[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Muszę tylko znalezć pudło na ten wielki wazon. Zostaw go na wierzchu.Takiego szkaradzieństwa nikt nie ukradnie. Sama pani mówiła, \eby kupić brzydki. I taki kupiłeś. Potarła obolały kark. Jest świetny.Serwetki równie\.A złodziei naprawdęnie musimy się obawiać.Teatr będzie zamknięty i strze\ony przez całą noc.Więc idz do hotelu, zjedzkolację. Mo\e ma pani rację rzekł, ale nie ruszył się z miejsca. O co chodzi, Pete? spytała. Chciałbym coś powiedzieć. To mów. Trochę się tamtego dnia zezłościłem, kiedy kazała mi pani opuścić magazyn.I jeszczepociągnęła mnie za koszulę, a potem zagroziła wywaleniem z pracy. Domyślam się, \e nie byłeś zadowolony. Na pewno bym się tak nie grzebał, gdybym wiedział, co się dzieje. Podrapał się po brodzie,po czym wbił wzrok w buty. Talbot opowiedział nam, jak to pani biegała po piętrach, sprawdzając,czy wszyscy wyszli.Zachowała się pani odwa\nie. Podniósł oczy. Głupio, ale odwa\nie. Ani głupio, ani odwa\nie.Po prostu zrobiłam to, co musiałam.Ale dzięki za dobre słowo,Pete. Chętnie bym panią zaprosił na kieliszek wina, szefowo.Zatkało ją.Znała Pete'a od wielu lat, lecz zawsze dotąd trzymał się na dystans. Z przyjemnością, Pete.Dziś wieczorem jestem zajęta, mo\e więc jutro po próbie? Dobrze, mo\e być jutro. Ponownie podrapał się po brodzie, po czym wolnym krokiemskierował się do wyjścia.Eve ruszyła w przeciwną stronę, do swojego nowego gabinetu.Spojrzała na zegarek: szóstapiętnaście.Aleks się spóznia.Cały dzień niecierpliwie czekała na szóstą.Có\, poczeka chwilę dłu\ej.O czym chciał z nią porozmawiać? O tym, co ich łączy? śe niestety nie mogą być razem?Pragnął jej.Nie miała co do tego wątpliwości.Ale jako człowiek prawy, sumienny i odpowiedzialnyzdawał sobie sprawę, \e lepiej zakończyć potajemne schadzki.Sam mówił, \e nie chce nara\ać jej naplotki.Niczego nie \ałowała.Od początku wiedziała, na co mo\e liczyć.Tak, poczeka na Aleksa, alenie będzie siedzieć bezczynnie, wzdychając i u\alając się nad sobą.Wziąwszy z półki plik notatek, usiadła przy biurku.Wokół było cicho jak makiem zasiał.I naglepowietrzem wstrząsnął huk.ROZDZIAA DWUNASTYNawet nie zdą\yła wstać od biurka, kiedy usłyszała odgłos kroków.Ktoś biegł korytarzem.Otwierając drzwi, zamierzała jedynie spytać, co się dzieje; przecie\ próba ju\ dawno się skończyła iwszyscy mieli wrócić do hotelu na kolację.Wtem zobaczyła ciało.Znieruchomiała; po chwili rzuciła się pędem do le\ącego na podłodze mę\czyzny.Koszulę miałzakrwawioną.Wokół było pełno szkła potłuczone szklanki i dzban, z którego wylała się woda.Niewiele się zastanawiając, ściągnęła sweter i okryła nim rannego.Telefon! Starając się zachować spokój, wróciła biegiem do gabinetu i dr\ącą, wilgotną rękąwykręciła numer. Tu Eve Hamilton.Dzwonię z Teatru Wielkiego w Centrum Sztuk Pięknych.Postrzelonoczłowieka.Proszę przysłać karetkę.I policję. Na moment wstrzymała oddech; ktoś nadchodziłkorytarzem. Tylko błagam, szybko! dodała szeptem.Odło\ywszy słuchawkę, rozejrzała się po pokoju.Nie było \adnej drogi ucieczki; jedynewyjście prowadziło na korytarz.Kroki ucichły ale jak daleko od drzwi stał zabójca? Dygocząc nacałym ciele, obeszła cicho biurko.Wiedziała, \e ktokolwiek tam jest, zabije ją, a potem.Spojrzała na zegarek.Szósta dwadzieścia.No tak, czekają na Aleksandra.Pot spływał jej zczoła, gdy wolno skradała się do drzwi.Musi ostrzec Aleksa! Musi znalezć na to sposób.Wyciągnęłarękę, \eby szerzej uchylić drzwi, kiedy nagle ktoś pchnął je lekko od zewnątrz.Najpierw zobaczyła pistolet.Potem trzymającą go rękę.Dławiąc krzyk, podniosła wzrok ispojrzała na przybysza.W drzwiach stał mę\czyzna, z którym Aleks trenował szermierkę.Ju\ wtedy, gdy uśmiechnąłsię do niej jego twarz wydała się jej znajoma.Nic dziwnego.Przypomniała sobie, \e dzień czy dwawcześniej widziała faceta tu, w teatrze.Teraz nie uśmiechał się.Patrząc mu w oczy, nie miała cienia wątpliwości, \e ten człowiekpotrafi zabijać. Mademoiselle. zaczął.Nie czekała na dalszy ciąg.Prawą ręką wykonała gwałtowny zamach, celując w szyję bandyty.Kiedy pistolet upadł z brzękiem na podłogę, zamachnęła się po raz drugi, tym razem uderzając kantemdłoni w kark.Dysząc cię\ko, popatrzyła z góry na le\ącą u swych stóp postać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]