąskiej ścieżki, od zarośli do dwóch drzew, wyrył gwoździem linię w piachu.Na jej końcach wbił sztylety.Przeskoczył ją i ruszył ku Upiorowi.Wojownicy podążyli za nim.Wieszczy dwoma ciosami odrzucił na boki zdumionych jego siłą chąśników.Nie mogli zbliżyć się do niego.Nie mogli zadać rany.Nie mogli zrobić prawie nic!Uderzenia o mocy tura już kilku z nich pozbawiły przytomności albo i życia.Roześmiał się chrapliwie.Nikt mu nie dorówna!Któryś z rozwścieczonych wojów chwycił miecz i runął na demona.Wieszczy gołą ręką schwycił ostrze, nie czuł bólu rozcinanego ciała.Zrastało się momentalnie.Wygiął metal bez wysiłku.Skrzywionym żeleźcem zmiażdżył głowę woja.Sędzisyn, widząc, co się dzieje, rozkazał ludziom umykać za wyrysowaną linię.Marzył tylko o jednym - aby zasadzka się udała.Upiór jęknął, uderzywszy w coś niewidocznego, unoszącego się nad magiczną linią.Nie cierpiałby gorzej, wyrżnąwszy w skalną ścianę - tu coś na kształt bezlitosnych ostrzy zdawało się przebijać jego ciało.Mimo tych męczarni miał jeszcze tyle przytomności, aby odpełznąć spoza zasięgu dziwnego nieprzyjaciela.Wtedy nadbiegł ogromny pirat, trzymający w mocnych ramionach tęgi konar.Nie brał udziału w walce, na rozkaz Sędzisyna pospiesznie ociosując badyl.Teraz nadeszła jego kolej.Stanął nad oszołomionym wieszczym.Grzmotnął go z całej siły w pierś.Demon zachwiał się od ciosu, który zabiłby normalnego człowieka.Upadł na kolana.Na to tylko czekali woje.Podbiegli z gwoździami.Przebili na wylot jego głowę i pierś.Wieszczy słyszał głosy.Mówiły do niego?Nie rozumiał ich.Rodzina.Po co wezwali uroknicę? I tak zginą.Nagroda.Utracona?! Nie, to niemożliwe! Dlaczego, przecież.Głos Welesa: Straciłeś kocioł! Głupcze! Miałeś go i straciłeś! Teraz tańcz! Nagroda nie dla ciebie.Tańcz!Porwał go wiatr.Obracał w koło, zmuszając do tańczenia.W przerażeniu dostrzegł, że jest pośród gromady podobnych mu ludzi, który powtarzają tylko: Nagroda nie dla mnie.W środku kręgu stała róża.To ona grała.A wszyscy tańczyli.Nagroda nie dla mnie.Chwilę trwała pełna zmęczenia cisza.Jomswikingowie oddychali głęboko.To dopiero był bój.Z uznaniem spozierali na Sędzisyna, którego pomysłowość uratowała im skórę.Woliński wojownik czuł te spojrzenia i radował się w sercu.Kochał sławę tak, jak każdy wiking.Wolał ją nawet od złota.Nie dał jednak poznać po sobie jak bardzo jest dumny.Swobodnie zbliżył się do kotła.- Trza mi się napić wody.Zaschło w gardle - rzekł jakby nigdy nic.IXJuż z daleka pomiędzy ciemnymi zaroślami wojownicy Celebrinka widzieli pulsującą jasność.Czuli, że to właśnie tam znajduje się cel ich wędrówki.Nie tracili jej z oczu co chwila przyspieszając kroku.Ziobek prowadził ich niewidocznymi na pozór ścieżkami pośród topieli.Zachowywał się nadzwyczaj dzielnie.Przylgnął do opiekuńczego Dębisa i czuł się przy nim bezpiecznie.- Nigdy tu nie byłem - odparł na pytające spojrzenie sternika.- Jak więc wynajdujesz ścieżki? - zdziwił się wiking.- Czuję je - wzruszył ramionami malec.Ktoś znów zaklął, wszedłszy na zielone, cuchnące błoto.Celebrink uciszył go sykiem.Byli na miejscu.To z tego ostrowu rozchodziła się jasność, wbijając się coraz dalej w mrok wieczoru.Wkroczyli na twardy grunt wyspy.Z obnażonymi mieczami ruszyli ku jej środkowi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]