[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niebo nad la-.sem poczynało już szarzeć, gdym odnalazł dzielnego żołnierza siedzącego pod drzewem.— Tutaj, panie hrabio — powiedział, dostrzegłszy mnie szybciej niż ja jego.— Dzięki Bogu — powiedziałem tylko, schylając si^ku niemu.— Dzięki Bogu, kawalerze.Jesteś ranny?— Niestety tak, panie hrabio.— Czy poważnie?— Postrzelono mię w udo, zawiązałem już ranę — rzekł spokojnie.— Ukryłem konia dość daleko stąd, na skraju lasu.Chciałem tu poczekać do świtu, gdy wtem usłyszałem pański głos.— Jakim cudem zostawiono cię w spokoju, zamiast pojmać lub dobić?— Bo stado wilków, goniąc kozła, nie wiedziało o rysiu, który też polował — odrzekł z cierpkim szyderstwem.— Toteż ryś zdołał porwać największego wilka.— Zabiłeś pan oficera?— Nie inaczej.— A inni nie wiedzieli o tobie?— Nie.Sądzili, że postrzelony jest tym, kogo ścigają.— Ty zaś.— Nie pomogłem pańskiemu słudze — rzekł z goryczą.— Przykro mi to mówić, panie hrabio.Ten człowiek miał rycerskie serce, klnę się na honor, generale.— Mówisz więc.— Że Benocht nie żyje.Zamilkłem.— Czy odebrano mu.— zapytałem po długiej chwili, lecz zreflektowałem się zaraz.— Prawda, skąd możesz wiedzieć.— Kiedy właśnie mówię panu, że Benocht był dzielnym człowiekiem, że w jego piersi biło serce godne niejednego szlachcica — powiedział z ogromną powagą.— Oto pański klejnot, panie hrabio.Nie odnalazłem Benochta, lecz Benocht odnalazł mnie.Krzyknąłem ze zdumienia, czując w dłoni mroźne zawiniątko.“- Po czym odciągnął ode mnie prześladowców, dał się pochwycić i zginął — dokończył Chal-Chenet.— Zawdzięczam mu życie, generale.Pan zaś winien zawsze pamiętać, iż ten człowiek umarł, by ocalić powierzony mu przez pana depozyt Wybacz mi, wasza dostojność, ale czasem myślę, że wszystkie wielkie sprawy tego świata nie są warte, by sługa tak wierny jak Benocht płacił za nie życiem — dodał, nie tając smutku i wzruszenia.Zamilkł, nie podejrzewając zapewne, jak głęboko te słowa zapadły w serce hrabiego Se Rhame Sar.r- Co za ludzie.— szepnąłem sam do siebie.— Powiedz mi, kawalerze, gdzie znajdę ciało Benochta — zażądałem po długiej chwili.— Robi się coraz widniej, panie hrabio.Za kwadrans odnajdziemy je bez trudu.To najwyżej sto kroków.Znów zaległo milczenie.— Chal-Chenet, posłuchaj, co ci powiem — rzekłem, rozważywszy wszystko w myślach.— Wytłumaczysz mi, jak znaleźć twojego wierzchowca.Sprowadzę ci go, a wtedy zabierzesz ciało Benochta do Lens-Re-Toy.Pojedziesz do księdza Welanese, tak jak miałeś uczynić to w nocy, lecz w innej sprawie.Bo chcę, by Benocht miał pogrzeb.Poczekaj, to jeszcze nie wszystko.Nikt nie będzie cię prześladował, bo jesteś pan żołnierzem i wypełniałeś jedynie moje rozkazy.Powiedz to śmiało każdemu, kto zapyta.Zwalniam cię ze służby u mojego boku, od tej chwili winien jesteś posłuszeństwo pani Se Potres, tylko jej i nikomu innemu.— Generale!— Zamilcz pan.Jesteś ranny, więc nawet gdybym chciał, nie mogę już korzystać z twej pomocy.Księżna Wanesa, dostojna moja siostra, potrafi ocenić męstwo, poświecenie i lojalność, będziesz więc mógł jej służyć lub ze służby odejść; powiesz księżnej, żem obiecał ci w jej imieniu wolny wybór.Ona tego dotrzyma.— Generale! — Gwardzista próbował wstać.— Poza tym odpowiesz na wszystkie pytania, jakie ktokolwiek ci zada.Od tej chwili nie mam już tajemnic, poza jednanie powiem ci, dokąd teraz pojadę.Lecz gdy będą cię o to pytać, powiesz tak: “Hrabia Se Rhame Sar obiecuje, że najdalej w ciągu kilku dni będzie głośno o tym, gdzie pojechał i co uczynił”.— Wasza dostojność — rzekł Chal-Chenet żarliwie — proszę mi pozwolić służyć sobie dalej!— Przecież o nic innego nie proszę, kawalerze.Właśnie chcę, byś mi służył, wypełniając ostatnią moją wolę.Ty zaś pragniesz tylko zginąć wraz ze mną, bezsensownie i bezpożytecznie.— Więc postanowił pan umrzeć? Nie odpowiedziałem.— Wasza dostojność! Proszę o odpowiedź!— Nie krzycz pan na mnie, kawalerze.Zrobię, co zechcę.Ty zaś wypełnisz moje ostatnie rozkazy.Nie życzę sobie niesubordynacji.— To rzekłszy, podniosłem się z ziemi.Dniało.— Pokaż mi pan kierunek — zażądałem.Chal-Chenet, blady i milczący, wskazał palcem.Ruszyłem, brodząc w paprociach.Las nie był ani tak gęsty, ani ponury, jak wyobrażałem sobie w nocy.Zwykły las.Szukałem ciała wiernego sługi i przyjaciela, który oddał życie za sprawę swego pana.IXChal-Chenet, pomimo rany (raczej bolesnej niż ciężkiej), bardzo dobrze trzymał się w siodle — jeśli wiec odwracałem wzrok, to dlatego, żem nie chciał patrzeć na nieruchomy tłumok, okutany wojskowym płaszczem.Gwardzista przytrzymywał go ręką, by nie zsunął się z karku wierzchowca.Unikaliśmy wzajem swych spojrzeń.— Jedź pan — rzekłem wreszcie, gdyśmy stanęli na gościńcu.Masz przed sobą wielką przyszłość, kawalerze; ludzie twojej miary potrafią zajść bardzo wysoko.Posłuchaj więc ostatniej rady człowieka, który był twoim przełożonym, teraz zaś jest szczerym przyjacielem.Oto, co ci radzę: skorzystaj z pierwszej sposobności i wyjedź z Vałaquet.Jedź do Lazenne; jedź do króla; zresztą jedź dokądkolwiek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • necian.htw.pl