[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sam taniec zagwarantuje im na chwilę bezpieczeństwo.Ja przesuwam się teraz w kierunku Gregory’ego dryfując z wolna wokół ludzkich skupisk, jakbym tylko lustrowała tłum.Alison zajęła pozycję, z której dobrze widzi Caitlin i Randolpha pochylających się i wirujących w rytmie tańca; mam nadzieję, że nie zauważy, jak rozmawiam z jej mężem.- Jest bardzo piękna - mówi cicho Gregory, kiedy staję wreszcie u jego boku.- Ładniejsza nawet od ciebie, moja droga.Jakąż czarującą parę tworzą.Dużo bym dał, żeby na kilka taktów tego tańca znaleźć się w skórze Randolpha.Sądzi, że potrafi wzbudzić we mnie zazdrość.Gdyby był to jakiś inny bal, mogłabym udać, że dopiął swego, ale dziś wieczorem nie mamy czasu na gry.- Gregory, Alison usiłowała zatrzymać nas przy bramie.I wręcz mi groziła.Gregory uśmiecha się.- Postąpiła głupio.I na nic się to zdało.- Zgoda - mówię, chociaż podejrzewam, że Lady Alison ma jakieś sposoby, o których żadne z nas nie wie.Ma je większość żon szlachetnie urodzonych: zaufani słudzy, oddani kapłani, sieć szpiegów w kuchniach i na korytarzach.Gregory wyciąga rękę, by dotknąć mojego policzka; odsuwam się od niego zakłopotana.Każdy tu podejrzewa, że jestem jego kochanką, ale niewiele jest sensu w dawaniu tym podejrzeniom publicznego dowodu.Gregory śmieje się cicho.- Nie musisz się jej obawiać.Kocha tego chłopca i pragnie tylko trzymać go jak w klasztorze, w kaplicy z nosem w Piśmie Świętym.Tłumaczę jej, że nie jest to odpowiednie zajęcie dla młodego mężczyzny, a już z pewnością żadna szkoła życia dla utytułowanego lorda, który musi się uczyć, jak stawiać czoła zalotom o wiele bardziej doświadczonych kobiet.Niech się więc weselą z naszą małą Caitlin i uczą jedno od drugiego, a obojgu na dobre to wyjdzie.Popatrz, jak tańczą!Tańczą tak, jak uczyłam Caitlin tańczyć z książętami: stawiając niespiesznie kroki, dotykając się koniuszkami palców, rozchylając lekko wargi i patrząc na siebie promiennymi oczyma.Alison nie spuszcza z nich wzroku i jest wyraźnie zaniepokojona, a ja chcąc nie chcąc odczuwam to samo.Caitlin zbytnio rzuca się w oczy, zbytnio się zapomina; nie minęła jeszcze godzina, a ona znowu stała się niewinna.Przypominam sobie, co Alison powiedziała o historii i o bajkach; jeśli Caitlin i Randolph uwierzą oboje, że są z tej samej starej baśni, sprawy skomplikują się dla nas wszystkich.- Niech nacieszą się sobą - mówi cicho Gregory.- Potrzeba im obojgu odrobiny szczęścia - Randolphowi, którego ojciec na pewno umiera i którego oszołomią wkrótce zawiłości władzy, i Caitlin, która przekona się niebawem o swej prawdziwej naturze.Nie możesz dłużej taić tego przed nią, Juliano.Zbytnio się zmieniła.Niech przez tę jedną noc będą szczęśliwi; i niech ich opiekunowie chociaż raz zaniechają ostrożności i czerpią pożytek z ich przykładu.Sięga znowu po moją dłoń, przyciąga bliżej i nie chce puścić.Jego oczy błyszczą tak samo, jak oczy Randolpha; wypił chyba za dużo wina.- Pożytek z lekkomyślności? - pytam wyszarpując palce z uścisku jego dłoni.Alison odwróciła wzrok od bratanka i patrzy teraz beznamiętnie w naszą stronę.Słyszę wokół pomruki; młody dandys w purpurowych atłasach i zielonych pończochach unosi brew.- To mój zamek - mówi Gregory.- Moje sale i ziemia, moi muzykanci, moja służba i kler, i szlachta; to moja żona.Nikt nie może cię tu skrzywdzić, Juliano.- Nikt nie przyjdzie ci z pomocą, mój panie.Racz zachować rozsądek.- To moje zaproszenie.- W jego głosie niewiele teraz ogłady.- Podobnie jak już nie raz bywało, to moje zaproszenie umożliwiło ci wstęp; zapewniam ci splendor, wspaniałe wyżywienie i teren do szkolenia tej dziewczyny, i rad jestem z tego.Nie jestem niewolnikiem kapłanów Alison, Juliano; bardzo dobrze zdaję sobie sprawę, że nie jesteś szatanem.- Racz mówić ciszej i zachowywać się dyskretniej, milordzie! - Dandys stara się teraz jak może, by wyglądać na zupełnie nami nie zainteresowanego i ostentacyjnie zachwyca się kiścią winogron.Caitlin i Randolph zapatrzeni w siebie kołyszą się w ostatnich taktach menueta.Gregory ciągnie tym samym tonem.- Ostatnio więcej uwagi poświęcałaś Caitlin, niż mnie.Nawet szlachetnie urodzeni są ludźmi i można ich zranić Niech młodzi mają dziś w nocy swoje przyjemności, ą ja swoje.Ponieważ uparcie me zniża głosu, ja zniżam swój.- Co, na środku sali balowej? Ależ widowisko mieliby twoi goście! Przyjdę do ciebie jutro.- Dzisiaj - mówi w ciszy, jaka zapada nagle po skończonym tańcu.- Przyjdź do mnie dziś w nocy do tej co zwykle komnaty.- Marny to lord, co zostawia bez opieki swych gości - przypominam mu ostro - i marna to nauczycielka, co porzuca swoją uczennicę.Wybacz mi, proszę.Znowu wyciąga do mnie rękę, ale wymykam mu się i ruszam na poszukiwanie Caitlin klucząc między wytwornie odzianymi lordami, damami i dworzanami, wychwytując strzępy plotek i rozmów.- Widziałaś, jak tańczyli.- Tak więc dziczyzna mi szkodzi, ale dzięki bogini była to tylko drobna dolegliwość.- Ach, ta fioletowa jedwabna suknia Penelopy! Powiedziałam, mój drogi, że po prostu muszę mieć ten wykrój i spytałam, gdzie znalazła tę krawcową.- Brat Gregory’ego dogorywa, a młody dziedzic tutaj? Żadnemu wujowi nie można tak dalece ufać.Najlepiej, żeby ten chłopak miał zawsze w gotowości ostry sztylet i oczy szeroko otwarte, ja to mówię.Ten ostatni komentarz sprawia, że przyspieszam kroku.Brat Gregory’ego jest zwyczajnym diukiem, ale jednak szlachcicem, a Gregory jest drugim, po Randolphie, pretendentem do spadku.Jeśli Randolph znajduje się w niebezpieczeństwie, a Caitlin jest z nim.Byłam głupia.Nie powinnyśmy tu przychodzić i musimy wyjść.Z większym niż dotąd niepokojem przeczesuję wzrokiem barwny tłum wypatrując Caitlin, ale moje obawy są bezpodstawne; ona dostrzega mnie pierwsza i rzuca się ku mnie rozpromieniona.- Och, matko chrzestna.- Caitlin! Słuchaj, moja droga, musisz pozostać przy mnie.Ale nie dosłyszała, co mówię.- Matko chrzestna, on jest taki słodki i miły, tak trapi go choroba ojca, a mimo to stara się być wesół - widziałaś, jak tańczył? Dlaczego mam pokochać właśnie księcia? Nie dbam o to, że nie jest księciem, naprawdę nie dbam, a jeszcze pięć dni temu wzgardziłam tamtym gamoniowatym zalotnikiem dlatego tylko, że nie miał tytułu, ale on nie był nawet w przybliżeniu tak przystojny.- Caitlin! - Tak, bezsprzecznie musimy stąd wyjść.Zniżam głos i biorę ją za łokieć.- Posłuchaj mnie: przystojnych jest wielu mężczyzn.Jeśli pragniesz przystojnego mężczyzny, możesz wyjść za kowala.Nie po to cię szkolę, abyś została zwyczajną żoną diuka.Teraz staje się wyniosła.- Diukini brzmi w mych uszach wystarczająco dobrze.Lord Gregory też nie jest królem.Gdybyśmy były same, wymierzyłabym jej za to policzek.- Nie, nie jest, ale to dojrzały mężczyzna dysponujący ograniczoną władzą, przez co stanowi dla nas o wiele pożyteczniejszą zdobycz niż Randolph.Caitlin, musimy już iść
[ Pobierz całość w formacie PDF ]