[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Może więc ci, o których mówiła mu Eva.Ci, którzy przygotowali Bentona, aby go zabił? Lepiej pasowali do tej sytuacji, Adams bowiem musiał zachować go przy życiu, om zaś, bez względu na to, kim są, z przyjemnością by go zgładzili.Wsunął rękę do kieszeni marynarki, jakby w poszukiwaniu papierosów, i jego palce dotknęły pistoletu, którego użył w czasie pojedynku z Bentonem.Na chwilę zacisnął palce na kolbie, ale potem puścił ją i wyjął papierosy oraz zapałki.Jeszcze nie czas, postanowił.Użyje pistoletu później, gdy będzie musiał i będzie miał szansę z niego skorzystać.Zatrzymał się i zapalił papierosa.Zwlekał, usiłował zyskać na czasie.Wiedział, że pistolet jest kiepską bronią, ale lepszą niż nic.W ciemności zapewne nie trafi w dom, ale narobi hałasu, czego czyhający na niego ludzie raczej się nie spodziewają.Gdyby im było wszystko jedno, już by się ujawnili i go załatwili.- Ash - odezwał się Johnny - jest jeszcze jeden człowiek.W tym krzaku przed tobą.Czeka, aż go miniesz, a wtedy zaatakują cię z trzech stron.- Dobrze - mruknął Sutton.- Wyjaśnij mi dokładnie.- Krzew z białymi kwiatami.Kryje się na jego skraju.Tuż koło chodnika.Gdy będziesz przechodził, wyjdzie zza niego i znajdzie się za twoimi plecami.Sutton zaciągnął się papierosem, którego koniec rozjarzył się w ciemności jak czerwone oko.- Czy powinniśmy go usunąć, Johnny?- Tak, lepiej to zróbmy.Asher ruszył spacerkiem dalej i natychmiast dostrzegł krzew.Był w odległości zaledwie czterech kroków.Jeden krok.Zastanawiam się, o co tu chodzi.Dwa.Przestań się zastanawiać.Teraz działaj, a myśleć będziesz później.Trzy.Jest tam.Widzę go.Sutton zrobił krok z chodnika na trawę.Pistolet wysunął się z jego kieszeni i przy następnym kroku odezwał się -dwukrotnie, raz za razem.Mężczyzna za krzakiem ugiął kolana, zakołysał się i runął na twarz.Z jego ręki wypadła broń, którą Asher podniósł jednym płynnym ruchem.Stwierdził, że jest to elektroniczny miotacz, paskudna rzecz, która dzięki polu dezintegrującemu powstającemu wokół emitowanego promienia mogła zabić, nawet nie trafiając bezpośrednio w cel.Dwadzieścia lat temu podobny sprzęt był utrzymywaną w tajemnicy nowością, ale najwidoczniej obecnie każdy mógł go zdobyć.Z pistoletem w ręce, Sutton zawrócił i pobiegł, przeciskając się między zaroślami, przemykając pod zwisającymi nisko gałęziami, tratując grządkę tulipanów.Kątem oka dostrzegł błysk.lśniące tchnienie wytłumionego płomiennika.a potem tańczącą srebrną linię przecinającą mrok.Rzucił się przez kolczasty, szarpiący ubranie żywopłot, pokonał w bród strumień i nagle znalazł się w kępie brzóz.Zatrzymał się, aby złapać oddech, i popatrzył za siebie.Wszędzie panowały cisza i spokój, pejzaż przypominał posrebrzony obraz namalowany księżycem.Nie spostrzegł żadnego ruchu.Płomiennik dawno już przestał migotać.Nagle odezwał się Johnny:- Ash! Za tobą.Przyjaciel.Sutton odwrócił się gwałtownie, unosząc pistolet.W świetle księżyca biegł Herkimer, przypominając ogara podążającego za tropem.Asher wyszedł spomiędzy drzew i zawołał cicho.Android zatrzymał się, obrócił i popędził w jego stronę.- Panie Sutton, proszę pana.- Słucham, Herkimer.- Musimy uciekać.- Tak - odparł Sutton.- Również tak uważam.Wpadłem w zasadzkę.Czekało na mnie trzech.- Sytuacja jest jeszcze gorsza - wyjaśnił Herkimer.- To nie tylko Rewizjoniści i Morgan, ale również Adams.- Adams?- Wydał polecenie, aby zabito pana natychmiast, gdy pana znajdą.Asher się wyprostował.- Skąd to wiesz? - zapytał ostro.- Dziewczyna - odparł android.- Eva.Ta, o którą pan pytał.Ona mi powiedziała.Podszedł bliżej i stanął przed Suttonem twarzą w twarz.- Musi mi pan zaufać.Dzisiaj rano wyraził pan przypuszczenie, że pana wydam, ale nigdy bym tego nie zrobił.Byłem po pana stronie od samego początku.- A dziewczyna? - dociekał Ash.- Eva również.Zaczęliśmy pana szukać, gdy tylko się o wszystkim dowiedzieliśmy, ale nie zdołaliśmy już pana złapać.Eva czeka na statku.- Statek - odezwał się Sutton.- Statek i wszystko inne.- To pański statek - wyjaśnił Herkimer.- Ten, który przypadł panu po Bentonie.Razem ze mną.- I chcesz, żebym z tobą poszedł, wsiadł na statek i.- Bardzo mi przykro, proszę pana - rzekł android.Jego ruch był tak szybki, że Sutton nie zdążył nic zrobić.Dostrzegł zbliżającą się pięść i spróbował unieść broń.Poczuł wzbierającą w umyśle wściekłość, a potem straszliwe uderzenie.Głowa odskoczyła mu do tyłu i przez chwilę, nim jego powieki się zamknęły, dostrzegł kręcące się gwiazdy na wirującym niebie.Kolana się pod nim ugięły i nagle uświadomił sobie, że się przewraca.Był nieprzytomny, zanim upadł na ziemię.18.Eva Armour wołała go cicho:- Ash.Och, Ash
[ Pobierz całość w formacie PDF ]