[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Musisz tyl-ko do nich przemówić.Oni się boją.Na Aresa, ja też się boję.Myślałem,że.odpoczniemy.Kineasz opanował swój gniew.Spojrzał na Nikiasza.- Powiedz, co myślisz, hyperetesie.- Zostaw weteranów w oddziałach.Przemów do nich, popraw im hu-mor.Pokaż, że ich szanujesz, a wtedy wszyscy będą walczyć jak prawdziwiherosi.376 Kineasz podrapał się po brodzie.Opodal zanurzeni do pasa w błociemężczyzni ciągnęli jeden z wózków.- Sądzisz, że to zadziała?- Na ciebie to kiedyś działało - odparł Nikiasz.- Jeśli wyciągniesz we-teranów z oddziałów, stwierdzą, że im nie ufasz.Po raz pierwszy tego dnia Kineasz się uśmiechnął.- Spróbuję - powiedział.- Sygnał: formuj szyk!Mimo zmęczenia i deszczu obydwa szwadrony stworzyły szyk.Niektó-rzy żołnierze przesuwali się na swych wyczerpanych koniach, nie unoszącgłowy.Kineasz stanął przed gotową już formacją i rozpoczął przemówienie:- Jestem zmęczony.Wy pewnie też.Przećwiczyłem was jak trenerprzygotowujący sportowców, a wy każdego dnia spisywaliście się na me-dal.Teraz stoimy nad tym przeklętym potokiem i muszę was prosić o wię-cej.- Wskazał drogę, którą przebyli.- Za nami są dwa tysiące Getów, jakąśgodzinę marszu stąd.- Batem, który dostał od Rajanki, wskazał inny kieru-nek.- A dzień marszu stąd jest król Saków.- Oby tak było.- Jeszcze jednabitwa i jeden dzień w drodze, i będziecie mogli odpocząć.Nie załamujciesię, panowie.W ciągu trzech dni odbyliście aż trzy akcje.Nie jesteście jużniedoświadczonymi chłopcami.Wiecie już, jak wygląda prawdziwa bestia.Każdy mężczyzna godny swojego ojca potrafi przez godzinę utrzymaćstanowisko, stojąc na otwartym polu w piękny słoneczny dzień.Za toprawdziwy żołnierz musi to robić dzień w dzień, w deszczu, na pustyni,gdy jest zmęczony i obolały i kiedy obiad spływa mu po nogach.Albo gdynie miał nic w ustach.- Kineasz zdjął hełm i zbliżył się jeszcze do Olbij-czyków.- Przejdziemy ten strumień i spotkamy się z królem.Jeśli wystar-czy wam hartu ducha.Ajas uniósł swój miecz.- Apollo! - krzyknął.Zebrani powtórzyli okrzyk trzykrotnie - ani ogłuszająco, ani też żałośniecicho.Kineasz wezwał oficerów.377 - Niech wszyscy staną przy swoich koniach.Większość młodzieży mapomóc przy wozach.Do roboty! - Powiedział to innym tonem, niż ten,którego używał przez cały dzień - zwracał się do nich teraz jak oficer roz-kazujący weteranom.Spojrzał na Nikiasza.- Miałeś rację.Nikiasz wzruszył ramionami.- Zdarza się - odparł hyperetes.Patrzył teraz, jak młody Klio pouczadwóch innych młodzieńców, jak mają pomagać przy jednym z wozów.Wszyscy trzej stali po pas w lodowatej w wodzie.- Nie wyglądają już napaniczyków.Dwadzieścia minut pózniej ostatni wóz był już na drugim brzegu.Atae-lus wrócił galopem i doniósł, że pierwsza grupa Getów jest już w polu wi-dzenia.Kineasz spojrzał na niebo - dalej padało - i na strumień.- Myślę, że nam się uda - zwrócił się do Nikiasza, który kulił się wswoim płaszczu.- Czyżbyś w to wątpił, hipparcho?Kineasz pokręcił głową.- Wątpiłem.- Zamachał do Leukona.- Przepraw swoich ludzi.Niko-medesie, osłaniaj ich.Getowie są blisko.- Poczuł, że ktoś ciągnie go zanogę.Był to kowal ze spalonej osady.- Co? - zapytał po sakijsku.Kowal wskazał na kępę niewielkich drzew przy wezbranej rzece.- Umrzeć tutaj - powiedział, wskazując na siebie.- Wy dalej.Kineasz otarł twarz z wody.- Nie.Nikt tutaj nie umrze.Za dużo deszczu.Przeprawisz się.- Umrzeć tutaj.- Kowal był niewzruszony.Kineasz pokręcił głową.Wezwał Ataelusa.- Powiedz mu, że pada.Powiedz mu, że cięciwy są mokre i że będziemiał szczęście, jeśli zabije choćby jednego Getę.Zresztą to i tak nic nie da,bo Getowie nie będą nas dzisiaj ścigać.Robi się już ciemno.Ataelus szybko przetłumaczył, gestykulując więcej, niż miał w zwycza-ju.Wyglądał na bardzo przejętego.Widocznie bardzo cenił kowala.Tenostatni w końcu skinął głową.Przełożył przez ramię swój topór i otoczonyprzyjaciółmi przeszedł brodem na drugą stronę ciągle wzbierającego stru-mienia.378 Kineasz podjechał do Nikomedesa.Getowie byli jeszcze na tyle daleko,że można się było spokojnie przeprawić.- Idz - powiedział.Uśmiech Nikomedesa świadczył o wielkim zmęczeniu.- Nie będziesz mi musiał dwa razy powtarzać.Z północy i południa nadjechali zwiadowcy z Okrutnych Dłoni, którzyregularnie odjeżdżali i wracali.Na ich widok Ataelus krzyknął  jip i wy-jechał im na spotkanie.Nikomedes pokręcił głową.- Zmieniamy plany? - zapytał.- Nie - odrzekł Kineasz.- Przepraw się na drugą stronę.Siedział w deszczu, patrząc, jak trójka Saków próbuje spowolnić nad-ciągających Getów.Napastnicy mieli mało łuków, poza tym nadawały sięjuż one do strzelania w deszczu.Cięciwy Saków też wkrótce przemokły,mimo że próbowali je osłaniać, ale udało im się zastrzelić dwóch albotrzech Getów i dzięki temu obóz Kineasza zyskał kilka cennych minut.Wszyscy trzej Sakowie bez szwanku dojechali do brodu.Getowie tymcza-sem byli już dwa stadia od strumienia - świetnie widoczni mimo gęstnieją-cego deszczu i mroku.Kineasz na czele swych towarzyszy wjechał do wezbranej wody.Po dziesięciu krokach uczepił się szyi konia i pozwolił, by reszta ciałapłynęła, ciągnięta przez silnego getyjskiego wierzchowca, który wdrapaw-szy się po chwili na brzeg, jak pies otrząsnął się z błota.Wykręcając przemoczony płaszcz, Kineasz patrzył, jak Syndowie stru-gają kołki czy pale i wbijają je w miękką ziemię przy strumieniu.Nieba-wem dostępu do brodu strzegły słupy zaostrzone na wysokości końskiejpiersi.Kineasz podjechał do oficerów.- Getowie są wściekli.I mogą jednak zaatakować.Jeśli tego teraz niezrobią, rzucą się na nas, jak tylko przestanie padać.Przytrzymamy ich tutaj.Lepszego terenu nie znajdziemy.- Spojrzał na kowala.- Powiedz ludziomw wozach, że wyjeżdżamy przed świtem.Wozy zostawiamy tutaj.Każdy379 mężczyzna i kobieta będzie jechać na koniu.Bagaże zostaną na wozach.Odchodząc, nie gasimy ognisk.- Przeniósł wzrok na Ataelusa.- Getowie sązdolni do walki nocą?Ataelus wzruszył ramionami i uśmiechnął się lekceważąco, jakby prze-sądy Getów nie zasługiwały na jego uwagę.Kineasz rozejrzał się dokoła.- Zwiadowcy niech się przejadą dziesięć stadiów w górę i w dół stru-mienia.Trzeba znalezć następny bród.Jeśli znajdą, ruszamy się stąd odrazu.Dwugodzinne warty.Podczas każdej połowa oddziału nie śpi.Niechwszyscy zjedzą coś ciepłego, a potem się prześpimy.- W błocie? - zapytał Eumenes.- W błocie.Jeśli nie jesteś dość zmęczony, by zasnąć w błocie, to wca-le nie jesteś zmęczony.Chłopcy Leukona wiedzą, jak się ogrzać ciało przyciele.Powiedz im, by nauczyli tego ojców.Dobrze.Wyruszamy przedświtem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl