[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pół tuzina najbardziej nieprzytomnych duchem ma nagłowach sto\kowe kapelusze na przyjęcia w barwie twardej, matowej czerwieni lubtwardego, matowego błękitu odcieniach wymuszonej wesołości.Kobiety z kuchnizaczęły krą\yć między stolikami z wielkimi czarnymi workami na śmieci, bo niedługomuszą wracać do swoich domów i przygotowywać wspaniały wieczorny posiłek, naktóry zło\ą się sałatka ziemniaczana, kartofle puree, ziemniaki ze śmietaną, fasolka,sałatka z dynią, sałatka z bitą śmietaną oraz oczywiście porcja przepysznego plackatruskawkowego.Niekwestionowany i dziedziczny suweren tego królestwa, Chipper Maxton,przypominający zwykle nastrojem uwięzionego w błotnistej dziurze skunksa, spędziłminionych dziewięćdziesiąt minut na przechadzaniu się, rozdzielaniu uśmiechów,uścisków dłoni i ma tego serdecznie dosyć. Pete, gdzie się tak długo podziewałeś, do cholery? warczy. Zacznij składaćkrzesełka, dobra? I pomó\ wprowadzić ludzi do świetlicy.Niech się ruszają, dodiabła.Czas podnieść kotwicę.Pete zmyka realizować polecenia, a Chipper klaszcze głośno dwa razy i wznosiwyciągnięte ręce. Wszyscy uwaga! grzmi. Dacie wiarę, jaki sakramencko śliczny dzień Panzgotował nam z tej pięknej okazji? Czy to nie coś?Pół tuzina wątłych głosów przyznaje mu rację. Dajcie spokój, ludzie, stać was na coś więcej! Chcę usłyszeć wiwaty na cześćtego wspaniałego dnia oraz całej cudownej pomocy i wsparcia, jakie zapewnili namnasi pracownicy i wolontariusze!Jego wysiłki nagradza odrobinę donośniejszy poklask. No dobrze! Hej, wiecie co? Jak powiedziałby George Rathbun, nawet ślepy byzobaczył, jak się wspaniale bawimy.Wiem, \e ja się świetnie bawię, a jeszcze nieskończyliśmy.Mamy u nas dzisiaj najwspanialszego konferansjera, jakiegokiedykolwiek słyszeliście, nazywa się Symfoniczny Stan, Big Band Mań.Czeka nawas w świetlicy z arcywspaniałym programem, muzyką i tańcem a\ do kolacjiTruskawkowego Festynu.Tanio nas kosztował ale nie mówcie mu tego! A zatem,przyjaciele i krewni, czas po\egnać się i pozwolić swoim kochanym pobalować, a\ siębędzie sufit podnosił, przy złotych przebojach.Takich jak oni, cha, cha.Złoteprzeboje, jeden w drugi to właśnie my w Domu Maxtona.Nawet ja nie jestem takmłody jak kiedyś, cha, cha, więc mo\e pokuszę się o rundkę na parkiecie z jakąśszczęśliwą damą.A mówiąc powa\nie, moi mili, czas wło\yć buty do tańca.Proszę,pocałujcie tatę lub mamę, dziadka lub babcię na po\egnanie.Po drodze mo\ezechcecie wrzucić coś do koszyka stojącego na pianinie Ragtime a Williego, to nanasze wydatki pięć, dziesięć dolarów, ile tylko mo\ecie podarować, by przyczynićsię do upiększenia dni waszych tatusiów i mamuś.Robimy to z miłości, ale jej połowato wasza miłość.W czasie mogącym wydawać się zaskakująco krótkim dla nas, ale nie dlaChippera Maxtona, który rozumie, \e bardzo niewielu ludzi lubi zostawać w domuopieki dla starców dłu\ej ni\ to konieczne, krewni rezydentów całują i obejmują ichna po\egnanie, zgarniają wyczerpane pociechy i ruszają po chodnikach i trawnikachna parking.Wielu z nich po drodze zostawia banknoty w koszyku stojącym napianinie Ragtime a Williego.Gdy tylko zaczyna się ten exodus, Pete Wexler i Chipper Maxton z dostępną imsztuką dyplomacji zabierają się do perswadowania staruszkom, by raczyli wrócić dobudynku.Chipper mówi rzeczy w rodzaju: No, nie wie pani, jak bardzo chcemyujrzeć panią w akcji na parkiecie, pani Syverson? , podczas gdy Pete wybiera bardziejbezpośrednie podejście: Ruszaj się, stary, czas puścić giry w ruch , lecz obydwajmę\czyzni stosują technikę subtelnych i mniej subtelnych szturchnięć, popchnięć,chwytów za łokieć i toczenia wózków, by przeprawić swych zramolałychpodopiecznych na drugą stronę drzwi.Na swoim posterunku Rebecca obserwuje, jak pensjonariusze wchodzą dopogrą\onej w mgiełce świetlicy niektórzy z nich z szybkością zagra\ającą zdrowiu.Henry Leyden stoi w bezruchu za swoimi pudłami, w których trzyma winylowe płyty.Jego garnitur m\y światłem; jego głowa to tylko ciemny kształt na tle okien.Przynajmniej raz zbyt zajęty, by gapić się na piersi Rebecki, Pete Wexler mija ją,prowadząc za łokieć Elmera Jespersona, zostawia go osiem stóp za progiem i obracasię, by zlokalizować Thorvalda Thorvaldsona, najukochańszego wroga Elmera i jegowspółlokatora w S12.Alice Weathers wnika do środka o własnych siłach i składa ręcepod brodą w oczekiwaniu, a\ zacznie grać muzyka.Wysoki, \ylasty Charles Burnsidez zapadniętymi policzkami, który zajmuje centrum pustej, przynale\ącej wyłącznie doniego przestrzeni, wślizguje się przez drzwi i natychmiast odchodzi spory kawałek nabok.Gdy jego martwe oczy obojętnie napotykają spojrzenie Rebecki, przenika jądreszcz.Następna napotykająca jej wzrok para oczu nale\y do Chippera, pchającegowózek Flory Flostad, jakby była na nim skrzynka pomarańczy.Chipper rzuca Rebeccezniecierpliwione spojrzenie, kontrastujące z niewymuszonym uśmiechem na jegotwarzy.Czas to pieniądz, pewnie, ale pieniądz to te\ pieniądz, zabierajmy się dodzieła, i to razdwa.Pierwsza fala, powiedział Henry Rebecce.Czy to właśnie to:pierwsza fala? Rebecca rozgląda się po sali, zastanawiając się, jak o to zapytać, inatychmiast otrzymuje odpowiedz, poniewa\ gdy tylko podnosi wzrok, Henrypokazuje jej zło\one w kółko kciuk i palec wskazujący.Rebecca włącza ró\owy punktowiec i prawie wszyscy na sali, włącznie z kilkomastarszymi jegomościami i jejmościami, wyglądającymi na od dawna niezdolnych dojakiejkolwiek reakcji, wydają ciche Aaach.Ze skrzącymi się w sto\ku światłakamaszami, garniturem i koszulą, przemieniony Henry Leyden płynnie podchodzi domikrofonu i pochyla się ku niemu, podczas gdy dwunastocalowa płyta długogrająca,pozornie wyczarowana z powietrza, obraca się na jego zwróconej ku górze prawejdłoni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]