[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Moja siostra mieszka w Champoluc od czasu wyjścia za mąż za Capomontiego.Znała rodzinę Leinkrausów lepiej niż ktokolwiek z nas.Stary Leinkraus umarł w swoim sklepie.W czasie pożaru.Mówiło się, że może to nie był wypadek.— Nie rozumiem.— Leinkrausowie byli Żydami.— Ach tak.Niech pan mówi dalej.— Adrian przełożył kilka kartek.“Handlarz nie był lubiany.był Żydem i dla człowieka, który zawzięcie walczył z.taki sposób myślenia był nie do przyjęcia".Goldoni podjął opowieść.Na człowieka, który miał się zjawić w Champoluc i mówić o żelaznej skrzyni, dawno zapomnianej wyprawie w góry i starej polance przy torach kolejowych, czekała koperta złożona w depozycie u najstarszego członka rodziny Goldonich.— Musi pan mnie zrozumieć — przerwał sam sobie kaleka.— Teraz wszyscy jesteśmy jedną rodziną, Capomonti i Goldoni.Minęło tyle lat i gdy nikt się nie zjawiał, zaczęliśmy o tym między sobą rozmawiać.— Nie nadążam za panem.— Koperta kierowała tego, kto się zjawi w Champoluc, do starego Capomontiego.Adrian przełożył kartki z powrotem.“Gdyby miał jakieś tajemnice do pozostawienia w Champoluc, stary Capomonti byłby dla niego najpewniejszą ostoją, gwarancją ich dochowania".— Przed śmiercią stary Capomonti wezwał zięcia, Lefraca, i przekazał mu to, co wiedział.— A więc Lefrac wie, gdzie jest urna!— To było tylko jedno słowo.Nazwisko Leinkraus.Fontine poderwał się w krześle.Zastygł bez ruchu na brzegu, nie bardzo wiedząc, co właściwie go tak poruszyło.A jednak coś zaczęło mu świtać.Jak podczas długiego, trudnego przesłuchania w centrum jego uwagi znalazły się oderwane zdania i poszczególne słowa nie mające na pozór żadnego znaczenia, a które teraz nagle go nabrały.Słowa.Trzymaj się słów, tak jak Andrew trzymał się gwałtu i przemocy.Przebiegł szybko wzrokiem kartki wspomnień ojca, przerzucając je jedna za drugą, aż znalazł to, czego szukał.“Majaczy mi w pamięci jakieś nieprzyjemne zajście.nie przypominam sobie dokładnie, o co chodziło.coś poważnego, co wywołało gniew mojego ojca.gniew pełen smutku.niejasne wrażenie, że szczegóły zatajono przede mną".Zatajono.Gniew.Smutek.“.wywołało gniew mojego ojca".— Goldoni, niech pan słucha uważnie.Musi pan się cofnąć pamięcią.Daleko.Był jakiś wypadek.Nieprzyjemny, smutny, budzący gniew.Ten wypadek miał coś wspólnego z rodziną Leinkrausów.— Nie.Adrian urwał.Beznogi Goldoni nie pozwolił mu nawet dokończyć.— Co nie? — spytał cicho.— Już panu mówiłem.Prawie w ogóle ich nie znałem.W całym życiu zamieniłem z nimi może kilka słów.— Dlatego że byli Żydami? Takie tu w tamtych czasach panowały zwyczaje na północną modłę?— Nie rozumiem.— Mam wrażenie, że jednak pan rozumie — odparł Adrian patrząc mu prosto w oczy.Stary przewodnik umknął wzrokiem w bok.— Mógł pan ich nie znać, może nawet w ogóle — ciągnął dalej cicho.— Ale po raz pierwszy pan kłamie.Dlaczego?— Nie kłamię.Oni nie byli przyjaciółmi Goldonich.— Ani Capomontich?— Ani Capomontich!— Nie lubiliście ich?— Nie znaliśmy ich! Trzymali się z dala od innych.Osiedlili się tu następni Żydzi i jak to Żydzi, żyli we własnym gronie.To wszystko.— Chyba nie wszystko.— Adrian czuł, że jest o krok od rozwiązania zagadki, uzyskania informacji, z której znaczenia sam Goldoni niekoniecznie musiał sobie zdawać sprawę.— Coś się wydarzyło w lipcu 1920 roku.Co to było?— Nie pamiętam — powiedział Goldoni z ciężkim westchnieniem.— Czternastego lipca 1920 roku! Co się wtedy wydarzyło? Goldoni zacisnął potężne szczęki, jego oddech stał się krótszy.Masywne kikuty, które niegdyś były nogami, drgnęły niespokojnie na wózku inwalidzkim.— To nie ma żadnego znaczenia — mruknął ledwie dosłyszalnym szeptem.— Pozwoli pan, że ja to ocenię — powiedział Adrian.— Czasy się zmieniły.Tyle się zmieniło w ciągu jednego życia — powiedział stary przewodnik łamiącym się głosem.— Wszyscy czuli to samo.— Czternastego lipca 1920!!! — krzyknął Adrian, przyciskając do muru swego świadka.— Mówię panu, że to nie ma żadnego znaczenia!— Mów pan, do jasnej cholery! — Adrian zerwał się z krzesła.Uderzenie starego bezradnego kaleki nie wchodziło w rachubę.I wtedy usłyszał ciche słowa.— Pobito pewnego Żyda.Młodego Żyda, który wszedł do szkoły parafialnej.Pobito go.Trzy dni później umarł.A więc stary przewodnik wydusił to wreszcie z siebie.Ale jeszcze nie wszystko.Fontine cofnął się o krok od jego wózka.— Syna Leinkrausa? — spytał.— Tak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]