[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To jak skok bez spadochronu - mówił Efthimiou - Cała sztuka polega na tym, by przy uderzeniu przetoczyć się na bok i nie stawiać oporu.Jeśli przeżyjesz pierwsze pięć minut, wszystko będzie dobrze.- Cofanie się w czasie powoduje narastanie potencjału temporalnego, a im dalsza podróż, tym większy ładunek, i to w wielu aspektach.Pomału świat przestawał mu dziko wirować przed oczyma i mijały zawroty głowy.Z miejsca, w którym się znajdował, widział bardzo niewiele.Starali się zawsze zrzucić cię w takim miejscu, żeby twoje przybycie nie zostało zauważone.Wylądował na nie wybrukowanej alejce, szerokiej na jakieś dwa metry, ograniczonej z obu stron wysokimi murami z pobielonej suszonej cegły, które zasłaniały mu widok.Ostatnie błyszczące ślady złotej aury w polu lądowania były nadal widoczne w postaci ota­czających go koncentrycznych kręgów, niczym lśnią­ca pajęczyna światła; szybko jednak zanikały.Tuż przed nim stały dwa osły, przeżuwając słomę i obserwując go bez większego zainteresowania.Jakieś dziesięć metrów za nim leżała sterta śmieci, blo­kująca niemal całą alejkę.Jego obuta w sandał lewa stopa znajdowała się kilka centymetrów od rządku ciepłego zielonego łajna, najwyraźniej pozostawio­nego tu przez jednego z osłów.Po prawej stronie przepływał cienki strumyk brązowawej wody, tak brudnej, iż miał wrażenie, że dostrzega w niej gigantyczne mikroorganizmy - wielkie ameby i pan­tofelki oraz ponure, żarłoczne wrotki, gniewnie płynące pod prąd.Z miasta leżącego poza tym paskudnym, niechlujnym zakątkiem, w którym się zmaterializował, nie widział nic prócz jedynej wysokiej i smukłej palmy przecinającej jak strzała bezchmurne, niebieskie niebo nad ograniczającymi alejkę murami.Mógł być w którymkolwiek ze stu azjatyckich, afrykańskich czy południowoamerykań­skich państw.Ale kiedy ponownie spojrzał na mur po lewej stronie, zauważył nagryzmolony na nim napis przypominający nieco arabskie zawijasy, kropki i kwadraciki, typowe dla hieroglifów z czasów XVIII Dynastii.Jego wyszkolony umysł natychmiast do­konał tłumaczenia: “Niechaj wąż Amachu, pożeracz ducha, połknie duszę handlarza winem Ipuky, niechaj wpadnie on do Jeziora Ognia, uwięźnie w Lochu Potworów, umiera przez milion lat; niechaj jego ka zniknie na wieki, a jego grób będzie pełen skorpio­nów, albowiem oszustem jest i kłamcą”.W tym momencie świat, w który właśnie wkroczył - z całą swoją nieuniknioną, dziwaczną rzeczywistością - dotarł do jego świadomości, wywołując gwałtowny przypływ emocji.Thot i Amon, Izyda i Ozyrys, świątynie i grobowce, obeliski i piramidy, bogowie z głowami jastrzębi, czarna ziemia, gadające chrząsz­cze, węże z nogami, bogowie pawiany, bogowie sępy, mrugające sfinksy, unoszące się dymy z kadzideł, zapach piwa słodowego, worki z jęczmieniem i fa­solą, na wpół zmumifikowane ciała w kadziach wypełnionych natronem, ptaki o głowach kobiet i ko­biety o głowach ptaków, procesje zamaskowanych kapłanów, wędrujące w gąszczu przysadzistych ko­lumn, koła młyńskie obracające się leniwie na skraju rzeki, woły i szakale, cielęta i psy, alabastrowe wazy i złote pektorały, pulchny faraon na tronie, pocący się pod ciężarem dwubarwnej korony, a przede wszy­stkim słońce, słońce, słońce, nieubłagane słońce, przed którym nie było ucieczki, dosięgające swymi mackami wszystkiego, co żyło lub nie żyło w tym kraju żywych i umarłych.Wszystko to dotarło do niego na raz.Głowa rozdymała mu się jak balon.Tonął, zalewany informacjami.Chciało mu się płakać.Był tak strasznie oszo­łomiony, taki osłabiony skokiem w czasie, taki przy­tłoczony.Przed tyloma rzeczami powinien się bronić, a tak mało miał środków, których mógłby użyć do tego celu.Był przestraszony.Znowu miał zaledwie osiem lat, nagle przeniesiono go w szkole do starszej klasy ze względu na bystry umysł oraz niespokojnego ducha, niespodziewanie stanął wobec tajemniczych przedmiotów, które po raz pierwszy były dla niego za trudne, a nie, jak dotąd, zbyt łatwe - dzielenia liczb wielocyfrowych, geografii - i klasy pełnej nieznanych kolegów, starszych od niego, głupszych, większych, wrogich.Policzki zarumieniły mu się ze wstydu na wspom­nienie tamtych chwil.Niepowodzenie było niedo­puszczalne.Chyba już czas ruszyć się z tego zaułka, zde­cydował.Wyglądało na to, że najgorsze dolegliwości somatyczne minęły, tętno właściwie wróciło do nor­my, odzyskał ostrość widzenia - ,jeśli przeżyjesz pierwsze pięć minut, wszystko będzie dobrze” - i czuł się dość pewnie na nogach.Ostrożnie ominął osły.Ledwie się zmieścił między nimi a ścianą.Jedno ze zwierząt potarło o jego ramię pokrytym szczeciną nosem.Był do pasa nagi; miał na sobie jedynie biały lniany fartuszek, sandały z czerwonej skóry i tkaną czapeczkę, która chroniła głowę.Nawet przez mo­ment nie łudził się, że wygląda jak Egipcjanin - ale też nie musiał: w okresie rozkwitu Nowego Państwa było tu mnóstwo obcokrajowców - Hetytów, Kreteńczyków, Asyryjczyków, Babilończyków, a mo­że nawet i Chińczyków, jak też paru uniżonych, drobnych drawidyjskich.wędrowców z dalekich Indii.- Powiedz im, że jesteś Hebrajczykiem - radził mu Amiel - prapradziadkiem Mojżesza i żeby się lepiej do ciebie nie przypieprzali, bo ukarzesz ich dwu­nastoma plagami o sto lat wcześniej, niż to zostało zaplanowane.- Miał za zadanie przystosować się na krótki czas, wyżywić się, póki nie wypełni swojej misji, nająć się do takiej pracy, w której mógłby udawać, że ma kwalifikacje - jako skryba, służący, garncarz czy formierz cegieł.Byle cokolwiek robić.Byle sobie poradzić przez trzydzieści dni [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl