[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem usiadł obok Bobby’ego i rozwinął softscreenowy ekran.- Popatrz sobie.Przekonasz się, że to nie takie proste.Kilkoma klawiszami przywołał zapisane w pamięci nagranie.Bracia patrzyli razem, skąpani w świetle minionych dni.Niewielki, pękaty żaglowiec zbliżał się do brzegu.Dwa kolejne widać było na horyzoncie.Piasek leżał czysty, woda była spokojna i błękitna, niebo przestronne.Ludzie wybiegli na plażę: mężczyźni i kobiety, nadzy, smagli, piękni.Wydawali się zdumieni.Niektórzy wypłynęli na spotkanie statku.- Kolumb - szepnął Bobby.- Tak.A to są Arawakowie.Rodowici mieszkańcy Bahamów.Byli przyjaźni.Wręczyli Europejczykom dary: papugi, kule bawełny i włócznie z trzciny.Ale mieli też złoto, które nosili w postaci ozdób w uszach.Kolumb natychmiast kilku uwięził, żeby wydobyć z nich informację o złocie.A potem już się potoczyło.Hiszpanie mieli zbroje, muszkiety i konie.Arawakowie nie znali żelaza, nie mogli stawiać oporu europejskiej broni i dyscyplinie.Zostali niewolnikami.Na Haiti, na przykład, w poszukiwaniu złota przekopano góry od stóp po szczyty.Arawakowie marli tysiącami, mniej więcej jedna trzecia robotników co sześć miesięcy.Wkrótce potem zaczęły się masowe samobójstwa przy użyciu trucizny cassava.Zabijano noworodki, by ocalić je przed Hiszpanami.I tak dalej.W chwili przybycia Kolumba na Haiti zamieszkiwało około ćwierć miliona Arawaków.Po kilku latach połowa nie żyła wskutek mordów, okaleczeń i samobójstw.A w roku 1650, po dziesięcioleciach zabójczej niewolniczej pracy, na Haiti nie pozostał ani jeden Arawak ani żadni ich potomkowie.Potem okazało się, że jednak nie było tam złota; tylko odrobina pyłu, który Arawakowie zbierali w strumieniach i przekuwali na swą żałosną śmiercionośną biżuterię.I tak, Bobby, rozpoczęła się nasza inwazja Ameryk.- David.- Patrz.- Stuknął w ekran i przywołał nową scenę.Bobby zobaczył rozmyty obraz miasta: niewielkiego, ciasnego, zatłoczonego, wzniesionego z białego kamienia, który lśnił w słońcu.- To Jeruzalem - wyjaśnił David.- Piętnasty lipca 1099.Miasto pełne Żydów i mahometan.Krzyżowcy, zbrojna misja zachodniego chrześcijaństwa, przez miesiąc oblegali miasto.Teraz atak osiągnął punkt przełomowy.Bobby patrzył na ciężkie postacie wspinające się na mury, na żołnierzy biegnących im na spotkanie.Ale obrońcy cofnęli się, a rycerze szli naprzód, wymachując mieczami.Bobby zobaczył niewiarygodny obraz człowieka, jednym cięciem pozbawionego głowy.Krzyżowcy przebili się aż do okolic świątyni i tutaj Turcy powstrzymali ich jeszcze przez jeden dzień.Wreszcie - brodząc po kostki we krwi - krzyżowcy przełamali ich szyki i szybko wymordowali pozostałych jeszcze obrońców.Rycerze i ich oddziały przetoczyli się przez miasto, rabując konie i muły, złoto i srebro.Ogołocili z lamp i kandelabrów Kopułę na Skale.Rozcinali zwłoki, gdyż czasami znajdowali monety w brzuchach zabitych.A kiedy rabunek i rzeź trwały już długo, Bobby zobaczył, jak chrześcijanie wycinaj ą z powalonych wrogów pasy mięsa, wędząje i zjadają.Wszystkie obrazy były gwałtowne, barwne: czerwone błyski okrwawionych mieczy, rżenie przerażonych koni, lodowate oczy posępnych, wygłodzonych rycerzy, śpiewających psalmy i hymny nawet wtedy, kiedy cięli swymi wielkimi mieczami.Mimo to walka wydawała się dziwnie cicha - nie słyszało się karabinów i dział, tylko broń poruszaną ludzkimi mięśniami.- To była katastrofa naszej cywilizacji - szepnął David.- Akt gwałtu, który między Wschodem i Zachodem wywołał schizmę, nigdy do końca nie zaleczoną.I wszystko to działo się w imię Chrystusa.Bobby, dzięki WormCamowi miałem okazję oglądać stulecia chrześcijańskiego terroru, orgię okrucieństwa i destrukcji, trwającą od krucjat po rabunek Meksyku w szesnastym wieku, a nawet dalej.Motorem była religia papieży: moja religia, a także pragnienie złota i majątku, kapitalizm, którego mój własny ojciec jest tak znakomitym przedstawicielem.W zbrojach, z błyszczącymi krucyfiksami krzyżowcy przypominali królewskie bestie, siejące zniszczenie w blasku słońca, wśród pyłu.Barbarzyństwo tej sceny wręcz porażało.A jednak.- Davidzie, przecież wiedzieliśmy o tym.Krucjaty były dobrze opisane przez kronikarzy.Historycy potrafili oddzielić fakty od propagandy i to na długo przed nadejściem WormCamu.- Możliwe.Ale jesteśmy tylko ludźmi, Bobby.Dopiero okrutna moc WormCamu pozwoliła wyrwać historię z zakurzonych podręczników i ożywić na nowo, udostępnić naszym prostym zmysłom.Dlatego musimy przeżywać ją znowu, kiedy raz jeszcze przepływają zalane krwią stulecia.Przeszłość jest rzeką krwi, Bobby.I WormCam zmusza nas, żebyśmy to zrozumieli.Historia spłukuje ludzkie żywoty niczym ziarenka piasku do morza ciemności, j a każdy z tych żywotów był cenny, barwny jak twój czy mój.I żadnego nie można zmienić, nie da się ocalić choćby kropli krwi.David zerknął na brata.- Jesteś gotów na więcej?Davidzie, nie jesteś jedyny, myślał Bobby.Wszyscy przeżywamy ten horror.Popadasz w egocentryzm, jeśli sądzisz, że tylko ty oglądasz te sceny, tylko ty tak je przeżywasz.Ale nie potrafił tego powiedzieć.David wywołał kolejny obraz.Bobby miał ochotę wyjść albo odwrócić głową.Ale wiedział, że jeśli chce pomóc bratu, musi wytrwać.Raz jeszcze na ekranie popłynęły życie i krew.Mimo wszystko, w tych trudnych dla siebie chwilach, David dotrzymał danej Heather obietnicy i odszukał Mary.Nigdy nie uważał się za szczególnie kompetentnego w sprawach ludzkich serc.Dlatego - z poczucia własnej niewiedzy i własnego wewnętrznego chaosu - długo się zastanawiał, w jaki sposób podejść do trudnej, rozdartej córki Heather.Droga, którą wymyślił, okazała się jednak techniczna - prowadziła przez fragment programu.Zajrzał do jej boksu w Wormworks.Było późno i większość obserwatorów już wyszła.Mary siedziała w plamie światła padającego z ekranu, otoczona sennym półmrokiem zakurzonego laboratorium, pełnego instrumentów i elektroniki.Kiedy się zbliżył, pospiesznie wygasiła ekran.Zdążył tylko dostrzec słoneczny dzień i roześmiane dzieci, biegnące za kimś dorosłym; potem zapadła ciemność.Mary obejrzała się na niego z niechęcią.Miała na sobie obwisłą, brudną koszulkę z jaskrawym napisem:ŚWIĘTY MIKOŁAJ PRZYBYWA DO MIASTADavid musiał przyznać, że nie rozumie znaczenia tego tekstu.Nie miał jednak zamiaru prosić o wyjaśnienie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]