[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Byli zadowoleni, że nie muszą oglądać z bliska pozostałości tej strasznej rzezi.Nie mogli dotrzeć do przełęczy przed świtem, więc rozbili obóz pod skałami, nad którymi wiatr wył i świszczał, zdając się powtarzać okrzyki ginących.Mieli już mało wody, wytarli więc tylko mokrymi szmatami pyski wierzchowców i dali im do wypicia po kilka łyków w jednej z misek Tirthy.Sami wypili jeszcze mniej i z trudem przełknęli kruszące się już podróżne suchary.Gdy tylko rozbili obóz, sokół odleciał i przypuszczalnie znalazł dla siebie strawę wśród szczytów.Wrócił dopiero o zmroku i porozumiał się ze swym wybrańcem taką samą serią przenikliwych okrzyków, jak za pierwszym razem.Kiedy ptak usiadł na łęku siodła, Sokolnik zwrócił się do Tirthy:— Jesteśmy o dzień drogi od podgórza.Odsłużyłem ponad czwartą część zaprzysiężonego czasu.Co chciałabyś, żebym zrobił, gdy znajdziemy się w dolnych partiach gór?Było to słuszne pytanie.Dziewczyna ustaliła termin służby na dwadzieścia dni, ponieważ pragnęła zapewnić sobie przewodnika i towarzysza w podróży przez góry.Czy chciała teraz, żeby Sokolnik dalej jej towarzyszył? Musiała wreszcie podjąć decyzję, którą do tej pory odkładała, a później ponieść konsekwencje dokonanego wyboru.Sokoli Róg leżał na wschodzie.Tirtha wsunęła rękę pod połę kaftana szukając pasa z pieniędzmi.W jednej z przegródek wiozła jedyną swoją mapę — na pewno niedokładną, ponieważ sporządziła ją na podstawie wyrywkowych informacji, które zdołała zgromadzić.Znając ojczyste strony swych przodków tylko ze słyszenia, obmyśliła plan: zamierzała posuwać się wzdłuż podgórza (nie zapuszczając się przy tym na otwartą przestrzeń) tak daleko, aż dotrze do miejsca, z którego najprostszą i najkrótszą drogą będzie mogła pojechać do zamku lub tego, co z niego pozostało.Na pewno nie był to plan szczegółowy, oparty na dokładnych informacjach.Teraz Tirtha milczała dłuższą chwilę.Doszła do wniosku, że ma niewiele do stracenia.Może podświadomie już znalazła odpowiedź na dręczące ją pytanie, chociaż dotąd nie zdawała sobie z tego sprawy.Sokolnika nie powitają w Karstenie lepiej niż jej samej, gdyż to jego współplemieńcy, wspólnie ze Strażnikami Granicznymi, atakowali południowego sąsiada Estcarpu.Komu mógłby ją wydać? I co mógłby zdradzić poza wiadomością, że jakaś kobieta ze Starej Rasy chce powrócić na ziemie przodków? Przecież nie umiałaby powiedzieć, czego tam szuka, ani dlaczego musi to zrobić.Powie mu prawdę — tyle, ile będzie mogła — później niech sam zadecyduje, czy chce zostać zwolniony z przysięgi.W dolinie panował mrok, a oni nie rozpalili ogniska.Postać Sokolnika rysowała się ciemną plamą na tle skał.Było jej to obojętne, gdyż nawet za dnia nie umiała nic wyczytać z jego twarzy.Będzie musiał użyć głosu, żeby odpowiedzieć tak lub nie.— Szukam Sokolego Rogu — zaczęła.— Jest to starodawna posiadłość mojego rodu i długo czekałam, żeby tam wyruszyć.Zamierzałam skierować się na wschód przez podgórze i dopiero później pojechać przez nizinę.— Czy znasz drogę? — zapytał Sokolnik, gdy umilkła.Tirtha zamknęła oczy.W pewien sposób znała drogę, albo czuła, że ją pozna, kiedy nadejdzie odpowiednia chwila.Senne wizje — ktokolwiek je zsyłał — zaprowadzą ją do Sokolego Rogu.Lecz jak mogłaby opowiedzieć Sokolnikowi o swoich snach? A może jednak… Pierwszy raz wzięła pod uwagę taką możliwość.Od chwili znalezienia dziwnego miecza–sztyletu zmieniła początkową opinię o swym towarzyszu.Dlaczego — chociaż zarówno on sam, jak i jego bracia mienili się zajadłymi wrogami wszystkiego, co Stara Rasa czciła i ceniła — wetknął tę broń za pas? Przecież powinien był odrzucić ją daleko od siebie, a nawet wcale jej nie dotykać!— Znam — odparła krótko stanowczym tonem.Nie może mu przecież wyjaśnić, na jak kruchej podstawie opiera swą pewność.— Ale nie wiem, ile czasu potrwa taka podróż — dodała.— Może okazać się znacznie dłuższa od umówionego terminu.Chodziło mi o przeprawę przez góry.Kiedy dotrzemy do podgórza, wypełnisz swoją część umowy.Jeśli nawet potrwa to krócej, będziesz mógł odjechać.Milczenie Sokolnika przedłużało się, Tirtha oblizała wargi.Czemu się.niepokoiła? Przecież nigdy nie chciała, żeby towarzyszył jej przez całą, aż do końca, drogę.Dlaczego czekała teraz na jego odpowiedź z niezrozumiałym niepokojem?— Złożyłem przysięgę na dwadzieścia dni — odrzekł wreszcie chłodno jak zwykle.— Będę ci towarzyszył przez dwadzieścia dni bez względu na to, czy pojedziemy przez góry, podgórze czy też niziny Karstenu.Tirtha nie rozumiała, dlaczego powitała z ulgą jego słowa.Co ją łączyło z tym mężczyzną? Byli sobie zupełnie obcy.A jednak czuła, że gdyby Sokolnik dokonał innego wyboru, doznałaby zawodu.Zawsze trzymała się z dala od ludzi, woląc samotność i milczenie, więc to nowe i nieznane uczucie tak ją zaskoczyło, że szybko zepchnęła je do podświadomości.Powiedziała sobie w duchu, że droga przez podgórze może być niebezpieczna i że dwoje podróżników lepiej sobie poradzi niż jeden.Oprócz tego wolny sokół zgodził się służyć jej towarzyszowi, a zwiadowcze umiejętności tych ptaków były legendarne.— Niech więc tak będzie — odparła i pomyślała, że jej odpowiedź zabrzmiała zbyt ostro.Nie chciała jednak, by sądził, iż liczyła na właśnie taką odpowiedź.Rano dotarli do przełęczy.Droga w górę okazała się znacznie dłuższa, niż się wydawało.Ścieżka była stroma, musieli więc kilkakrotnie zsiadać z koni i prowadzić je za sobą.Sokół już z samego rana wzbił się w powietrze i powracał regularnie.Siadał wtedy wysoko na skale, czekał na nich i zawsze porozumiewał się z Sokolnikiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]